Z kim walczy Rosja? Teraz z "władcą piekieł, Lucyferem i satanistami"
Nowy przekaz Kremla. Teraz Rosjanie walczą już nie tylko z nazistami, ale z samym szatanem. W tym religijnym boju dobra ze złem Moskwa może sięgnąć po wszystkie środki. - Kreml mówi "jasno": my co prawda broni atomowej nie użyjemy, ale jak będzie trzeba, to użyjemy - mówi dr Wojciech Siegień z Uniwersytetu w Białymstoku.
Sebastian Łupak: Czy w prokremlowskiej rosyjskiej telewizji pojawiają się częściej głosy krytykujące wojnę?
Dr Wojciech Siegień: Jeszcze nie. Krytykuje się nie samą wojnę, ale sposób jej prowadzenia – a to spora różnica. Nikt nie mówi na głos, że "specoperacja" była złym pomysłem i że powinna być zakończona. Mówi się raczej, że jest źle prowadzona, krytykuje się generalicję, ich taktykę czy nieumiejętnie wykonany pobór. Tu narracja rzeczywiście się zmienia, bo trzeba uspokoić masy.
Masy są niezadowolone?
No cóż, Kreml naruszył umowę społeczną, która głosiła, że my tam gdzieś daleko prowadzimy wojnę z udziałem zawodowego wojska i wagerowców, a wy sobie ją spokojnie oglądacie w telewizji jako kolejny serial.
I ta umowa została złamana. Pobór dotyczył 300 tysięcy mężczyzn, a to dotknęło osobiście wiele rodzin. Ludzie byli niezadowoleni. Rodziny same musiały kupować rekrutom mundury, kaski czy środki higieniczne. Zaczęła się więc krytyka wojenkomów, czyli wojskowych komisji poborowych: że tak nagle, że z łapanki, że nie tych co trzeba wzięli. Nie krytykuje się Kremla czy Putina, ale lokalne komisje, jakiegoś komandira gdzieś na prowincji. To doły są złe, ten zły lokalny gubernator, a sam biedaczek Putin o wszystkim nie wie, no bo przecież nie może.
Z drugiej strony są głosy, zwłaszcza z tzw. Z-kanałów na Telegramie, od korespondentów wojennych, że wojna jest zbyt delikatna, że trzeba ostrzej, szybciej, że trzeba więcej bombardować, uderzać w obiekty cywilne, w infrastrukturę. Pojawiają się pytanie: no kiedy wreszcie uderzycie w dzielnicę rządową w Kijowie przy ul. Bankowej? Walić więcej po centrach miast!
Rosjanie zagłosowali nogami. Wielu, jak widzieliśmy, uciekło przed poborem do Gruzji, Kazachstanu, a nawet Finlandii.
Do samej Gruzji uciekło od początku wojny około 200 tysięcy Rosjan. Ale czy to dużo, zważywszy, że jak mówi generał Siergiej Szojgu oni mają w zanadrzu 25 milionów poborowych? Myślę, że jeśli będzie trzeba, odbędzie się tam drugi i trzeci pobór. I ludzie się znajdą.
Przecież Rosja płaci za tę wojnę ogromną cenę…
Ukraińcy i Amerykanie liczą, że po stronie rosyjskiej może być już 70-80 tysięcy ofiar. Nikogo nie stać już na cynkowe trumny. Jak mają szczęście i nie porzucą ich ciał przy drodze, to matki odbierają ich w poliesterowych czarnych workach.
To dlaczego mimo to jadą na front?
Skoro dziadek walczył z nazizmem, to wnuk też czuje taki obowiązek wobec ojczyzny. Kocha Matuszkę Rassiję i chce za nią walczyć. Jest prawdziwym patriotą.
Pieniądze?
Pieniądz to główny argument. On powoduje, że rodzina wysyła syna na wojnę. Jeśli ktoś zarabia miesięcznie 25 tysięcy rubli (ok. 1300 zł), a tu obiecuje mu się 200 tysięcy (ok. 15 tys. zł), to naprawdę wielu się skusi.
Inna sprawa, że ostatnio pojawiły się wątpliwości, czy te obiecane 15 tys. zł to jednorazowa wypłata, czy miesięczny żołd. Ktoś znów może poczuć się oszukany, bo obiecano mu worek pieniędzy, a ich nie dostał. Chociaż - biorąc pod uwagę, że źle wyszkolony i słabo dowodzony rekrut ma szansę przeżyć na froncie średnio około 2 tygodni - cała ta dyskusja, czy to jednorazowa wypłata, czy stała pensja, robi się nieco bezprzedmiotowa.
Dlaczego więc 300 tysięcy dodatkowych młodych mężczyzn decyduje się oddać życie za 15 tys. zł?
