"Zmiennicy": Ewa Błaszczyk wiele ryzykuje
Niedawno pisaliśmy o kłopotach kliniki "Budzik", o której powstanie walczyła aktorka i prowadzona przez nią fundacja "Akogo?". W najnowszym wywiadzie artystka odniosła się do ostatnich wydarzeń. Mało kto wie, że nawet mały błąd może ją sporo kosztować...
Ciąży na niej ogromna odpowiedzialność
Z myślą o innych
Mimo nieprzychylnej decyzji, Błaszczyk nie załamuje rąk. Ma dla kogo walczyć. Klinika, której jest pomysłodawczynią, jest pierwszą i jedyną tego typu placówką w Polsce.
Jeszcze niedawno gwiazda mogła liczyć na życzliwość samego premiera, Donalda Tuska, a także urzędników. Niestety, nie na długo...
Nieprzychylna decyzja
- Mieliśmy już przez chwilkę kontrakt podpisany z NFZ na trzy lata, ale tak jak cała polska rehabilitacja musieliśmy dostosować się do nowego zarządzenia NFZ-u, że wszystkie kontrakty są podpisywane tyko na pół roku i w grudniu będziemy w tym samym punkcie - wyjawiła aktorka w rozmowie z "Galą".
Nie ma zamiaru się poddać
Błaszczyk czuje żal do urzędników, ale wie, że nie tylko klinika "Budzik" padła ofiarą zmian w przepisach. To jednak aktorka może najdotkliwiej odczuć ich skutki.
Na artystce i prowadzonej przez nią fundacji spoczywa odpowiedzialność za los szpitala. Jego niepewna przyszłość oznacza dla nich bardzo złe wieści.
- Wzięliśmy kredyt z Unii Europejskiej i za pięć lat, w razie czego, rzeczywiście zapłacimy głową - zdradziła na łamach dwutygodnika.
Nie została ze wszystkim sama
W trudnych chwilach gwiazda "Zmienników" może jednak liczyć na pomoc innych.
- Wiele rzeczy pozyskujemy od darczyńców. Czasami przyjeżdża ciężarówka wyładowana po brzegi jakimiś rzeczami, które są nam potrzebne, a my jesteśmy bardzo zadowoleni, że nie musimy wydawać na nie pieniędzy.
Daje szansę na wyzdrowienie
Od pomysłu powstania szpitala do jego wybudowania droga była daleka. Aktorka musiała stawiać czoła wielu przeciwnościom, jednak udało jej się spełnić nie tylko swoje marzenie, ale także wielu rodziców, których dzieci doznały ciężkich urazów mózgu. Dziś klinika znakomicie funkcjonuje i niesie pomoc kolejnym pacjentom.
- "Budzik" żyje swoim życiem. Oczywiście wspieram jego działalność. Będę załatwiać sprawy naukowe, formalne. Ale nie powinno już być takiego stresu, rozmów z NFZ, obaw, że wszystko się zawali. To jednak było czternaście lat walki z systemem.
Daje z siebie wszystko
Błaszczyk łączy pracę w fundacji z aktorstwem. Jak twierdzi, występy przed publicznością na scenie czy przed kamerami są czymś, bez czego nie mogłaby żyć. Tak samo, jak bez wielu innych zajęć. To one dodają jej sił.
- Dla mnie mój zawód jest ogromnym szczęściem i wentylem. Nie dałabym rady robić tego wszystkiego, gdybym nie miała pewnego odskoku, różnych środowisk, różnych projektów. Czerpię energię z jednego pola, a potem przenoszę ją na drugie, i tak to się toczy.
Wciąż ma nadzieję
Aktorka od ponad dekady walczy o wybudzenie ze śpiączki swojej córki, która przed laty niefortunnie zakrztusiła się tabletką. Ostatnio pociecha gwiazdy przeszła w Moskwie kurację, w której wykorzystano komórki macierzyste. Przyniosła ona pewną poprawę, jednak stan dziewczyny nie uległ zbyt dużym zmianom.
- Człowiek, jak leży latami, to się niszczy, podlega destrukcji. Ola jest w dobrej formie jak na 14 lat leżenia. Wszystko należy sprawdzać. Nie każda metoda jest dobra, nie każda pomaga - zapewniła w "Gali".
Błaszczyk zdaje sobie sprawę, że jej córka najprawdopodobniej nie wybudzi się już ze śpiączki. Nie traci jednak nadziei i wspiera innych, dla których klinka "Budzik" jest szansą na nowe życie.