Wyluzujcie, to rozkaz. Bezlitośnie o brytyjskiej rodzinie królewskiej. Na Wyspach byłoby to nie do pomyślenia!
Królowa przeklinająca jak szewc, książę idiota i mały zarozumialec uwielbiający Instagram, drogie marki i pomiatanie swoim lokajem. To rodzina królewska, ale jak zapewniają twórcy kreskówki "The Prince" na HBO Max, to tylko fikcja.
Popularność brytyjskiej rodziny królewskiej (tej prawdziwej), obsesja na punkcie jej członków i zainteresowanie każdym ich ruchem zakrawa już niemal na szaleństwo. A co gdyby tak przebić ten balon paranoi i wyśmiać ich bezlitośnie? Możliwe, ale tylko w Stanach.
"The Prince" to nowa kreskówka twórców popularnej animacji dla dorosłych, niepoprawnej politycznie i dość bezlitosnej - "Family Guy". "Książę" też nie bardzo przejmuje się rangą royalsów, kpi i wyszydza. Ostro? Tak, ale bardzo śmiesznie.
Głównym bohaterem jest mały książę George. Kiedyś zostanie królem, ale aktualnie jest fanem Lady Gagi, prowadzi konto na Instagramie, kocha drogie marki i bycie popularnym. Szczerze gardzi swoimi rodzicami, rodzeństwem, lokajem... Gdy pije swoje ukochane latte, należy je mu wcześniej wstrząsnąć. Gdy organizuje zabawę dla innych dzieci, chce, by wszyscy byli w garniturach. Respekt budzi w nim być może tylko babcia.
Trudno się dziwić, animowana Elżbieta przeklina jak w najgorszym szynku, a jednym zdaniem kończy kariery pracowników pałacu. Jednak najmniej szacunku i cierpliwości ma do swojego syna, księcia Karola.
"Brzmisz jak pi****ony idiota, to właśnie dlatego nie jesteś królem" - mówi bezpardonowo do nadskakującego jej następcy tronu.
"Jaka z nas seksowna rodzina" - stwierdza uradowany George. "Oczywiście jak na Brytyjczyków" - dodaje.
Księżna Kate jest sfrustrowaną kobietą z kieliszkiem wina w ręku, która nie może już nawet patrzeć na swojego męża. A Harry i Meghan? Mieszkają oboje w Los Angeles.
Księżna próbuje znaleźć pracę i chodzi na castingi ("Spodziewałem się, że do tej pory zobaczymy ją chociaż w reklamie tamponów" - mówi mały George), a Harry uczy się robić zakupy w sklepie, który widzi po raz pierwszy w życiu. Twórcy nie zdecydowali się na kpiny z politycznych, newage'ówych zapędów natchnionej Meghan. W "The Prince" jest pragmatyczną kobietą, która tłumaczy swojemu niezbyt rozgarniętemu mężowi, że mieszkanie to nie jest "mały pałac w środku dużego pałacu".
Głupkowato pozytywny animowany Harry jest dobrej myśli. "Musimy tylko dowiedzieć się, jak zarobić 50 milionów funtów" - mówi z serdecznym przekonaniem.
Pierwszy sezon "The Prince" to 12 bardzo krótkich odcinków, które ogląda się ekspresowo. Ta mała satyryczna produkcja już zdążyła nieźle namieszać. Zarzuca się jej wyśmiewanie i atakowanie małego księcia George'a. Jednak trzeba wykazać się naprawdę dużą dozą ignorancji, by nie dostrzec w "The Prince" sarkazmu, czarnego humoru i wielkiego dystansu.
Nagłówki zachodnich mediów grzmią o bezlitosnych kpinach z małego dziecka. Zaniepokojeni recenzenci nazywają okrutnymi insynuacje, że mały chłopiec może być tak chamski. Podczas gdy postać George'a jest w całej tej menażerii pałacowych dziwolągów najzabawniejsza i najsprytniejsza. Poza tym przed każdym odcinkiem widz widzi specjalny "dekret królewski", który brzmi:
"Nakazuje się cieszyć tym serialem. Ale miejcie na uwadze, że wszystkie wydarzenia i postaci są tu zmyślone. To nie jest tak naprawdę rodzina królewska. To tak jakby parodia. Więc wyluzujcie, to rozkaz".
Ta produkcja nie miałaby prawa powstać w Wielkiej Brytanii, gdzie kult monarchii jest świętością. Na szczęście wszędzie indziej można do woli nabijać się z tych oderwanych od rzeczywistości milionerów. Tylko wyluzujcie, to rozkaz.