Wojciech Modest Amaro o popularności, autorytetach i wpadkach na planie
10.06.2016 10:03, aktual.: 10.06.2016 14:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wirtualna Polska: Jak wspomina pan pracę przy pięciu edycjach "Hell's Kitchen"?
Wojciech Modest Amaro: To były oczywiście rożne etapy: najpierw wyzwanie w konfrontacji z Gordonem (Ramsayem - przyp. red.), później znalezienie swojego sposobu na ten format i zbudowanie przekazu o pracy kucharza. Powiedziałem, że to była misja, ponieważ według mnie, to była taka cegiełka w budowaniu i rozwoju polskiej gastronomii, którą postarałem się tym programem i moja obecnością w nim dołożyć.
Jakie największe niekontrolowane wpadki przydarzyły się na planie?
Wszystko było niekontrolowane. Czasami zastanawiam się: co ludzie sobie myślą, siedząc w domu? Że to jest sztuka teatralna, serial telewizyjny, że ja dostaję scenariusz "ugotujecie to i to", a uczestnicy scenariusz "spieprzysz to i to w tym momencie"? Przecież to od razu wiadomo, że to jest "na żywca", że tego się nie da kontrolować. Pełno tego było: od spalenia garnków, po kapiącą krew i szlochania.
Czego przez te wszystkie edycje nauczył się pan od uczestników?
Tego, za co ten program obrywał największy hejt: że można ludzi nauczyć przede wszystkim wiary w siebie, konsekwencji - dla jednych udział był wygraną, dla innych dotarcie do czarnych bluz, dla kogoś finał był zgarnięciem całej puli.
Czy wciąż współpracuje pan z uczestnikami programu? Który z nich zrobił na panu największe wrażenie, najbardziej zaskoczył?
Zwycięzca pierwszej edycji, Łukasz Kawaller, to dla mnie prawdziwy zwycięzca tego programu . Jeszcze czekam aż do kuchni wejdzie ostatni winner - Wojtek, ale do tej pory najbardziej skorzystał, rozwinął się i "ustawił" na właściwe tory właśnie Łukasz.
Czy udział w tego typu programach to dobry pomysł na rozwijanie kariery i sukces w branży gastronomicznej?
Czy dobry? Uważam, że świetny. Pamiętajmy o efekcie skali - ktoś w małym miasteczku po założeniu czarnej bluzy może zostać prawdziwym wygranym. Restauracja, w której pracuje, może być od razu zauważona, jego styl, jego mocne, ale i słabe strony. To tak jakby oprócz karty menu, ktoś podał CV w formie programu. Często zwracałem na to uwagę, że oglądają was nawet potencjalni inwestorzy, w wielu przypadkach ich kariery rozwinęły się przez taki kontakt. Wchodząc do kuchni, każdy zmienił swoje życie.
Dlaczego zrezygnował pan akurat z prowadzenia programu "Hell's Kitchen", a nie z jurorowania w "Top Chef"?
Jestem na takim etapie mojego życia i kariery, że potrzebuję tej zmiany. Nie wiem, co miałbym więcej dodać. Odchodzę, gdy widzę, że osiągnąłem to, co chciałem, a ponieważ nie jest i nie była to tylko motywacja finansowa, mówię - starczy. Wręcz uważam, że dobrze jest odejść u szczytu, tak jak czasami robią sportowcy. Złoto i następna olimpiada już nie da mnie. Wiem, co mam dalej robić, realizuję mnóstwo innych projektów, a więc czas po "Hell's Kitchen" już jest wypełniony po brzegi.
Kogo widziałby pan na swojego następcę w "Hell's Kitchen"?
Gordona Ramseya - dałby radę... Mam nadzieję!
Do niedawna znała pana jedynie branża gastronomiczna. Czy po tym, jak zaistniał pan w programach Polsatu, odczuł pan rosnącą popularność? W jaki sposób się ona przejawia?
W tych najprostszych: zdjęciach, autografach, podaniu ręki, uśmiechu, w dobrym słowie. Spotykam się z sympatią, ale i bywam zaskakiwany. Na zjeździe Porsche dowiedziałem się od kilku prezesów, że zmienili swoje firmy pod wpływem tego programu. Wytępili bylejakość, zaaplikowali proste systemy motywacyjne i karne (niepremiowane bonusami), poprawili etykę pracy, postawili na ludzi, którzy chcą, a nie po prostu są. Świetnie, że "Hell's Kitchen" wszedł na rożnych szczeblach w biznes.
Wziął pan udział w kilku programach oraz reklamach. Czy gdyby teraz ktoś zaproponował panu udział np. w "Tańcu z gwiazdami", przyjąłby pan tę propozycję?
Nie, ponieważ nie umiem tańczyć...
Czy chciałby mieć pan restauracje także poza granicami Polski i tam rozwijać dalszą karierę, promować polską kuchnię?
Tak, ale to jeszcze kwestia paru lat.
Kto jest pana największym kulinarnym autorytetem?
Ferran Adria.
W mediach pojawiła się informacja na temat powstania w Polsce specjalnej edycji "Top Chefa" z udziałem gwiazd. Czy taka edycja miałaby szansę stać się hitem? Kogo widziałby pan w roli uczestników?
Nie cierpię gdybać, wyprzedzać faktów, plotkować... Byłaby hitem. To na pewno.