Wiktor Bater nie żyje. Połowę kariery zawodowej spędził na wojnie

Kuba Wątły, szef Halo.Radia: - Wiktor miał wrócić na stałe do ramówki. Czekaliśmy na niego. Byłem wczoraj w naszym magazynie i zobaczyłem rozkręconą nadawczą antenę satelitarną. Przypomniało mi się, że wymyślił, jak ją przewieźć do Kurdystanu. Najpierw pociąć w Polsce, a na miejscu złożyć. Wszystko miał dokładnie zaplanowane.

Wiktor Bater nie żyje. Połowę kariery zawodowej spędził na wojnie
Źródło zdjęć: © fot. Tomasz Paczos, FOTONOVA | fot. Tomasz Paczos

08.04.2020 | aktual.: 08.04.2020 18:35

Nie żyje dziennikarz Wiktor Bater, wieloletni korespondent polskich mediów z Rosji. Miał 53 lata.

To on poinformował Polskę o katastrofie lotniczej rządowego tupolewa w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.

To on nadawał spod szkoły w Biełsanie w 2004 r., gdy czeczeńscy terroryści Szamila Basajewa wzięli jako zakładników dzieci z Osetii Północnej. Zginęły wtedy 334 osoby. Bater został ranny w czasie wymiany ognia między Czeczenami a Rosjanami.

Zaczynał karierę korespondenta w czasie wojny bałkańskiej po rozpadzie Jugosławii. Był też na wojnie w Afganistanie.

Korespondencje z Rosji nadawał przez 20 lat. Z Moskwy raportował przez 8 lat dla TVN, później dla TVP i Polsatu. Pracował także dla Polskiego Radia, "Wprost", Superstacji, a ostatnio dla Halo.Radio.

Był bardzo znany w środowisku. Reportera pożegnali na Twitterze i FB jego koledzy.

Tomasz Lis, naczelny Newsweeka: Czytam, że nie żyje Wiktor Bater. Nie chcę wierzyć. Jeszcze kilka dni temu do siebie pisaliśmy. Nie wiem, co się teraz stało. Doskonały dziennikarz, świetny kumpel. Wiktor, jeszcze się porządnie napijemy w jakiejś pozaziemskiej knajpie. Spoczywaj w pokoju, chłopie.

Bartosz Węglarczyk, szef Onetu: RIP, Witek. Zapamiętam nasze wspólne czasy w Moskwie do końca życia.

Jarosław Kuźniar: Wiktor, przepraszam, nie odpisałem na czas... odsapnij.

Łukasz Lipiński, zastępca redaktora naczelnego "Polityki": Nie mogę uwierzyć. Świetny dziennikarz, super facet. W ostatnich latach bardzo często się spotykaliśmy, pisywał do mnie, do internetowej "Polityki, ja chodziłem do jego programu. Przegadaliśmy masę czasu w korytarzach Superstacji.

Obraz
© East News/ Bater odbiera Grand Pressa w 2010 roku

Wszyscy są winni

Bater był wielokrotnie pytany o doświadczenia wojenne i motywację do pracy w najniebezpieczniejszych rejonach świata.

- Nie lubię tej łatki korespondent wojenny. Nie uważam się za korespondenta wojennego. Jestem dziennikarzem, który wykonuje swoją pracę tak samo, jak lekarz, piekarz. Dlaczego jeździmy na wojnę? Żeby pokazać jej dramat taki, jakim jest. Dlatego właśnie napisałem książkę ["Nikt nie spodziewa się rzezi" - red.]. To próba pokazania tego, jak wygląda wojna widziana oczami nie polityków, a tych, których dotyka najbardziej – cywilów, żołnierzy i ludzi mediów. Przyglądających się temu złu. Próba pokazania tego, że w wojnie domowej nie ma podziału na "białych” i "czarnych" - agresorów i ofiary. W takich konfliktach wszystko jest czarne i wszyscy są winni. Kiedy obserwowałem wojnę na Bałkanach, w Sarajewie mówiono mi: - Serbowie to zwierzęta! Bombardują, mordują, gwałcą. Gdy kilka miesięcy później pojechałem na stronę serbską, przekonałem się, że dokładnie tacy sami bandyci siedzą w okopie po drugiej stronie frontu. Rolą dziennikarza jest obiektywne przekazanie rzetelnej wiadomości o danym konflikcie - mówił w jednym z wywiadów.

