Wywiad z Rutu Modan
Tomasz Pstrągowski: W jednym z wywiadów z tobą wyczytałem, że wszystko, co rysujesz bierzesz z prawdziwego życia. Za każdą twoją fabułą stoi prawdziwa historia. Jaka prawdziwa historia stoi za "Ranami wylotowymi"?
Rutu Modan: Główny wątek oparłam na filmie dokumentalnym, który widziałam. Opowiadał o ataku terrorystycznym na autobus. Zginęło 17 osób. Jedno z ciał zostało zupełnie zniszczone, nie sposób było go zidentyfikować. To się czasami zdarza, ale niezwykłe było to, że nikt się po nie nie zgłosił. Autorzy filmu dokumentalnego prowadzili śledztwo, próbowali dowiedzieć się, kim jest ofiara. Zazwyczaj jeżeli ktoś ginie, ktoś inny go szuka, tym razem było inaczej.
Pomyślałam, że to bardzo mocna historia. Zdecydowałam więc zbudować wokół niej fabułę. Wymyśliłam dziewczynę, która chce wierzyć, że ciało należało do jej kochanka. Która, chce wierzyć, że istnieje wytłumaczenie, dlaczego przestał do niej dzwonić. Na tym oparłam główny wątek.
Ale także wątki poboczne i drugoplanowe oparte są na historiach zaczerpniętych z prawdziwego życia - mojego lub moich znajomych. Niektóre oczywiście wymyśliłam, ale nawet one są prawdziwe. Chcę tworzyć historie, które opowiadają o prawdziwym życiu. Nie interesuje mnie fantazjowanie, ani superbohaterowie.
Tomasz Pstrągowski: Czy w takim razie, za bohaterami, których stworzyłaś też stoją jakieś prawdziwe historie?
Rutu Modan: Numi jest częściowo inspirowana moją znajomą z dzieciństwa. Jej matka była królową piękności, która wyszła za miliardera - to jest coś, czym zajmują się królowe piękności. Ale ich córka wyglądała bardziej jak ojciec niż matka. Nie była szczególnie atrakcyjna. Matka była tym załamana. Uważała, że jej dziecko nie jest dość piękne. Przecież miała być kolejną królową piękności. Sprawiła, że jej życie było okropne. Namówiła ją na operację plastyczną.
Budując postać Numi chciałam, by ta bohaterka była prawdziwsza niż zazwyczaj są kobiece postacie komiksowe. Nie chciałam by była superkobietą, ani tą bezradną istotą, którą mężczyzna musi ratować. To, że jestem kobietą nie znaczy, że muszę się identyfikować ze stereotypowymi postaciami z komiksów tworzonych przez mężczyzn - choć nikogo nie osądzam. 99 procent postaci kobiecych, to piękności - nie tylko w komiksie, ale w ogóle w sztuce. A w prawdziwym życiu mężczyźni są otwarci także na inne kobiety.
Tomasz Pstrągowski: Myślisz, że stereotypy są wykorzystywane w komiksie częściej niż w innych sztukach?
Rutu Modan: Myślę, że nie ma żadnego powodu, by tak twierdzić. Być może w komiksie mainstreamowym tak, ale to tak jak w mainstreamowej sztuce. A przecież poza nim istnieje bardzo dużo tytułów. Nigdy nie uważałam, że komiks jest gorszym gatunkiem sztuki, płytszym, czy chętniej posługującym się stereotypami. Dla mnie komiks był zawsze medium, które opowiada historie. Nawet jako dziecko tak uważałam. Możesz więc opowiadać jakie chcesz fabuły, medium komiksowe nie ogranicza cię w tej sprawie. Ekscytujące w komiksie jest to, że wiele historii nie zostało w nim jeszcze opowiedzianych. Dzięki temu niemal wszystko co robisz jest świeże.
Tomasz Pstrągowski: Skąd tytuł "Rany wylotowe"?
