Anna Kalczyńska opisuje, jak zmieniła się praca w "Dzień dobry TVN"
W "Dzień dobry TVN" panują rygorystyczne zasady, do których Kalczyńska i reszta prowadzących musi się dostosować. Zmieniło się sporo także w jej życiu prywatnym, o czym opowiedziała.
Zarówno TVN, jak i TVP zapewniają, że dokładają wszelkich starań, aby emitowane na żywo programy ("Dzień Dobry TVN" i "Pytanie na śniadanie") były produkowane z zachowaniem szczególnych środków ostrożności. To oznacza, że trzeba było zmienić schemat codziennych programów nadawanych w studiu z udziałem gości. O tym, jak sprawę rozwiązano w TVN-ie, powiedziała w wywiadzie dla "Flesza" Anna Kalczyńska.
Kalczyńska porozmawiała z "Fleszem" o tym, jak zmieniło się życie w czasach kwarantanny. Nie tylko zawodowo, ale i prywatnie. Trzeba było zmienić zasady pracy na planie "Dzień dobry TVN", a w domu musiała o pandemii powiedzieć dzieciom w taki sposób, żeby zrozumiały nałożone z góry restrykcje.
Dziennikarka przyznaje, że wiele programów trzeba było odwołać, ale "Dzień dobry TVN" z ramówki nie zniknie. Uważa, że teraz program jest bardzo potrzebny widzom.
Jak wygląda praca na co dzień?
- Ograniczyliśmy ekipę do niezbędnego minimum, wszyscy nosimy maski i rękawiczki. Jedynie prowadzący siadają na kanapie bez nich. Korzystamy z płynów dezynfekujących i staramy się nie jeździć windami, chodzimy po schodach. Cały czas zapraszamy gości, ale zawsze już na początku informujemy ich, że jest możliwość przeprowadzenia wywiadu przez łącze internetowe - opisuje.
Kalczyńska przyznała, że wpadki się zdarzają, bo zdarzyło im się już, że gość w ostatniej chwili odwołał swoje łączenie na żywo.
Widzowie być może mogą dostrzec też szczegóły: nie ma fryzjera i makijażystek na planie.
Odniosła się też do tego, jak wygląda życie prywatne jej rodziny. Dzieci (ma troje) poradziły sobie dobrze z oswojeniem nowej sytuacji. Co nie oznacza, że się nie buntują. Wręcz przeciwnie.
- Moje dzieci najbardziej buntują się przeciwko temu, że nie mogą widywać się z przyjaciółmi. Wiedzą, że zgromadzenia są niedozwolone, tak jak wychodzenie z domu bez rodziców. Nie mogą zrozumieć, dlaczego nie wolno im się spotykać z kolegą "jeden na jednego" - mówi.
Paradoksalnie jej dzieci korzystają na tych zmianach w życiu. Kalczyńska przyznała, że wcześniej chodziły do szkoły trójjęzycznej i realizowały dwie podstawy programowe. Zajęcia miały aż do godziny 17. Teraz w domu uczą się tylko do 14 i mają więcej czasu dla siebie i rodziców.