Za wielkie oszustwo wokalista Milli Vanilli zapłacił życiem
None
Początki były obiecujące
Duet Milli Vanilli pod koniec lat 80. nie miał sobie równych. Fanki na całym świecie mdlały, gdy przystojni muzycy prezentowali na scenie swoje taneczne choreografie. Setki tysięcy sprzedanych płyt w Stanach i Europie sprawiały, że grupa okupowała pierwsze miejsca niemal wszystkich rankingów sprzedażowych. Jakkolwiek by jednak nie zachwycać się ich stylem, kończy się to zawsze w ten sam sposób - wielkim skandalem.
Pomysłodawcą duetu Milli Vanilli był producent Frank Farian. Zespół doskonale radził sobie na światowym rynku muzycznym. Zachwycona branża w lutym 1990 roku uhonorowała Milli Vanilli najbardziej prestiżowym wyróżnieniem muzycznym - statuetką Grammy. Rob i Fab zadedykowali nagrodę wszystkim artystom na świecie.
Wszystko jednak zaczęło się psuć w 1989 roku. Podczas występu dla MTV zacięła się taśma z playbackiem. Pierwsze plotki i spekulacje rozeszły się błyskawicznie.
Przyznali się do oszustwa
Prawda musiała w końcu wyjść na jaw. Pierwszą osobą, która postanowiła ujawnić wielką tajemnicę projektu był Charlesa Shawa. Rozgoryczony napisał list do dziennikarza "New York Newsday". Zdradził w nim, że tworzący grupę Rob i Fab to jedynie podstawieni przez producenta modele i wcale nie śpiewają na uwielbianej przez fanów płycie. Podobno zapłacono mu pokaźną sumę i szybko wycofał się ze swoich oskarżeń.
Plotki jednak mnożyły się na potęgę. Presji nie wytrzymał ostatecznie Farian. Producent podał do informacji publicznej wiadomość, że Morvan i Pilatus wcale nie uczestniczyli w nagraniach bijącego rekordy popularności albumu "All or Nothing", a jedynie występowali w teledyskach. Reakcja Narodowej Akademii Sztuki i Techniki Rejestracji, która przyznaje nagrody Grammy była natychmiastowa. Podjęto decyzję o cofnięciu wyróżnienia dla zespołu. Krótko potem Robert i Fabrice wzięli udział w konferencji, podczas której zwrócili statuetki oraz potwierdzili oszustwo, zrzucając w dużej mierze winę na Fariana.
Nie pozostawiono na nich suchej nitki
Kiedy prawda o Milli Vanilli wyszła na jaw, Rob nie potrafił poradzić sobie z sytuacją. Opinia publiczna była wstrząśnięta, a dziennikarze nie zostawili na wokalistach suchej nitki.
Pilatusowi ciężko było pogodzić się z taką kompromitacją. Zaczął nadużywać narkotyków, podjął kilka prób samobójczych. Do tego doszły kłopoty z prawem.
Kłopoty z prawem i próba powrotu
W listopadzie 1990 roku gwiazdora aresztowano w jego domu w Los Angeles. Pilatus został oskarżony o molestowanie seksualne. Ofiarą miała być 25-letnia kobieta. Członek Milli Vanilli wyszedł z aresztu po uiszczeniu kaucji w wysokości 10,5 tysiąca dolarów.
Choć wydawało się, że zarówno Rob jak i Fab nie mają szans na dalszą przyszłość w branży, panowie i tak postanowili wrócić na scenę. W 1992 roku podpisali kontrakt płytowy z nową wytwórnią i wydali krążek o wdzięcznej nazwie... "Rob & Fab". Pomysł okazał się totalną porażką. Album rozszedł się w skromnym jak na ówczesne warunki nakładzie 2 tysiący kopii, a wytwórnia zbankrutowała krótko po premierze krążka.
Tragiczna śmierć tuż przed powrotem
Kolejne kłopoty z prawem, uzależnienie i ciągła presja mediów po ujawnionym skandalu sprawiły, że Rob stał się wrakiem człowieka. Farian jednak zdołał zmobilizować kolegę po raz kolejny i tak powstał projekt The Real Milli Vanilli.
W 1998 roku planowano wydanie płyty "Back and in Attack", na której świat miał usłyszeć prawdziwy wokal Roba i Faba. W ramach promocji albumu przygotowano też trasę koncertową. Niestety wtedy doszło do tragedii.
W przeddzień planowanego tournee, 2 kwietnia 1998 roku, Rob zmarł w hotelowym pokoju Frankfurcie. Jako przyczynę zgonu podano przedawkowanie leków. Miał 33 lata. Muzyka pochowano w Monachium. Płyta "Back and in Attack" nigdy nie została wydana.
Świat nadal pamięta
Mimo że od tamtej tragedii minęło właśnie 16 lat, Milli Vanilli nadal spostrzegani są jako symbol oszustwa. Jak dotąd zespół jest jedynym, któremu odebrano statuetkę Grammy.
- Sprzedaliśmy duszę diabłu - mówił Rob w rozmowie z "L.A. Times". W wyprodukowanym przez VH1 dokumencie "Behind the Music" Pilatus opowiadał o wstydzie, jaki czuł po skandalu: - To jakby coś ci się stało, i czujesz, jakbyś umierał. Tylko, że nie umierasz - przyznał z bólem.