Rutu Modan:Rana wylotowa to rana, która powstaje po wyjściu pocisku z ciała. Kula, która wchodzi w ciało potrafi przejść bardzo dziwną drogę, wyjść zupełnie gdzie indziej. To są rany, które odnosimy idąc przez życie. Nikt nie ma idealnego życia, każdy odnosi takie rany, choćby kiedy jest dzieckiem czy nastolatkiem. Nie wiemy, kiedy one się niespodziewanie otworzą. Wydaje nam się, że już je wyleczyliśmy, a one otwierają się i krwawią. Nie możemy przewidzieć, kiedy i gdzie będzie bolało. Nie potrafimy powiedzieć jak to wpłynie na życie nasze i ludzi wokół nas. Bomba, która wybucha w "Ranach wylotowych" otwiera takie rany w moich bohaterach.
Tomasz Pstrągowski: Uważasz, że twój komiks opowiada o bohaterach, czy o Izraelu? Wielu krytyków interpretuje "Rany wylotowe" jako komentarz do sytuacji w twojej ojczyźnie.
Rutu Modan: Nie jestem zaskoczona. Jestem Izraelką, wybrałam by opowiedzieć historię o zamachu terrorystycznym i o tym jak on wpływa na życie ludzi. Ale nie próbowałam stworzyć metafory czy historii symbolicznej. Przede wszystkim chciałam napisać dobrą opowieść o prawdziwych ludziach. Interesującą i wciągającą. Ale opisując życie w Izraelu musiałam oprzeć się o to, co się w Izraelu dzieje. Nie chciałam powiedzieć wszystkiego o Izraelu, opisać tego państwa, ani wyrazić własnej opinii. Co najwyżej przedstawić mój punkt widzenia.
Może się wydawać, że punkt widzenia jest tym samym, co opinia, ale moim zdaniem istnieje różnica. Nie daję wykładu, nie agituję, nie próbuję nikogo pouczać. Wyrażając opinię mówimy, jak rzeczy powinny wyglądać. Wyrażając własny punkt widzenia mówimy, jak chcielibyśmy by rzeczy wyglądały.
Tomasz Pstrągowski: W "Ranach wylotowych" jest jakieś przesłanie polityczne?
Rutu Modan: Gdybym miała jakąś prostą polityczną deklarację namalowałabym ją na samochodzie i woziła po mieście, a nie przez dwa lata rysowała komiks na tysiąc kadrów. Myślę, że kiedy chcę coś powiedzieć o życiu, potrzebuję całej książki, by to powiedzieć, bo prawda jest zawsze o wiele bardziej skomplikowana niż polityczne deklaracje. Mam własne poglądy polityczne, ale to wciąż tylko mój punkt widzenia. Kiedy podejmujesz decyzję wyborczą musisz się opowiedzieć po którejś ze stron. Zdecydować się jakie masz przekonania polityczne. Ale gdy tworzysz długą historię, możesz się od tego zdystansować. Możesz napisać o czymkolwiek. Nie musisz wybierać strony.
Tomasz Pstrągowski: Domyślam się, że w związku z sytuacją wokół Palestyny, każdy prosi cię byś zajęła stanowisko, lub wytłumaczyła sytuację na Bliskim Wschodzie. Nie jesteś zmęczona pytaniami o politykę?
Rutu Modan: Jestem zmęczona życiem w tej sytuacji. Chciałabym, by to się już skończyło. Życie w Izraelu nie jest łatwe. Zwłaszcza, że niemal nigdy nie zgadzam się z moim rządem i ludźmi, którzy mnie reprezentują. Ale z drugiej strony jestem Izraelką, widzę tę sytuację z bliska, dostrzegam więcej szczegółów, rozumiem jak skomplikowana jest.
Nie chcę nikogo pouczać, ani reprezentować. Nie uważam, żeby moja opinia była lepsza czy pełniejsza od opinii jakiegokolwiek innego Izraelczyka. Nic nie zmieni to, że powiem, że coś powinno być inaczej.
Ale rozumiem, że ludzie chcieliby zrozumieć, co się dzieje. Chcieliby wiedzieć, dlaczego nie potrafimy znaleźć rozwiązania tej sytuacji. Mają nadzieję, że skoro mieszkam w Izraelu, to znam odpowiedzi na ich pytania. Ale ja ich nie znam. Nie wiem, co trzeba zrobić by to wszystko naprawić.
