Wracajcie skąd przyszliście: "Jesteśmy jak małpy w zoo, do oglądania" – uczestnicy w obozie w Iraku

Wracajcie skąd przyszliście: "Jesteśmy jak małpy w zoo, do oglądania" – uczestnicy w obozie w Iraku
Źródło zdjęć: © kadr z programu

20.12.2018 08:55

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ekipa "Wracajcie skąd przyszliście" opuściła Europę i dotarła do Iraku. W miejscu bezpośrednio dotkniętym wojną uczestnicy zostali zaproszeni do zamieszkania w obozie dla uchodźców. Czy różnice kulturowe pozwoliły im poczuć się bezpiecznie?

Uczestnicy znaleźli się w Iraku w miejscowości Erbil niedaleko Mossulu, który niedawno był okupowany przez Państwo Islamskie. Ślady wojny były obecne na każdym kroku, a pośród zniszczonych domów znajdował się obóz dla uchodźców. Mieszkała w nim w większości ludność z Mossulu i okolic.

Aby dostać się do obozu, trzeba było przejść proces rejestracji i zakwaterowania. Uczestnicy nie czuli się komfortowo: "Wszystko się odbywa pod dyktando tych nakazów i zwyczajów", mówili. Ekipa została wylegitymowana, zabrano im paszporty i zadano serię pytań, m.in. o stan cywilny. Problemy pojawiły się, jeśli ktoś był singlem – nie mógł zamieszkać w namiocie z rodzinami, ale w specjalnie przeznaczonym dla niego miejscu. Wszyscy zaczęli się zastanawiać, czy na pewno mówić prawdę, chcąc uniknąć rozdzielenia. Piotr Kraśko postanowił ich ostrzec: "Ja bym mega uważał ze ściemnianiem, bo za ściemnianie się wylatuje. Zadadzą parę pytań i się zorientują", tłumaczył.

Agnieszka i Marta zaczęły się obawiać, że zostaną rozdzielone. Na szczęście udało się zyskać pozwolenie, by zajęły wspólnie namiot. Każda osoba otrzymała paczkę niezbędnych produktów do wyposażenia "domu". Ekipa została zakwaterowana, a mieszkańcy obozu pospieszyli jej z pomocą.

- Poczułem ogromną wdzięczność wobec tych organizacji, które pomagają. (…) To był namacalny dowód na, co idą ten pieniądze. (…) Widziałem konkretną pomoc – mówił jeden z uczestników, kiedy przeglądali otrzymane rzeczy. Piotr Kraśko z całą ekipą złapał za materace i w pięćdziesięciostopniowym upale powędrował przez obóz do wyznaczonego miejsca.

Obraz
© kadr z programu

Uczestnikom najbardziej zaczął doskwierać upał. - Bardzo niewykluczone, że gdyby to się działo w takim obozie jak Moira, to ktoś z nas mógłby nie przeżyć. To po prostu jedna godzina zapomnienia na tym słońcu grozi śmiercią (…) Tutaj jak wieje wiatr, to czujesz, że skóra ci pęka od żaru - komentowali.

Z pomocą przyszli im mieszkańcy obozu. Pokazali im, jak urządzić namiot i przygotować sobie przestrzeń, by chronić się od dużych temperatur. "Bez tych ludzi nie dalibyśmy sobie rady. (…) Każdy pomagał i dawał taki support, żeby się odnalazł w tej rzeczywistości." Uczestnicy przekonali się, że "ludzie na dnie nędzy i w dołu życiowym, są zainteresowani, aby komuś dookoła był lepiej niż im", podsumowali.

Mężczyźni zostali zaproszeni do namiotu Josufa, gdzie wspólnie świętowali – tańczyli, śpiewali i grali na instrumentach. Ekipa poddała się ich zasadom, a wszyscy czuli się raczej bezpiecznie. Dziewczyny zostały same w swoim namiocie, co wywołała niemałą burzę. Agnieszka i Marta poczuły się pominięte i zostawione same sobie. - Zostawiłbyś tak swoją dziewczynę samą pośrodku niczego i poszedł po plandekę. Wiedząc, że została sama. (…) To było chamskie. Nie jesteśmy w hotelu Eden – nie kryły oburzenia, a cała ich frustracja skupiła się na jednej osobie.

Piotr Kraśko musiał interweniować. - Czujemy się olane totalnie. Mogliście chociaż powiedzieć, że wychodzicie - oburzały się Agnieszka i Marta. - Zostawiłbyś swoją żonę tu samą? – dopytywała Agnieszka. Piotr odpowiedział: - Agnieszka, ja nie mam poczucia zagrożenia w ogóle. W waszej sprawie też nie mam (…) Absolutnie rozumiem, że czułyście się zagrożone. Warto wyjaśnić sobie jedną sprawę – do tamtego namiotu byście nie weszły. (…) Jest wszystko ok. To jest sytuacja, w której każdy musi sobie poradzić - podsumował.

Ekipa swobodnie przemieszczała się po obozie. Uczestnicy przyglądali się codzienności jego mieszkańców. "Ci ludzie są zorganizowani jak Polacy w stanie wojennym. Niby nie ma niczego, ale wszystko jest do kupienia", brzmiała konkluzja. Ich obecność wywołała spore poruszenie i wiele osób za nimi chodziło albo prosiło o wspólne zdjęcie. - Wszyscy razem uznaliśmy, że jesteśmy jak małpy w zoo do oglądania – powiedziała Marta.

O poranku uczestnicy usłyszeli trzy wybuchy, ale temat przeszedł bez echa wśród mieszkańców obozu. Na miejscu pojawił się tłumacz i ekipa zyskała szansę poznania historii Josufa i jego rodziny. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że sami nie daliby rady żyć długo w takim obozie. Oglądaliście ten odcinek?

Źródło artykułu:WP Teleshow