Jednocześnie przyznawał, że najlepiej funkcjonuje w sytuacjach "granicznych": - Życie na krawędzi to jest chyba najwłaściwsze określenie. Zawsze żyłem na krawędzi, zawsze szedłem po bandzie. Dla mnie ta cienka czerwona linia jest chyba tym, co lubię najbardziej. Najlepiej się odnajduję w sytuacji zagrożenia, w sytuacji całkowitej niepewności jutra, sytuacji, w której zdany jestem wyłącznie na siebie i na własne siły. To jest chyba właśnie to - wypowiadał się w wywiadzie do książki "Korespondenci.pl" Doroty Kowalskiej i Wojciecha Rogacina.

Miał wrócić do audycji

Ostatnim miejscem pracy Wiktora Batera była rozgłośnia Halo.Radio.

Dziennikarka Halo.Radio: - Pamiętam, jak podjechał pod redakcję na pierwsze kolegium. Motocykl, skórzana kurtka, sygnet. Osobowość. A do tego ogromna wiedza na tematy wschodnie, którą nam wszystkim imponował.

Rozgłośnia Halo.Radio poinformowała o śmierci dziennikarza tymi słowami: "Nie pytajcie nas proszę, jak do tego doszło. Na obecnym etapie wystarczy nam, że potwierdziliśmy tę tragiczną informację."

Bater, poza pracą w rozgłośni radiowej Halo.Radio, szukał też innej, lepiej płatnej pracy.

Redaktor naczelny Halo.Radio Kuba Wątły: - Wicia, bo tak na niego mówiliśmy, w ciągu ostatnich miesięcy wszędzie w branży poszukiwał pracy. Rękę do Witka wyciągnęły tylko dwie osoby: Bogdan Chrabota [naczelny "Rzeczpospolitej" – red.] i ja. Wielka gazeta i mała, społeczna stacja radiowa. Nikt więcej.

Ostatni raz Bater był w Halo.Radio 24 lutego, jako gość w audycji Wojtka Krzyżaniaka.

Krzyżaniak: - Rozmawialiśmy wtedy o koronawirusie w Rosji. Bater zapowiedział przy okazji swój powrót, po przerwie, do prowadzenia stałej audycji.

Kuba Wątły: - Miał przerwę od radia. Ale przez ten czas był obecny na antenie. Łączył się z nami telefonicznie, po pół godziny. Trzymaliśmy go za rękaw, mówiąc: Jak tylko będziesz gotowy, mikrofon w studiu na ciebie czeka. W końcu znów pojawił się w radiu, usiedliśmy przy kawie, zastanawialiśmy się, gdzie go wstawić do ramówki. On był wtedy na etapie poszukiwania innej pracy. 25 marca miał wrócić do nas na stałe. Dzień przed programem zadzwoniłem do niego kontrolnie. Nie było już z nim kontaktu. Na kilka frontów dzwoniliśmy, pisaliśmy przez komunikatory i społecznościówki. Ale widzę, że do dziś moje wiadomości do niego na Messengerze są nieodczytane.

Wątły wspomina Batera jako pasjonata, zapaleńca, z nieprawdopodobną energią.

- Był przy tym pedagogiem. Na papierosie na rampie przed redakcją znajdował czas, żeby porozmawiać z młodymi dziennikarzami.

Jednym z pomysłów Batera była zbiórka publiczna w listopadzie 2019 r., by mógł, jako korespondent Halo.Radio wyjechać do Rojave w Syrii. To teren Kurdystanu, gdzie ścierają się wojska syryjskie i tureckie.

Udało się zebrać 25 tys. zł, ale to było za mało, by wyjazd mógł dojść do skutku.

Kuba Wątły: - Byłem wczoraj w naszym magazynie i zobaczyłem tam rozkręconą nadawczą antenę satelitarną. Przypomniało mi się, że Witek wymyślił, jak ją przewieźć do Kurdystanu. Najpierw pociąć w Polsce, a na miejscu złożyć. Wszystko miał bardzo dokładnie zaplanowane. Jak zawsze.

Wybrane dla Ciebie