Tomasz Pstrągowski: W latach siedemdziesiątych, kiedy w Polsce panowali komuniści, jeden z wybitnych, opozycyjnych poetów - Stanisław Barańczak - powiedział, że uważa, że w takiej sytuacji sztuka powinna być zaangażowana. Sytuacja w Izraelu też jest ciężka, w zupełnie inny sposób, ale jednak. Uważasz, że w takiej sytuacji sztuka powinna być zaangażowana politycznie?
Rutu Modan: Myślę, że nie chciałabym mówić o polityce w Izraelu. Wyrażanie opinii politycznych powinno być oczywiście dozwolone, ale nie chciałabym przemieniać sztuki w propagandę - obojętne, po której stronie by się opowiadała. Nie wydaje mi się, bym koniecznie musiała opowiadać o problemach pomiędzy Izraelem i Palestyną. Izraelczycy mają też inne problemy i o nich też warto mówić. Artyści powinni być wolni, powinni mieć prawo opowiadać o czym chcą. Artysta nie jest niczyim żołnierzem. Jeżeli chce tworzyć sztukę zaangażowaną, to proszę bardzo, ale jeżeli nie, to też ma do tego prawo. Musisz robić to, co chcesz robić i potrafisz robić. Poeta, którego przywołałeś pewnie chciał mówić o polityce, dlatego o niej mówił.
Tomasz Pstrągowski: Jacy twórcy mieli na ciebie wpływ? Wielu krytyków dostrzega w "Ranach wylotowych" wpływ ligne claire i rysownika Hergé, autora "Tintina". Zgodziłabyś się z nimi?
Rutu Modan: Nie bardzo. Moje inspiracje są różnorodne. Głównie dlatego, że w Izraelu komiks ma niezbyt długą historię. Kiedyś niemal w ogóle nie było komiksów w naszym kraju, więc musiałam się inspirować innymi sztukami. Ale mój profesor w akademii sztuk pięknych pochodził z Belgii. Nauczył mnie oczywiście kim jest Hergé i na czym polega ligne claire. Ale mówił także o undergroundowym komiksie amerykańskim.
Porównywanie mojej kreski do kreski Hergé było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Bo gdybym miała wskazywać na moje inspiracje Hergé, to chętniej mówiłabym o kompozycji strony. Hergé był ekspertem w tej dziedzinie. Tworzył komiksy, które bardzo łatwo się czyta, niemal odruchowo. Chciałam by mój komiks niekoniecznie był piękny, ale koniecznie czytelny. Tym kierowałam się decydując się na kreskę, kolory, rozmieszczenie kadrów, kompozycję stron. Chciałam by jak najłatwiej było go odczytać.
Myślę, że na moją kreskę wpływ miało wielu artystów. Rysuję od kiedy pamiętam, profesjonalnie zajmuję się tym od 20 lat. Pierwszy komiks narysowałam w akademii. Nie potrafiłabym wymienić wszystkich artystów, którzy mieli na mnie wpływ. Byłoby ich zbyt wielu.
Tomasz Pstrągowski: Jaka była twoja reakcja, gdy dowiedziałaś się, że jesteś nominowana do Nagrody Eisnera?
Rutu Modan: Kiedy rysowałam "Rany wylotowe" byłam tym bardzo podekscytowana To trwało dwa lata, więc miałam naprawdę dużo czasu na różne przemyślenia. Rysując fantazjowałam więc, że być może otrzymam Eisnera. Marzyłam, by komiks okazał się tak dobry, że zasłużyłby na tę nagrodę. Te marzenia pozwalały mi pracować nad "Ranami wylotowymi" po 10 godzin dziennie. Kiedy więc dostałam Eisnera, poczułam się, jakbym już to przeżyła. Nie byłam tak podekscytowana jak powinnam być. Przegapiłam chyba frajdę z tego, bo w marzeniach takie rzeczy zawsze wyglądają lepiej. Trochę żałuję (śmiech). Dziś naprawdę chciałabym wrócić do tamtej chwili i cieszyć się nią tak, jak należy. Może byłam zbyt zszokowana by się cieszyć?
Tomasz Pstrągowski: Byłaś redaktorką izraelskiej wersji magazynu "Mad", jednego z najważniejszych magazynów w historii komiksu. Jak do tego doszło?
