Zaje**ście śmiesznie? W telewizji bez przekleństw nie ma już show
Jeszcze niedawno niektóre słowa były niedopuszczalne na wizji. Dziś nawet nikt nie "wypikuje" wyrazu uważanego za wulgarny. Obniżył się poziom telewizji czy standardy odbiorców?
27.11.2017 | aktual.: 27.11.2017 19:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy w 2002 r. Michał Wiśniewski krzyczał do ludzi ze sceny "jesteście zaje**ści", podczas koncertu transmitowanego na żywo, wzbudziło to wielkie kontrowersje. Podniosło się larum, bo część z widzów czuła się oburzona używaniem takiego wyrazu na wizji. Tymczasem w ostatnim odcinku "Master Chefa" słowo "zaje--ście" było odmieniane przez wszystkie przypadki i padało częściej niż nazwy potraw. Czy dla widza jest to smaczne?
- Ten wyraz pochodzi od słowa "jeb*ć" i jest naturalnie uważany za wulgaryzm. Nie powinno się tak wyrażać w telewizji, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. To język skrajnie uproszczony, używany w prymitywnych kręgach, w których zasób słów nie jest duży. Używa się często tego słowa jako zamiennika, hiperboli jakiegoś pozytywnego przymiotnika. Podobnie jest ze słowami "super" czy "mega". Przez to, że takie słowo pada nagminnie w mediach, tracimy wrażliwość na wulgarność - twierdzi językoznawca Maciej Mrozowski.
Nie jest nowością, że w "Master Chefie" czy innego typu reality show, serwuje się nam rozrywkowego fast fooda. Problem w tym, że brakuje mu nawet świeżości. Wulgaryzmy są częścią języka. I nie ma co się dziwić, że w programie bazującym na emocjach pojawiają się mocne słowa. Magda Gessler nie byłaby sobą gdyby nie klęła jak szewc. Problem w tym, że wszystko jest "zaje--ste". Język polski jest tak piękny i kwiecisty, że nawet klnąc można z fantazją. Choć w dalszym ciągu nie kształtuje to dobrych wzorców, to przynajmniej świadczy o fantazji autora. Skąd ten brak polotu?
- Jestem zajeście przeciw używaniu słowa "zajeście" - śmieje się Andrzej Maślankiewicz, sekretarz generalny Portalu Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej. - Mamy tak dużo innych określeń, że nie ma potrzeby się ograniczać, ale w telewizji spotykamy się niestety z wieloma nieprawidłowościami. Jestem dziennikarzem od ponad 50 lat i standardy w mediach nieustannie się obniżają. Nawet jeżeli ktoś by wniósł skargę, to co z tym zrobimy? Jeżeli pójdzie pan na polskie filmy, zobaczy pan ile tam jest wulgaryzmów. Później ludzie tego używają i wulgaryzm staje się akceptowaną formą. Jeżeli piosenkarka pokroju Dody mówi do tysięcy fanów na koncercie "ale zaje**ście” to też jest jasny komunikat, tego co wolno w przestrzeni publicznej. Musiałby się wziąć za to szkoły. Jednak nawet gdyby tak się stało, ogromne znaczenie odgrywają media i celebryci - dodaje Maślankiewicz.
Dlaczego tak wielu ludzi lubi słyszeć przekleństwa w każdej możliwej sytuacji? O ile rozumiem zachwyt nad XIII Księgą Pana Tadeusza, gdzie opisanie "ujeżdżania Zosi" to rubaszny i wulgarny popis artystycznego kunsztu, to nie mogę zrozumieć salwy śmiechu widowni w kinie, gdy podczas emisji losowej polskiej komedii z ust aktora pada słowo "kur*a".
- To, że oglądając polski film cała sala śmieje się z padającego wulgaryzmu świadczy o upadku obyczajów. Nikołaj Gogol pisał "Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!" - mówi Andrzej Maślankiewicz.
"Zaje**ście" już takiego entuzjazmu w kinach nie budzi. Nic dziwnego. Spowszedniało, jest jak zwykły przecinek. To bardzo smutne i nie chodzi wcale o bycie purytańskim. Wulgaryzmy to wyrazy istotne, niosące duży ładunek emocjonalny. Gdy będziemy nimi szastać w przestrzeni publicznej, później w wyjątkowych przypadkach zwyczajnie zabraknie nam słów.