Wielkie nadzieje
Głównym bohaterem "Pobitych Garów" jest Gary - beztroski dwudziestolatek rozmiłowany w przeróżnych używkach. Poznajemy go na pogrzebie jego genialnego brata bliźniaka Samse. Samse popełnił samobójstwo, mimo iż nic nie wskazywało by borykał się z depresją. I, jak można się spodziewać, to właśnie zagadka jego śmierci jest tematem przewodnim "Pobitych Garów".
21.01.2013 | aktual.: 29.10.2013 17:18
Szymańska od początku mąci czytelnikowi w głowie, mieszając konwencje i ton swojej opowieści. "Pobite Gary" rozpoczynają się niczym nieudolny dramat obyczajowy. Gary biegnie przed siebie, wygłaszając monolog o swojej stracie i wspominając ukochanego brata. Szybko jednak okazuje się, że albumowi bliżej do komedii fantastyczno naukowej niż do melodramatu. Na scenę wkracza Ten, genialny Japończyk wymachujący kataną, a zaraz za nim Winona Deser, najlepsza hakerka swojego pokolenia.
Czuć w tych postaciach zafascynowanie autorki "Scottem Pilgrimem" Bryana Lee O'Malleya. Na słynną serię Kanadyjczyka powołuje się zresztą wydawca w notce na ostatniej stronie okładki. Szymańska, śladami O'Malleya, chętnie sięga po popkulturowe stereotypy, miesza stylistykę mangową z komiksem amerykańskim, konstruuje bohaterów z odpadków innych postaci (nawet imiona i nazwiska są tu znaczące), miesza dramat ze slapstickiem, a obyczajową obserwację próbuje przykryć wymyślą spiskową intrygą.
Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że talentowi Szymańskiej daleko jeszcze do geniuszu O'Malleya. Sukces "Scotta Pilgrima" wziął się stąd, że kanadyjskiemu artyście udało się językiem zrozumiałym tylko dla dzisiejszych dwudziestokilkulatków opisać kondycję dzisiejszych dwudziestokilkulatków. Wykorzystując popkulturową nowomowę opowiadał o sprawach jak najbardziej przyziemnych - dojrzewaniu do dorosłej miłości i konieczności porzucenia wiecznego szczeniactwa. Owszem, wpychał to wszystko w abstrakcyjne dekoracje i pojedynki king-fu, ale w obranej konwencji miało to swój głęboki sens. W takich właśnie dekoracjach wychowywali się jego bohaterowie, takim językiem się posługiwali. Swoje życiowe ambicje czerpali z gier wideo i hollywoodzkich superprodukcji, swoją niedojrzałość tłumaczyli fabułami seriali anime.
U Szymańskiej tej zależności nie ma. Scenariusz "Pobitych Garów" osadzony jest w skrajnie fikcyjnym "gdzie indziej", oderwanym od rzeczywistości miejscu, będącym mieszaniną polskich realiów z fantazjami wprost z amerykańskich filmów. Żyjący w takich dekoracjach bohaterowie nie obrazują żadnego pokolenia, są po prostu płaskimi postaciami umieszczonymi pośród kartonowych dekoracji. Ich emocje są sztuczne, a problemy wydumane. "Pobitym Garom" bliżej więc do dziecięcych błyskotek w rodzaju "Winx" niż przewrotności "Scotta Pilgrima".
Ale nawet w kategorii lekkiej opowieści o dziwacznych spiskach Szymańska radzi sobie zaskakująco słabo. Przede wszystkim bohaterowie "Pobitych Garów" są nieudolnie skonstruowani. Każdy z nich obdarzony został jedną cechę przewodnią i to ona determinuje wszystkie poczynania i słowa danego bohatera. Trudno uwierzyć w ból Gary'ego skoro potrafi go wyrazić tylko krzycząc wprost do czytelnika. Trudno też przejąć się losem Tena, o którym przez cały album nie dowiedzieliśmy się nic poza tym, że jest Japończykiem. Trudno w końcu pojąć, dlaczego genialny Samse fascynował się filozofią Lao Siewódy, skoro kilka przytoczonych w komiksie stron z książki mędrca to pretensjonalny bełkot.
Szymańska jest rysowniczką niezwykle utalentowaną, ale nie mającą pojęcia o możliwościach medium. Jej dynamiczna, mangowa kreska, tak odświeżająca w polskim komiksie, świetnie nadaje się do scen akcji, lecz cały album pełen jest statycznych ujęć bohaterów gadających w zamkniętych przestrzeniach. Może to zresztą dobrze, bo gdy w końcu dochodzi co do czego, a na scenę wkracza główny bohater negatywny, opowieść ze złej staje się nieznośna. A przecież do opowiedzenia zostało Szymańskiej jeszcze 2/3 historii!