Seriale zagraniczneZupełny koniec świata, czyli zapomnijcie o tym co było. Serialowa młodzież dawno przestała być urocza

Zupełny koniec świata, czyli zapomnijcie o tym co było. Serialowa młodzież dawno przestała być urocza

Kiedyś nie potrafiliśmy oderwać wzroku od ekranów. Wielu chciało być jak serialowy bohater albo mieć choć jego plakat nad łóżkiem. Dziś młodzież kręci zupełnie co innego.

Zupełny koniec świata, czyli zapomnijcie o tym co było. Serialowa młodzież dawno przestała być urocza
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Urszula Korąkiewicz

29.01.2018 | aktual.: 30.01.2018 16:06

Dużym nadużyciem byłoby powiedzieć – w serialach sprzed kilkunastu lat nie było problemów. Bohaterowie choćby "Beverly Hills 90210" też mierzyli się z mniejszymi lub większymi kłopotami. Pierwsze sercowe rozterki, rozwód rodziców, niechciana ciąża – to tylko niektóre z nich. A jednak… wszystkie, nawet najpoważniejsze problemy były posypane pudrem "teenage dramy", opowieści o nastolatkach w najmodniejszych strojach, wywodzących się z prestiżowych dzielnic. Dziś, kiedy wspomnimy dawny hit, na myśl nasuwa się właśnie kolorowy świat lat 90. Porównania, która miała większe powodzenie - Brenda albo Donna, czy kto był najprzystojniejszy – Brandon, Dylan czy Steve. To, czy serial poruszał ważniejsze tematy, schodzi na dalszy plan.

Obraz
© Materiały prasowe

Słodkie lata 90.

Na tym jednak nie koniec. Wystarczy wspomnieć "Jezioro marzeń" albo hit z nutą sci-fi "Roswell", żeby uzmysłowić sobie, że niezależnie od tego, w jakich okolicznościach była osadzona fabuła, nastolatków fascynowały głównie płomienne romanse na ekranie. To do serialowych przystojniaków wzdychały dziewczyny, to do ekranowych bohaterek najpopularnieszych dziewczyn w szkole się upodabniały. Chłopaki cóż, choć rzadko się do tego przyznawali, z pewnością nieraz też rzucili na te seriale okiem. Równolegle bawiły nas zupełnie już beztroskie "Słodkie zmartwienia", które do nastoletnich romansów dorzucały sporą dawkę gagów i komediowego sznytu.

Nastolatki na bogato

Kolejne lata przynosiły zupełnie inne spojrzenie na seriale dla młodzieży. Jednym z największych hitów okazały się "Słodkie kłamstewka", które przyciągały nie tylko nastolatków przed ekrany, ale już nieco starszą widownię. O co chodziło? Grupę przyjaciółek rok po zaginięciu jednej z nich prześladowało tajemnicze "A", a widzowie mieli przed sobą intrygującą zagadkę, gęsto przeplataną siecią kłamstw. Świat bogatych nastolatek, ich styl i rozrywki kusiły, ale chodziło w końcu o to, by ją rozwiązać. Im szybciej widz połapał się, o co w tym wszystkim chodzi, tym większa była satysfakcja.

Obraz
© Materiały prasowe

W podobnym tonie historię opowiadała "Plotkara". Mieszkanka jednej z najbardziej eleganckich dzielnic Nowego Jorku opisuje wszystkie nowinki dotyczące elity nastolatków poczynając od zwykłych wydarzeń szkolnych, a kończąc na najbardziej odlotowych, dekadenckich imprezach. Czytelnicy wiedzą wszystko o wszystkich, nie znają tylko tożsamości Plotkary. I znów trafiamy w świat popularności, pieniędzy, imprez i romansów. Prawdziwych? Nie ważne. Ważne, żebyśmy zwyczajnie mieli przyjemność z oglądania.