Rutu Modan: Gdy zaczynałam pracę przy "Mad", ten tytuł już był legendą. W połowie lat 90 tracił popularność, najlepszy okres miał już za sobą. Wydawcy próbowali poprawić sytuację sprzedając prawa do niego w różnych krajach. Tak powstała izraelska edycja. Co jakiś czas pojawia się w Izraelu wydawca, który mówi: "Ok, rozpropaguję komiks w naszym kraju". Tym razem też się taki znalazł. Zakupił prawa do magazynu i poprosił mnie i mojego kolegę, byśmy go prowadzili. Chyba dlatego, że wiedział, że jesteśmy rysownikami i dopiero co skończyliśmy akademię.
Mieliśmy dużo zabawy. Mogliśmy zajrzeć do komiksowej kuchni. Zobaczyć jak to jest być wydawcą, prowadzić magazyn. Mieliśmy dostęp do archiwum "Mad". 75 procent gazety musiały wypełniać materiały z amerykańskiego wydania, a pozostałe 25 procent, to miały być prace izraelskich artystów. Materiały do tych 75 procent mogliśmy zamawiać z całego archiwum "Mad", czytaliśmy więc i zamawialiśmy bardzo dużo starych amerykańskich komiksów - nawet z lat 60.
Problemem było jednak to, że byliśmy zafascynowani komiksem alternatywnym. Zamawialiśmy od izraelskich rysowników prace bardzo alternatywne. Więc ludzie, którzy czytali nas dla "Mad" wściekali się na prace lokalnych artystów. Za to ludzie, którzy chcieli poczytać prace Izraelczyków, nienawidzili komiksów zamawianych w "Mad".
Ponieśliśmy porażkę, nikt nas nie kupował, zdołaliśmy przetrwać tylko 10 numerów. Ale było bardzo zabawnie, wiele się nauczyliśmy, dowiedziałam się, jak wygląda wydawanie komiksów.
Tomasz Pstrągowski: Z tego co mówisz wnoszę, że rynek komiksowy w Izraelu nie jest zbyt duży?
Rutu Modan: Niezbyt duży, to zdecydowanie zbyt mało powiedziane. Rynek w Izraelu jest bardzo mały. Kiedyś w ogóle nie istniał. Kiedy zaczynałam pracować, w Izraelu było może 5 artystów, którzy byli rozpoznawalni i publikowali w prasie lub gdzie indziej. Był tylko jeden naprawdę znany artysta, który tworzył komiksy dla dzieci i odniósł sukces. Nie było sklepów komiksowych, nawet "Tintin" się nie przyjął - wydano jedną część i zaprzestano wydawania ze względu na kiepską sprzedaż.
Ale wtedy mnie to nie obchodziło. Nie martwiłam się, że komiks jest nieznany. Chciałam po prostu rysować. Dziś sporo się zmieniło. Wydawanych jest coraz więcej komiksów. Oczywiście większość z nich wciąż jest wydawana własnymi środkami i sprzedawana głównie wśród artystów, ale to jednak postęp. Coraz więcej dzieci czyta komiksy.
Często pyta się mnie o to jak się czuję, jako kobieta rysująca komiks. W środowisku komiksowym to wciąż niezwykłe, żeby kobieta rysowała (nie wiem czemu tak jest). Ale w Izraelu to nie problem. Ponieważ u nas niemal nie ma rysowników komiksowych, więc bycie rysownikiem komiksów jest tak rzadkie, że nikt już nie zwracał uwagi czy jesteś kobietą czy mężczyzną.
Tomasz Pstrągowski: Pracujesz teraz nad komiksem o Warszawie. Jakie są twoje związki z Warszawą i o czym będzie ta historia?
Rutu Modan: Cała moja rodzina pochodzi z Warszawy. Poza moim dziadkiem, który jest z Gdańska. Mój ojciec urodził się w Warszawie, do Izraela wyjechał w 1940 roku, już podczas niemieckiej okupacji. Udało im się wydostać z Polski. Więc moja rodzina to "polscy Żydzi", a jest to określenie, którego używa się nie tylko w Polsce, ale i w Izraelu. Bywa używane zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym znaczeniu, zależy z kim rozmawiasz. Mój ojciec, jako dziecko imigrantów, starał się być lepszym Izraelczykiem niż rodowici Izraelczycy. Zapomniał języka polskiego, w naszym domu nigdy nie mówiło się o Polsce. Kiedyś zapytałam moje babcie, czy chciałyby przyjechać do Polski i zobaczyć miejsce, w którym się wychowały, a one odpowiedziały, że nie, nie chciałyby.
