Olga Szomańska o początkach medialnej kariery, plotkach na swój temat i rosnącej popularności
Olga Szomańska zdobyła ogromną popularność dzięki udziałowi w serialu "M jak miłość" oraz programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". Widzowie obu tych produkcji doskonale kojarzą ją również z występów z orkiestrą Piotra Rubika (w tym czasie do jej rąk trafiła m.in. SuperJedynka na 43 KFPP Opole 2006 oraz I nagroda "TOPTrendy Festiwal" Sopot 2007). Niewiele osób jednak wie, że jej kariera zaczęła się już znacznie wcześniej. W 1999 roku została bowiem laureatką "Szansy na sukces", w którym zaśpiewała piosenkę "W moim magicznym domu" z repertuaru Hanny Banaszak. To właśnie wtedy poczuła, że scena to jej żywioł. Czego jeszcze nie wiemy o jednej z najpopularniejszych gwiazd szklanego ekranu?
Anna Ryta: Dlaczego zgodziła się pani na udział w "Twoja Twarz Brzmi Znajomo"?
Olga Szomańska: Oglądałam poprzednie edycje programu, śledziłam poczynania swoich kolegów, wielokrotnie ich wybitne metamorfozy. Byłam ciekawa jak ja poradziłabym sobie z takimi wymagającymi wyzwaniami wokalno-aktorskimi. Pomyślałam sobie, że to program dla mnie. Mogłabym połączyć w nim wszystkie swoje pasje - śpiewanie, aktorstwo, dubbing, taniec. Kiedy jednak dostałam propozycję udziału w nim... byłam przerażona.
Która metamorfoza w programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" okazała się dla pani największym wyzwaniem, a w którym przebraniu i charakteryzacji czuła się pani jak ryba w wodzie?
Największym wyzwaniem była przemiana w Skin ze Skunk Anansie. Charakteryzacja do tej postaci trwała ponad 6 godzin, a także wymagała zrobienia dodatkowego odlewu całej głowy, abym mogła stać się całkowicie łysa bez utraty własnych włosów. Trzeba było również przerobić cały mój kark i plecy. Najprzyjemniejszą charakteryzacją był chyba Bruno Mars, dobrze się czułam jako jeden z najzdolniejszych współczesnych wokalistów. W ogóle czułam, że przy piosence "Uptown funk" wytworzyła się jakaś bardzo dobra, wyjątkowa atmosfera i energia wśród całej ekipy - tancerzy, charakteryzatorów, realizatorów, publiczności.
Choć program nagrywany jest z wyprzedzeniem, to czy zdarzyły się jakieś wpadki na planie, o których widzowie nie mieli pojęcia?
Wpadki na planie zdarzają się niezwykle rzadko, ponieważ cała ekipa jest zawsze perfekcyjnie przygotowana do realizacji kolejnego odcinka.
Wielu widzów, zarówno programu "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" jak i "M jak miłość", doskonale kojarzy panią z występów z orkiestrą Piotra Rubika i piosenką "Niech mówią, że to nie jest miłość". Jak wspomina pani tę współpracę?
To był cudowny czas, wiele się przy Piotrze nauczyłam. Zjeździliśmy wówczas całą Polskę. Zagraliśmy setki koncertów z niezwykle ciepłym, wręcz entuzjastycznym przyjęciem publiczności. Płyta "Tu Es Petrus" pokryła się podwójną platyną. Dzięki piosence "Niech mówią, że to nie jest miłość" zdobyłam wiele nagród, a dodatkowo zyskałam przyjaźnie, które trwają do dziś. Z Maćkiem Miecznikowskim nagrywamy nawet obecnie wspólną płytę.
Czuje się pani bardziej wokalistką czy aktorką?
Cały czas bardziej wokalistką, bo od tego zaczynałam. Chociaż od wielu lat te dwie umiejętności stale się przenikają przy okazji pracy w teatrze, czy ostatnio w serialu oraz programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo".
Choć od kilkunastu lat związana jest pani również z teatrem, gdzie gra pani w spektaklach i musicalach, dopiero dwa lata temu zadebiutowała pani na szklanym ekranie. Jak zatem trafiła pani na plan "M jak miłość"?
Wygrałam casting. Pojechałam na niego ostatniego dnia, w ostatniej chwili, totalnie nieprzygotowana, bo dowiedziałem się o nim 2 godziny wcześniej. Czułam jednak, że to będzie "ten" casting. Myślę, że już wchodząc do studia, byłam Marzenką.
Pamięta pani swoją pierwszą scenę w "M jak miłość"?
