"Wilkołak nocą". Takiego filmu jeszcze Marvel nie miał. Fani będą zaskoczeni
"Wilkołak nocą" to bez wątpienia najbardziej upiorny i brutalny projekt Marvel Studios. Choć raczej nikogo nie wystraszy, to pokazuje, że studio coraz odważniej zaczyna eksplorować inne gatunki. W tym przypadku wyszło nie najgorzej.
07.10.2022 | aktual.: 07.10.2022 17:57
Marvel sensownie uznał, że wypadałoby przygotować coś specjalnego z okazji zbliżającego się Halloween. Tym samym wpadł na pomysł stworzenia specjalnego programu, który z jednej strony wyraźnie odstaje od typowych opowieści studia, ale z drugiej nie jest pozbawiony charakterystycznych elementów, które przyniosły mu wielki sukces (akcja rodem z superbohaterszczyzny, trochę komedii). Tytułowy stwór to zresztą nie żaden nowy wymysł, a jeden z bohaterów komiksowych Marvela - po raz pierwszy pojawił się już w 1972 r., więc najwyższa pora, by dostał swoje pięć minut z prawdziwego zdarzenia.
Trzeba od razu przyznać, że trwający 52 minuty "Wilkołak nocą" nie jest szczególnie skomplikowany fabularnie. Oglądamy, jak najlepsi łowcy potworów gromadzą się w posiadłości Bloodstone’ów, by po śmierci ich lidera wziąć udział w niebezpieczniej rywalizacji o magiczny klejnot. Zdobyciem zainteresowani są m.in. długo nieobecna córka Bloodstone’a Elsa (Laura Donnelly), a także Jack Russell (Gael Garcia Bernal). Ta druga postać ma swoją ukrytą motywację, którą poznajemy po czasie.
Zobacz: zwiastun "Wilkołak nocą"
Wyreżyserowany przez Michaela Giacchino (na co dzień kompozytor) film jest czarno-biały. Z powodzeniem wystylizowano go na wzór klasycznych horrorów Universala z lat 30. i 40. Mowa m.in. o inspiracjach "Wilkołakiem", "Drakulą" czy "Potworem z Czarnej Laguny". Można też zauważyć echa takich produkcji jak "Bestia musi zginąć", "Strefa zmroku", straszaków Hammera, czy, odchodząc od gatunku grozy, "Igrzysk śmierci". Tu nawet wstęp z narratorem wyjaśniającym nam pokrótce historię tajemniczego artefaktu brzmi, jakby studio wyciągnęło zza zaświatów legendarnego Vincenta Price’a.
Pod wieloma względami można powiedzieć, że Marvel rzeczywiście zrobił coś, czego jeszcze od niego nie widzieliśmy. Jednak da się odnaleźć prekursowrów tego projektu. "WandaVision", czyli pierwszy serial w uniwersum Marvela, także jest monochromatyczny. Z kolei tegoroczny film "Doktor Strange w multiwersum obłędu" momentami dość wyraźnie skręca w rejony kina grozy - występują w nim przecież fruwające demony czy gnijące zombie, a antagonistka prezentuje się jak krzyżówka Carrie z powieści Stephena Kinga i przerażającej kobiety z japońskiego "The Ring". Nie zmienia to jednak faktu, że "Wilkołak nocą" jest w pierwszej kolejności horrorem, a nie opowieścią superbohaterską łamaną przez inne gatunki.
Zobacz także
Jak to wszystko się ogląda? Dość krótki metraż sprawia, że w filmie cały czas coś się dzieje - jego akcja jest solidnie zagęszczona. Sporadycznie twórcy udało się też wygenerować trochę klimatu (głównie za sprawą gry światłocieniem). Widz raczej nie poczuje grozy, jak na horrorach, ale "Wilkołak nocą" bywa brutalny - są sekwencje z odcinaniem rąk, rozrywaniem gardeł czy przebijaniem ciała mieczem. Giacchino zadbał jednak o to, by jego horror nie był współczesny w obrazowaniu przemocy, stąd wspomnianych sytuacji nie można uznać za sadystyczne. Krwi tu właściwie nie ma, ale trup ściele się gęsto.
Podobać może się też to, że Elsa Bloodstone jest traktowana na równi z Russellem. To też standardowy przykład heroiny - szybko okazuje się, że w walce wręcz jest niesamowicie sprawna i radzi sobie z innymi łowcami bez większych problemów. Jest przy tym wygadana i ironiczna. Odgrywająca ją Laura Donnelly z wyglądu przypomina nieco pierwsze kobiece ikony kina grozy - Barbarę Steele (w latach 60. zagrała w kultowych dziełach Mario Bavy czy Rogera Cormana) oraz Mailę Nurmi, słynną Vampirę z lat 50., prezenterkę telewizyjną przedstawiającą widzom horrory. Jak dla mnie Marvel idealnie trafił z tym angażem.
Cieszy też zatrudnienie Gaela Garcii Bernala, choć aktor nie jest aż tak wyrazisty jak Donnelly. Za to cichym bohaterem "Wilkołaka nocą" jest inny potwór z komiksów Marvela. Nie będę zdradzał jego nazwy, ale nasuwają się skojarzenia z istotami wymyślonymi przez H.P. Lovecrafta. Widzę w nim potencjał na stanie się nowym Grootem, czyli ulubieńcem fanów.
"Wilkołak nocą" na pewno otwiera nową furtkę w uniwersum filmowym i serialowym Marvela. I nawet nie chodzi tutaj o rozwijanie sektora specjalnych programów studia, a stworzenie dobrej podbudówki pod np. nową wersję "Blade’a". Już sama obecność wilkołaka w MCU stwarza ciekawe możliwości. A jeśli Disney zauważy, że widzowie chcą to oglądać, to gigant śmielej będzie wkraczał w trochę mocniejsze klimaty. Obraz Giacchino to skądinąd przyjemna rozrywka i ładny hołd, choć nie nastawajcie się, że opadnie wam szczęka. Podejrzewam jednak, że produkcja zostanie lepiej przyjęta niż "She-Hulk", którą toksyczny fandom niestety zalał hejterskimi komentarzami.
"Wilkołak nocą" można oglądać na serwisie Disney+.
Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski