Wspólnota Bruderhof. Sekta, od której możemy się wiele nauczyć
Wyobraź sobie, że żyjesz w miejscu gdzie nie ma przestępczości, każdy ma dach nad głową i panuje dostatek. Haczyk? Jeśli chcesz się z kimś spotykać, musisz mieć pozwolenie.
22.07.2019 13:53
Takie miejsce istnieje naprawdę. To mała wioska w hrabstwie Sussex w południowo-wschodniej Anglii. Zamieszkuje ją odłam chrześcijan, który właśnie wpuścił do siebie ekipę kanału BBC1.
Efektem tego jest fascynujący dokument poświęcony anabaptystom ze Wspólnoty Bruderhof.
- Mamy odmienną wizję społeczeństwa - mówi Bernard Hibbs. Ma 38 lat i jest PR-owcem malutkiej wspólnoty anabaptystów z Sussex. To on pozwolił ekipie filmu "Inside the Bruderhof" podejrzeć życie codzienne mieszkańców swojej wioski. A wbrew pozorom, jest co oglądać.
Pacyfiści spod Berlina
Wszystko zaczęło się w 1920 r. na przedmieściach Berlina. Założycielami ruchu Wspólnota Bruderhof byli protestanci Eberhard Arnold, jego żona i szwagierka.
Kierując się Biblią porzucili wygodne mieszczańskie życie i przenieśli się na prowincję. Szybko dołączyli do nich inni i tak w ciągu 10 lat powstała wspólnota żyjąca niczym Apostołowie w pierwotnym Kościele. Jej członkowie wszystkie dobra doczesne oddawali wspólnocie. W zamian otrzymując jedynie zbędne środki do życia.
Od samego początku głosili pacyfizm i bezwzględną miłość bliźniego. Po dojściu Hitlera do władzy, członkowie wspólnoty padli ofiarą prześladowań i zostali zmuszeni do opuszczenia kraju.
Przenieśli się do Wielkiej Brytanii, jednak i tu nie zaznali spokoju. Po wybuchu wojny z Niemcami członkowie wspólnoty, liczącej już ponad 350 osób, dostali wybór: internowanie albo emigracja.
Wybrali to drugie i przenieśli się do Paragwaju, a stamtąd w 1954 r. do USA. Do Wielkiej Brytanii anabaptyści wrócili w 1971 r. Osiedlili się w Robertsbridge w hrabstwie Sussex, gdzie nabyli nieruchomości należące wcześniej do szpitala leczącego gruźlicę.
Anabaptystów z Bruderhof można spotkać też m.in. w Australii i Niemczech. Cała wspólnota liczy zaledwie 3 tys. członków, co czyni ją jedną z najmniejszych chrześcijańskich sekt na świecie.
Oddaj wszystko, co masz
Reguły dotyczące wstąpienia w szeregi wspólnoty nie zmieniły się od 100 lat.
Jeśli chcesz zostać członkiem Bruderhof, musisz oddać wszystko, co posiadasz. Ale po co ci majątek, skoro nie płacisz za dom, ubrania i jedzenie?
W grę wchodzą też m.in. darmowy magazyn żywności, szkoła czy przedszkole.
Oczywiście musisz postępować zgodnie z zasadami. A te są dość restrykcyjne.
W imię wspólnego dobra
Po pierwsze nie masz wpływu na wykonywany zawód. W poprzednim życiu byłeś szefem? Tu nic to nie znaczy.
To wspólnota decyduje, do czego się nadajesz i co w danej chwili stanowi największy priorytet.
Wierni z Bruderhof uprawiają role, pracują w sadzie, hodują inwentarz czy zajmują się domem. Są praktycznie samowystarczalni. Razem pracują, gotują, modlą się i razem jedzą.
Jednak podstawowym źródłem dochodu mieszkańców Robertsbridge jest fabryka drewnianych zabawek, która rocznie przynosi aż 17 mln funtów.
Kiedy przychodzi duże zamówienie, każdy rzuca swoje zajęcie i stawia się w nowoczesnej fabryce. Nieważne czy jest kobietą, czy mężczyzną. Wszystko w imię wspólnego dobra.
Skromnie i praktycznie
W grę wchodzą też ściśle regulowane kwestie obyczajowe.
We wspólnocie rozwody nie istnieją, a wszelkie kwestie dotyczące związków regulowane są odgórnie. Nie ma też pozwolenia na związki jednopłciowe.
Chcesz zacząć się z kimś spotykać? Musisz dostać zielone światło od kierownictwa wspólnoty.
Ścisłej kontroli podlegają też kwestie ubioru. Mężczyźni mają nosić się tak, aby nie zwracać uwagi płci przeciwnej.
Z kolei kobiety w swoich sukienkach i chustkach wyglądają, jak żywcem wyjęte z serialu "Mały domek na prerii". Ma być przede wszystkim skromnie, ale i praktycznie.
Nic na siłę
Członkowie wspólnoty z Sussex mówią, że nie żyją dla siebie, ale dla Jezusa. Spokojnie, nie ma w tym ani grama religijnego fanatyzmu.
- Nie nawracamy nikogo na siłę. To niezdrowe przekonywać kogoś, aby został naszym członkiem. Ale pomyśleliśmy: czemu nie pokazać innym, jak żyjemy? - mówi Bernard Hibbs, PR-owiec wspólnoty.
Istotnie, bo Wspólnota Bruderhof stanowi dziś alternatywą dla wszystkich mających dość wszechmocnej technologii, pośpiechu i zaniku społecznych więzi.
Dzieci członków sekty nie mają komputerów, telefonów czy tabletów. W zamian za to dorastają na świeżym powietrzu, bawiąc się na polach i lasach.
Kiedy kończą 18 lat, wyruszają w roczną podróż. Mają zwiedzać świat, poznawać innych ludzi, wartości i style życia. Dopiero po powrocie decydują, czy chcą dalej żyć, jak ich rodzice i dziadowie. Pełnoprawnymi członkami wspólnoty stają się w wieku 21 lat. Jeśli oczywiście tego chcą.