Tak, pamiętam doskonale. Byłam bardzo zdenerwowana, bo to był tak naprawdę mój pierwszy w życiu prawdziwy aktorski dzień zdjęciowy, chociaż oczywiście wcześniej występowałam w różnych teledyskach czy koncertach telewizyjnych. To była scena jazdy samochodem z Tomkiem (w tej roli Andrzej Młynarczyk), który podwoził Marzenkę "na stopa" do Grabiny. Dowiedziałam się wtedy, co to są duble, jak wygląda jazda na lawecie, a przede wszystkim, jak długo kręci się finalnie króciutką "dwójkową" scenę.
A jakiego typu sceny sprawiły pani najwięcej trudności?
Nigdy zapomnę scen wędkarskich. Marzenka bardzo dobrze łowi ryby, a ja nie mam o tym zielonego pojęcia. Zawsze gdy podczas ujęcia próbowałam zarzucić wędkę, to ona o coś się zaczepiała. Było dużo śmiechu, ale z drugiej strony zdjęcia mocno się przedłużały.
W "M jak miłość" od razu zaiskrzyło między graną przez panią bohaterką, czyli Marzenką, a Andrzejkiem, którego kreuje Tomasz Oświeciński. Trudno jest udawać, zagrać uczucie w taki sposób, aby w jego autentyczność uwierzyły miliony telewidzów? Publiczność dała się przecież nabrać...
Mnie i Tomka łączy poza planem naprawdę wielka sympatia. My się po prostu lubimy i to z pewnością pomaga nam przy pracy na planie. Wspieramy się w naszych tzw. karierach, których znaczący rozwój nastąpił praktycznie w tym samym czasie, czyli właśnie dzięki "M jak miłość".
Choć należy pani obecnie do grona najpopularniejszych gwiazd, wciąż unika pani tzw. ścianek i czerwonego dywanu. Niezwykle rzadko decyduje się pani również na udział w imprezach dla celebrytów. Dlaczego stroni pani od blasku fleszy?
Nie jest to dla mnie celem. Mam bardzo dużo pracy w teatrze, liczne koncerty po Polsce, co sprawia mi olbrzymią przyjemność i daje ogrom satysfakcji oraz spełnienia zawodowego. Zajmuje to jednak sporą część mojego życia, a czas wolny, który mi pozostaje, staram się poświęcać rodzinie. Nie unikam blasku fleszy, ale też nie staram się w nim być bez konkretnego powodu.
Plotkarskie media mają to do siebie, że co rusz dopatrują się romansów gwiazd. Jak reaguje pani na tego typu plotki i doniesienia na swój temat?
Na razie na szczęście niewiele ich było. Pewnie głównie dlatego, że moje życie prywatne nie daje im do tego specjalnych powodów. Jeśli już się pojawiają, to traktuję je z uśmiechem. Dla mnie nie mają żadnego znaczenia, dopóki nie krzywdzą moich najbliższych.
Nie jest również tajemnicą, że polski show-biznes bywa kapryśny. Czy "dał pani kiedyś po głowie"?
Na razie nie. Buduję mój świat życia zawodowego krok po kroku z mocnymi fundamentami. Nie przeżyłam zrobienia kariery w stylu "złotego strzału" jednego sezonu. Moje obecne miejsce to efekt naprawdę wieloletniej, konsekwentnej, mozolnej pracy. Z takiej drogi ciężko kogoś zawrócić.
Miała pani kiedyś nieprzyjemne sytuacje związane z popularnością np. uciążliwych paparazzi, którzy śledzili pani każdy krok?
Uważam, że mimo wszystko jest to aspekt życia gwiazd, które dały na to swoje przyzwolenie. Dopuściły kiedyś do swego życia prywatnego, wyraziły własną chęć takiej "popularności", która następnie niejednokrotnie wymknęła się spod kontroli. Mi na takiej kompletnie nie zależy.
Czy po sukcesie, jaki niewątpliwie odniosła pani, występując w "Twoja Twarz Brzmi Znajomo", chciałaby pani spróbować swoich sił w kolejnym programie z udziałem gwiazd np. "Tańcu z gwiazdami" lub bardziej ekstremalnym typu "Agent" lub "Azja Express"?
To zależy, jakie inne ciekawe wyzwania zawodowe będą na mnie czekały w tym czasie. Programy z udziałem gwiazd nie są moim nadrzędnym celem. Chcę robić ciekawe rzeczy, które będą sprawiać mi przyjemność i dawać satysfakcję. Zawsze chciałam wziąć udział w "Tańcu z gwiazdami", ale wiem, że mój Marcin (Marcin Kołaczkowski, partner aktorki - przyp. red.) znacznie chętniej pojechałby teraz ze mną na "Azja Express". W każdym razie nie mówię "nie". Każdą propozycję zawodową staram się przemyśleć i jestem na nie otwarta.
Zobacz także: Olga Szomańska o współpracy z Tomaszem Oświecińskim