"Wytępić całe to bydło". Wstrząsający obraz nienawiści
Przestrzelone głowy, zwłoki w masowych grobowcach, ucięte dłonie - to część cywilizacyjnego dziedzictwa, o której nie chce się pamiętać. Raoul Peck przypomina o niej w swoim najnowszym dokumencie "Wytępić całe to bydło". Intencja filmu jest prosta: żeby nie dochodziło więcej do takich sytuacji.
16.04.2021 13:12
Wśród wiosennych nowości kanału HBO uwagę zwraca film o mocnym, prowokacyjnym tytule "Wytępić całe to bydło". To najnowszy dokument nominowanego do Oscara reżysera Raoula Pecka, znanego w Polsce głównie za sprawą antyrasistowskiego filmu "Nie jestem twoim murzynem". Jego kolejne dzieło ma podobnie mocną wymowę, ale dotyka znacznie szerszej tematyki.
Najpierw rdzenne plemiona, potem czarni, a wreszcie Żydzi
Tym razem Peck, opierając się po części na tezach książki Svena Lindqvista, znów zaczyna od tematyki rasizmu, ale mówi też o wielu innych problemach ludzkości. Wychodzi z założenia, że u źródeł cywilizacji leży systemowa i indywidualna przemoc wobec innych i pokazuje wiele jej wyrazistych przykładów.
Szczególnie dużo uwagi poświęca eksterminacji rdzennych plemion obu Ameryk, pokazując, jak skutecznie Europa przerabiała krew dawnych mieszkańców tych ziem w złoto, odbierając im prawo do życia, a potem - prawo do pozostawania w pamięci. Peck szczególnie bezlitośnie krytykuje narrację, która mówi o "odkryciu" Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, ale pomija fakt, że dla rdzennych plemion ta "nieodkryta" ziemia już od wielu setek lat była miejscem do życia.
Mechanizm nienawiści do pierwotnych amerykańskich plemion, po ich niemal całkowitym wyniszczeniu, został, zdaniem Pecka, zastosowany z wielkim powodzeniem wobec niewolników z Afryki, a potem - tworzonych przez nich czarnych społeczności. Peck pokazuje wiele dowodów, wytykając wykorzystywanie niewolników nawet politykom uznawanym za "ojców założycieli" współczesnych Stanów Zjednoczonych.
Za kolejny etap tej sztafety przemocy Peck uznaje Holokaust. Mocno ucieka więc od - na swój sposób uspokajających - teorii, według których był to ewenement w historii ludzkości. Peck twierdzi, że za sprawą skali i realizacyjnej skuteczności, był to przykład ludobójstwa o wiele bardziej przerażający niż mnóstwo innych - przypomnianych w filmie. Ale był tylko częścią niekończącej się historii przemocy.
Peck wyruszył z kamerą do Auschwitz, aby udokumentować miejsce śmierci milionów Żydów. Opowiada o tym, jak mocno przeżywał oglądanie wystawy w obozowym muzeum, obrazy stosów przedmiotów pozostałych po skazańcach przeplata z bardzo podobnymi zdjęciami, które zrobił na miejscu ludobójstwa w Ruandzie.
Zabijając Arabów
Peck w bardzo błyskotliwy sposób łączy ze sobą wątki pochodzące z różnych dziedzin. Opowiada o tym, jak wywodzące się z biologii teorie dotyczące walki gatunków o przetrwanie, harmonijnie połączyły się z teoriami ekonomicznymi o rozwoju kapitalizmu - wykorzystywanie czarnych niewolników stawało się dzięki temu uzasadnione w podwójny sposób - miało przesłanki rasowe i ekonomiczne.
Paletę uzasadnień przemocy poszerzały wątki gospodarcze, religijne, a nawet seksualne - w ikonografii i stereotypowych przedstawieniach z XIX w., czarni byli seksualnymi bestiami o niepohamowanych apetytach, atakującymi cnotliwe białe kobiety.
Peck wielokrotnie podkreśla europocentryczny obraz świata: biali mieszkańcy Starego Kontynentu są przekonani, że są lepsi i uprawnieni do wykorzystywania innych. Reżyser odwołuje się do historii, ale nie zostawia też suchej nitki na współczesnych Europejczykach, przyczyniających się - choćby tylko biernie - do ogromu przemocy i niesprawiedliwości na świecie.
W poruszającej sekwencji za pomocą szybkiego montażu zestawia ze sobą zdjęcia białych, bogatych i uprzywilejowanych, wpatrujących się bezmyślnie w ekrany telewizorów, komputerów i telefonów, z rejestracjami rasistowskich morderstw z całego globu: Francuzów strzelających do Algierczyków, Amerykanów - do Wietnamczyków. Stawia też znak równości między biernością wobec takich sytuacji i niechęcią do uchodźców. I znów wraca do Holokaustu, wypominając Ameryce, że nie przyjmowała przed wojną żydowskich wygnańców z Europy.
Zobacz także
Odwrócenie ról rasowych
Formalnie, ze względu na formatowanie produkcji przygotowywanych dla filmowych serwisów streamingowych, nowe dzieło Pecka to czteroodcinkowy miniserial, którego każda część trwa niemal godzinę. Ale to raczej rozbudowany, wielowątkowy esej filmowy, który najlepiej oglądać w całości. Bo wtedy dokładnie widać jego wewnętrzną konstrukcję, rozwijanie i zaplatanie poszczególnych wątków, rytm powracających motywów.
Peck doskonali w swym niemal monumentalnym dziele swój niezwykle oryginalny autorski styl. Jego podstawą jest bardzo osobista narracja. Raul nie tylko napisał tekst, na którym oparty jest film, ale też sam go czyta. Odnosi się do swojej osobistej historii i własnych ocen ważnych wydarzeń z przeszłości. To zdecydowanie coś więcej niż komentarz do ujęć filmowych. A raczej - coś zupełnie innego. Jego wykład jest tak przenikliwy i erudycyjny, że znakomicie broniłby się jako drukowany esej.
W filmie nabiera jednak dodatkowego wymiaru dzięki pieczołowicie dobranej oprawie wizualnej. Peck buduje ją ze zdjęć archiwalnych, często bardzo drastycznych, z fragmentów znanych i mniej znanych filmów, np. "Czasu apokalipsy", z animacji i nakręconych specjalnie na potrzeby tego projektu scen fabularyzowanych. Te ostatnie są bardzo mocne, potrafią być też skrajnie niepokojące - najlepszy przykład to sekwencja, w której brutalni czarni strażnicy prowadzą grupę pojmanych białych tubylców, żeby sprzedać ich na targu niewolników. Proste odwrócenie rasowych ról wprowadza w duży dyskomfort i mocno daje do myślenia.
Takie momenty, a jest ich sporo, zostają w głowie jeszcze długo po obejrzeniu filmu Pecka. Jest on bardzo głośnym i wyrazistym apelem o zmiany w świecie, zarówno na poziomie instytucjonalnym, jak i czysto prywatnym. Bo, jak przypomina Peck, wielkie zbrodnie w historii świata wynikały z ideologii, ekonomii i propagandy, ale dokonywane były rękami zwykłych ludzi.