Dziś "wszystko jest do kitu"

Co dostajemy dziś? Nie da się ukryć, że w przeciągu ostatnich kilku lat wśród seriali dla młodzieży czy z młodzieżą w roli głównej, przoduje Netflix. Nie chodzi tutaj jednak o "Stranger Things" czy "Dark", które podbiły serca fanów sci-fi. Na platformie zrobiło się więcej miejsca dla produkcji, w których młodzież jest mniej popularna w szkole, nie ma markowych ciuchów, za to bardziej skomplikowaną osobowość.

Duże wrażenie zrobiło "13 powodów", w którym fabuła próbuje odpowiedzieć na pytanie – dlaczego bohaterka postanowiła skończyć ze swoim życiem. Twórcy postawili na wyjątkowo trudny główny wątek, a jednak serial spotkał się z dobrym odbiorem. Trudno się dziwić. Zmieniły się czasy, zmieniła się młodzież. Trudno się oprzeć wrażeniu, że dziś ma większą odwagę, by wyrażać swoje poglądy. Fakt, dalej są rozkrzyczaną młodzieżą, ale polukrowany szkolny świat już im nie wystarcza.

Obraz
© Materiały prasowe

Pójdźmy dalej. Netflix porwał się na nietypową formę. 10-odcinkowy serial, w którym każdy z epizodów liczy co najwyżej 20 minut. Nie dajcie się zwieść, to nie żaden sitcom. Pojawił się* "The End of The F…king World"*. Gdy tylko trafił na ekrany, szybko wywołał spore zainteresowanie. Fakt, czegoś takiego jeszcze nie było. Główny bohater, 17-letni James chce przed samym sobą udowodnić, że jest… psychopatą. Postanawia w tym celu kogoś zabić. Poznaje w szkole Alyssę i wydaje się idealną kandydatką, ale gdy poznają się bliżej, sprawy zaczynają się komplikować. Szybko dochodzą do wniosku, że zbyt wiele ich łączy i… zostają parą. Happy end? Rozczarujecie się.

Pechowa para to w ich przypadku delikatne określenie. A jednak dwójka pesymistycznie nastawionych dzieciaków ze skłonnością do destrukcji wszystkiego wokół podbiła serca widzów. Trzeba przyznać, że na serię niefortunnych zdarzeń i nieszczęść, jakie spotykają bohaterów, chwilami trudno się patrzy. Dla tej dwójki to prawdziwy koniec świata. A jednak mamy jakąś przyjemność w odkrywaniu tego, co się stanie dalej, jak poradzą sobie w beznadziejnej rzeczywistości, gdy uciekają z domu, są zdani na siebie i podejmują coraz to gorsze decyzje.

Jest w tym serialu coś, co przyciąga: czarny humor, chęć wyrwania się z dotychczasowej rzeczywistości i buntowniczy charakter, który określał wielu z nas jako nastolatków. To nie są popularne dzieciaki, to nastolatki które piją, klną i robią masę życiowych błędów w krótkim czasie. Żyją w imię zasady "no future". Wzór do naśladowania? Zdecydowanie nie. Przeciwwaga dla wyidealizowanego telewizyjnego świata? Jak najbardziej. I być może dlatego tak przyciąga.

Niebawem będziemy mogli zobaczyć kolejną gratkę od Netfliksa, która przybliży nam lata 90, ale w innej odsłonie niż seriale z epoki. 16 lutego odbędzie się premiera 10-odcinkowego serialu "Everything sukcs", który ma być zwariowaną komedią o dorastaniu. Akcja ma toczyć się w czasach, w których słuchało się muzyki z walkmana, grało się w gry na Amidze i korzystało z wdzwanianego dostępu do internetu, a zamiast oglądać Netfliksa chodziło się do wypożyczalni kaset wideo. Co więcej, ma to być opowieść o dwóch grupach klasowych outsiderów, którzy dzielą się na fanów filmu i miłośników teatru. Trzeba przyznać, że tak jak zmieniły się gusta widzów, tak zmienił się sposób opowiadania historii przez twórców seriali. I wygląda na to, że się przyjmie. W końcu fenomen "Stranger Things" pokazał, że mamy ogromny sentyment do młodzieżowych prosukcji niczym z lat 80. Czy dzięki nowemu serialowi zatęskimy za 90.? Przekonamy się niebawem.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)