Andrzej Chyra: "Pozwoliliśmy źle traktować ludzi, od których zależy nasze życie"
26.03.2024 08:31, aktual.: 26.03.2024 10:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W zakończonym niedawno plebiscycie Wirtualnej Polski w kategorii "najlepszy serial Polsat Box Go" zwyciężyła "Sortownia". Główną rolę gra tam Andrzej Chyra. Już po gali Wirtualna Polska porozmawiała z nim na temat pracy nad tym serialem i kreowania nietypowej postaci.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Czym rola w serialu "Sortownia" różniła się od twoich poprzednich kreacji?
Andrzej Chyra, aktor, odtwórca głównej roli w serialu "Sortownia": Była o tyle inna, że nie grałem, zwłaszcza w ostatnim czasie, tak dużej roli serialowej. W tego typu projektach, przy dłuższym czasie zdjęciowym, ma się zupełnie inną perspektywę w patrzeniu na swoją postać. Ale w tym przypadku była jeszcze inna trudność: ze względów produkcyjnych serial nie był kręcony chronologicznie. Specyfika miejsc, w których powstawały kolejne sceny, powodowała, że przenosiliśmy się z jednego do drugiego, "skacząc" jednocześnie po odcinkach: teraz siódmy, potem pierwszy, a na koniec trzeci. Budowanie roli przypominało więc trochę układanie jej z małych puzzli, które trzeba było wkładać w odpowiednie, pasujące miejsca.
Jak udało ci się poskładać te kawałki?
Bohater przechodzi bardzo głęboką, a jednocześnie mocno nieoczywistą przemianę. Musiałem zaufać swojemu instynktowi, czy może lepiej: swojemu wyczuciu, co do intencji bohatera.
Odnosiłeś się do kogoś konkretnego?
Nie znam opisu takiego przypadku, kiedy ktoś z prawego człowieka staje się nieświadomie seryjnym mordercą. Trudno było mi więc odbić się od kogoś konkretnego. Musiałem zatem podjąć decyzję: albo spróbuję to znaleźć gdzieś w sobie, albo raczej będę się starał na tyle uzewnętrznić emocje bohatera, zupełnie obce dla mnie samego, żeby przełożyło się to na moją ekspresję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Udało się?
Walczyłem z czasem, bo było go mało, walczyłem ze scenariuszem, walczyłem ze sobą. W tej ostatniej walce chodziło przede wszystkim o pozbycie się moich naturalnych odruchów. Chciałem przed nimi uciec, bo wiedziałem, że mój bohater nie może ich mieć. Na szczęście miałem wielkie wsparcie w reżyserce - ufałem jej ocenie naszych działań podczas zdjęć, była wyczulona na wszystko, co nie pasowało do mojej postaci. Koniec końców, oglądając całość, nie poczułem fałszu. Więc chyba się udało.
Można się domyślić, że przy tego typu roli i tego typu projekcie bardzo ważna była współpraca z osobami konsultującymi wszystko pod względem medycznym. Jak to wyglądało?
Tak, to była rzeczywiście współpraca bardzo intensywna. Byli z nami na planie i bardzo skrupulatnie przyglądali się wszystkiemu, co robimy, pilnowali, żeby wszystko było zgodnie ze sztuką medyczną, zwyczajami i przepisami. Nie ukrywam, że uspokajało mnie to bardzo - miałem świadomość, że tu nie ma żadnej improwizacji, żadnej wolnoamerykanki. Były precyzyjne wzorce, które trzeba było odtworzyć.
Czy gdybyś teraz trafił na SOR, miałbyś inne spojrzenie na to, co się tam dzieje, niż kiedyś?
Byłem na SOR-ze przed zdjęciami, zdarzyło mi się też trafić tam w czasie pracy nad serialem. Na szczęście po jego premierze nie miałem żadnego powodu, żeby się tam znaleźć. Widziałem więc, jak to działa i powiem krótko: jestem realistą, nie oburzam się na sprawy, które przekraczają ludzką wydolność. Denerwuje mnie, kiedy deprecjonuje się ludzi wykonujących tak trudne zawody, jak te, które są niezbędne na każdym SOR-ze, nie biorąc pod uwagę, że to często zawodzi system, a nie oni. Pozwoliliśmy, żeby można było traktować źle ludzi, od których zależy nasze życie.
W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: