Żenujące zakończenie Oscarów. Nikt się tego nie spodziewał
Tegoroczna ceremonia wręczenia Oscarów znacznie odbiegała standardami od poprzednich gal. Sposób, w jaki pożegnano się z widzami, pozostawia spory niesmak.
Gale wręczenia Oscarów były dotychczas wielkim świętem kina. Z powodu pandemii ceremonia miała inny przebieg niż zwykle. Zamiast w Dolby Theatre filmowe sławy spotkały się na dworcu kolejowym Union Station w Los Angeles w składzie okrojonym do zaledwie 170 osób. Jednak to nie samo miejsce uroczystości wpłynęło na zupełnie inną atmosferę.
W tym roku zdecydowano, że gali nie poprowadzi jeden lub para prowadzących. Na scenie pojawiały się wyłącznie osoby wręczające nagrody oraz laureaci Oscarów. Każdy z nich wygłaszał wstęp w swoim stylu, przez co nie dało się uniknąć chaosu.
Im bliżej końca, tym bardziej widzowie mogli poczuć się rozczarowani. Wisienką na torcie okazał się występ wodzireja, który zadawał oscarowym gościom muzyczne zagadki. Do niechlubnej historii Oscarów 2021 zapisze się Glenn Close, kręcąca pupą przed kamerami.
Organizatorzy gali zaskoczyli również zmienioną kolejnością przyznawania nagród. Zawsze jako ostatni ogłaszano najlepszy film. Tym razem była to trzecia kategoria od końca, po której przyznano jeszcze Oscary dla pierwszoplanowych aktorów. Gdy podano informację, że laureatem został Anthony Hopkins za rolę w filmie "Ojciec", dosłownie kilkanaście sekund później, ku całkowitej konsternacji widzów i zaproszonych gości niemal bez słowa zakończono galę.
Aktora nie było na gali ani w Los Angeles, ani w Londynie. Nikt nie odebrał nagrody w jego imieniu. Transmisja zatem została prędko zakończona. Co zaskakujące, nie dokonał tego nikt znany i ceniony, a didżej prowadzący imprezę na dworcu. Zmęczeni widzowie zapewne poczuli się skonfundowani. W sieci pojawiły się komentarze, że było to najgorsze telewizyjne zakończenie od czasów "Gry o tron".