Wybitna Kate Winslet w zaskakującej roli. Recenzja serialu "Mare z Easttown"
09.05.2021 14:35, aktual.: 06.03.2024 21:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Są takie miasteczka i tacy bohaterowie, którzy często goszczą na ekranach, zwiastując niemal zawsze coś niedobrego. Ukryte intencje, zapomniane traumy, strach, ból i pożogę. Chociaż "Mare z Easttown" na pierwszy rzut oka nie różni się zbytnio od "Tajemnic Laketop", "Ostrych przedmiotów" czy "Manchester by the Sea", warto przyjrzeć się jej ponownie i dać zaskoczyć.
Miniserial "Mare z Easttown" oferuje znacznie więcej niż detektywistyczną zagadkę z problemami rodzinnymi w tle. Zaskoczenie pierwsze i chyba największe, które utrzymuje się do samego końca: tytułowa bohaterka, grana przez Kate Winslet, jest babcią! Oczywiście ma to swoje uzasadnienie fabularne, napędza akcję i ciekawie rozwija wiele dialogów, jednak mimo wszystko obsadzanie 45-letniej gwiazdy "Titanica" w roli babci kilkuletniego wnuka wydaje się dość ryzykowne. Kiedy jednak ten początkowy szok minie, zaczniemy zwracać uwagę na inne elementy, które w pełnej krasie ukazują się w kolejnych odcinkach.
Na przykład stopień feminizacji społeczeństwa małego pensylwańskiego miasteczka Easttown - tu prym w bardzo wielu sferach życia wiodą kobiety. Poza główną detektyw Mare Sheehan (Kate Winslet), na ekranie najczęściej pojawia się jej najlepsza przyjaciółka Lori (Julianne Nicholson), matka (świetna Jean Smart) i młodsza córka (Angourie Rice).
Na arenie sportowej fetuje się osiągnięcia żeńskiej drużyny koszykówki, najpopularniejszą szkolną rozgłośnię radiową prowadzi dziewczyna, a bohaterowie płci przeciwnej funkcjonują raczej jako dodatki, postaci "niedopisane", którym brakuje czasem ikry, werwy i blasku.
Najlepiej rozwinięci pod względem charakteru, przeszłości i cech szczególnych są pisarz Richard (Guy Pearce), ostrożnie wdzierającym się w jej życie Mare, detektyw z hrabstwa Zabel (Evan Peters), ksiądz Mark (James McArdle) i młody ojciec (Jack Mulhern). Znajdują się oni jednak od początku do końca w tle, zostawiając miejsce głównej intrydze i coraz bardziej mrocznym i skomplikowanym sposobom jej rozwiązania. To naprawdę interesujący punkt widzenia, biorąc pod uwagę, że twórca (Brak Ingelsby) i reżyser całej serii (Craig Zobel) to również mężczyźni.
Zostawiając jednak kwestie płci z boku, "Mare z Easttown" ogląda się od początku do samego końca fantastycznie i w ogromnym napięciu, szczególnie ze względu na samą Kate Winslet. Jej Mare jest cyniczna, pozbawiona złudzeń, zgorzkniała, nie myśli też za bardzo o przyszłości, żyjąc cały czas wspomnieniami i wyrzucając sobie wszystkie błędy przeszłości. Ci, którzy ją znają, omijają szerokim łukiem. Obcy, po próbie nawiązania kontaktu, raczej usuwają się w cień, czując podskórnie, że taka znajomość może przynieść same kłopoty.
Wspaniale jest podziwiać Winslet, gdy z zupełnie zwyczajnych postaci buduje złożone, godne największej uwagi bohaterki. Jak układa w zadumie usta, dotyka opuszkiem palca czoła, gdy się nad czymś intensywnie zastanawia, na moment przed wybuchem emocji rozważa jeszcze za i przeciw. Aktorsko nie jest pochopna, ale rozważna, metodyczna i skuteczna. Dzielnie sekunduje jej cały drugi plan, i ten młodszy, i bardziej dojrzały, choć wiadomo, że gwiazda jest w "Mare z Easttown" tylko jedna.
Mare jest nietuzinkowa, konfrontacyjna, twarda i bezkompromisowa, ale właśnie za sprawą swego trudnego charakteru, doświadczenia i wyjątkowych zdolności ma szansę rozwikłać skomplikowaną zagadkę zniknięć i śmierci młodych dziewczyn z okolicy. Na drodze do jej rozwiązania trafi na wiele mylnych tropów i przeciwności, mierząc się równocześnie z problemami w życiu prywatnym. Ale kto z nas nie kocha takich bohaterek i takich historii.
W tytułowym Easttown jest ciemno, zimno, mrocznie, tajemniczo i mgliście, a to - jak wiadomo - środowisko wręcz wymarzone dla detektywistycznych zagadek.