To, że zainteresowałam się tym tematem było trochę przypadkowe. Zostałam zatrudniona przez magazyn New York Times, by narysować dla nich historię. Postanowiłam, że będzie to historia o mojej rodzinie. Stworzyłam więc postać opartą na mojej babci, osobę, którą w Izraelu nazywamy "starszą panią z Polski" ("polish old lady") - naprawdę istnieje taki termin na opisanie pewnego typu osób. Zaczęłam pisać o swojej babci i niespodziewanie zorientowałam się, że bardzo interesuje mnie ta historia. Historia ludzi, którzy wyjechali z rodzinnego kraju i podjęli decyzję, by już nigdy do niego nie wracać, by wymazać ten kraj ze swojego życia. A w życiu tak jest, że gdy tylko zaczniemy o czymś myśleć, wszystko wokół ciebie ci o tym przypomina. Nagle w każdej gazecie były jakieś wzmianki o Polsce, moi przyjaciele mówili o Polsce i tak dalej. W końcu pewnej nocy podjęłam decyzję, by opowiedzieć tę historię.
Ale nie chcę by była to historia o Holocauście. Cała moja rodzina wyjechała z Polski jeszcze zanim zaczęła się Zagłada. Poza tym myślę, że komiks już opowiedział tę historię. Art Spiegelman powiedział w "Mausie" już tak wiele, że ciężko powiedzieć coś jeszcze. Nie chcę też robić z moich bohaterów ofiar.
Zaczęłam się interesować polską historią, zdałam sobie sprawę, że całkiem niewiele wiem o waszym kraju. Relacje pomiędzy Polakami, a Żydami to bardzo mocny temat. Bardzo skomplikowany i trudny. Zorientowałam się, że w dzieciństwie wpojono mi pewien wizerunek Polski, który niekoniecznie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Okazało się, że o wielu rzeczach w ogóle mi nie powiedziano. Na przykład nigdy nikt mi nie powiedział o powstaniu warszawskim. Co roku świętujemy powstanie w warszawskim getcie, ale nigdy nie powiedziano, że rok później wybuchło polskie powstanie. To było bardzo mylące. Dowiedziałam się wielu rzeczy, które w ogóle nie pasowały do obrazu Polski, jaki wytworzyłam sobie w dzieciństwie. To niesamowite, jak twoja własna tragedia potrafi ci przysłonić tragedię innych.
Oczywiście nie wszystko o czym mówię znajdzie się w komiksie.
Tomasz Pstrągowski: To będzie powieść autobiograficzna?
Rutu Modan: Nie. Podobnie jak w przypadku "Ran wylotowych" chcę się tylko oprzeć na prawdziwych wydarzeniach. Na pewno jedna z postaci będzie bardzo mocno inspirowana moimi obiema babciami. To będzie historia o babci i wnuczce, które przylatują do Warszawy by się dowiedzieć, kto jest właścicielem mieszkania, w którym mieszkała babcia. To też dosyć drażliwy temat w stosunkach polsko-żydowskich. Wiąże się z tymi wszystkimi stereotypami związanymi z bogatymi Żydami i ich pieniędzmi. Chciałabym niektóre z nich wykorzystać, tak by komiks był też zabawny.
Tomasz Pstrągowski: Wiesz, do kiedy chciałabyś go skończyć?
Rutu Modan: Wiem tylko, że chcę go skończyć. Ten projekt jest bardzo trudny. Kilka dni temu obudziłam się w środku mocy i pomyślałam sobie, że nie dam rady narysować komiksu o kraju, którego właściwie nie znam, o ludziach, o których niewiele wiem (bo będą w nim także postaci Polaków). Ale później się opanowałam, naprawdę chcę zrobić tę historię. Nie wiem czy w ciągu roku czy półtora, ale na pewno chcę ją skończyć.
Tomasz Pstrągowski:* Powodzenia w takim razie! I dziękuję za rozmowę.*