A nuż przeżyję, świetnie zarobię, spłacę kredyty, coś jeszcze na froncie ukradnę i wrócę do domu jako bohater. Ale to oczywiście za mało. I tu wchodzi cała rosyjska propaganda. To ona daje psychologiczną i etyczną racjonalizację tej materialnej decyzji.
Czyli jadę nie tyle zarobić grubą kasę i nakraść, ile w szlachetnym celu ochrony ludności Donbasu przed nazistami?
To też. Ale to już powoli przestaje działać.
Dlaczego?
Rosjanie zauważyli, że po stronie Ukrainy mają do czynienia z wojną ludową, powszechną. Tam cały naród jest zjednoczony i przekonany, że musi bronić domu i rodziny przed agresorem.
Jeśli ogłasza się tam zbiórkę na 50 transporterów opancerzonych i ma ona trwać osiem dni, to już dzień później mają zebrane pieniądze nie na 50, ale na 60 takich transporterów. W ciągu półtora dnia zbierają 200 milionów hrywien (26 mln złotych).
A Rosja próbuje sztucznie, odgórnie, zrobić coś podobnego. Zjednoczyć cały naród wokół wojny. Pojawiają się więc w propagandzie cały czas nowe wątki.
Jakie to wątki?
Teraz to już walka egzystencjalna o przetrwanie ruskiego miru, ruskich wartości i Rosji. Wszyscy, jako jeden byt narodowy, bronimy się przez Zachodem. To baśniowa walka dobra ze złem. My – Rosjanie – jesteśmy ci dobrzy. My wyznajemy prawdziwe wartości, cenimy chrześcijańską wiarę. A oni chcą nam narzucić obce, zgniłe wartości, sodomię i zniszczyć nas. Po tamtej stronie jest szatan, Lucyfer, władca piekieł, sataniści. A po naszej - sam Stwórca – to dosłowne cytaty z Putina, Miedwiediewa czy Sołowiowa. To jest święta wojna, a jako że Bóg i Cerkiew są z nami, to my mamy "sakralną siłę". Jak się nie obronimy, to świat dobra zginie.
Pojawiła się też tzw. teoria złotego miliarda…
Co to za znaczy?
Głosi ona, że na świecie żyje miliard ludzi, którzy są zamożni: w USA, Europie, Australii, Kanadzie. I oni będą pilnować, żeby nikt inny się nie wzbogacił. Oni chcą zrobić z Rosjan ubogich niewolników. To światowy spisek Gatesa, Sorosa, Bidena, etc. Ale my, Rosjanie, się nie poddamy, wygramy z nimi i to my będziemy bogaci, a oni popadną w biedę. Satysfakcja, że tzw. złoty miliard w Europie i USA cierpi teraz w wyniku inflacji jest w Rosji ogromna.
Pojawiają się więc wciąż nowe teorie spiskowe, które mają skonsolidować dzielnych Rosjan przeciw światu zachodniemu i przedstawić tę wojnę jako konflikt pobożnego, czystego moralnie Wschodu z upadłym, zdemoralizowanym i skomercjalizowanym Zachodem.
Czy w klimacie tego szaleństwa jest szansa, żeby siąść do stołu negocjacji?
Pojawiają się takie sporadyczne głosy ze strony Kremla, nawet samego Ławrowa. Ale nikt rozsądny nie wierzy w nie. Wszyscy analitycy mówią, że Moskwa chce po prostu zyskać na czasie. Udając, że chce dyskutować, Kreml chce tak naprawdę przetrwać zimę i przeczekać ukraińską kontrofensywę, żeby wiosną znów uderzyć. Potrzebują czasu, żeby odbudować potencjał, stworzyć nowe jednostki i odnowić ofensywę. Ich wojska muszą rotować i mieć kogoś w odwodzie.
Czyli nie powinniśmy się spodziewać końca wojny?
Poważni analitycy mówią, że chroniczny konflikt może potrwać nawet 3-5 lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co może być dalej?
Najbardziej niepokojące są wyrażane przez Moskwę dwuznaczne sygnały o możliwości użycia broni atomowej, gdyby mieli przegrać. Kreml mówi "jasno": my co prawda broni atomowej nie użyjemy, ale jak będzie trzeba, to użyjemy.
Putin mówił kiedyś na konferencji prasowej, że "przeciwnicy Rosji zdychają na froncie, a Rosjanie od razu idą do nieba". Biorąc pod uwagę, że teraz wojnę przedstawia się w Rosji jako "sąd ostateczny" czy "czas oczyszczenia", brzmi to bardzo niepokojąco. Wizja grzyba atomowego jest, niestety, możliwa, jeśli twardogłowi generałowie przekonają do swojej szalonej wizji Putina.
rozmawiał Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski