"Wiedźmin": byliśmy na planie hitu Netfliksa. "Od początku chcieliśmy kręcić w Polsce"

"Wiedźmin": byliśmy na planie hitu Netfliksa. "Od początku chcieliśmy kręcić w Polsce"
Źródło zdjęć: © Netflix

14.11.2019 00:19, aktual.: 14.11.2019 08:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kilka miesięcy temu pojawiły się plotki, że ekipa kręcąca "Wiedźmina" dla Netfliksa przyjechała na zamek w Ogrodzieńcu. Dopiero teraz możemy to potwierdzić i zdradzić, czego dowiedzieliśmy się na planie.

To miała być wielka tajemnica, ale wieść o przybyciu do Polski międzynarodowej ekipy kręcącej dla Netfliksa serial "Wiedźmin" szybko rozniosła się po sieci. Zdjęcia realizowano w ruinach zamku w Ogrodzieńcu (ok. 60 km na północny zachód od Krakowa), które na czas pracy filmowców były zamknięte dla zwiedzających. Oficjalny komunikat mówił coś o renowacji, ale ścisła ochrona na wjeździe, maszyny do robienia dymu, kamery na wysięgnikach i ludzie w quasi-średniowiecznych przebraniach sugerowali zupełnie inny powód.

Na planie oprócz ekipy filmowców i międzynarodowej obsady można było spotkać dwie osoby, bez których prace nad serialowym "Wiedźminem" w ogóle by nie ruszyły. Mowa o Tomaszu Bagińskim i Lauren Schmidt Hissrich.

Bagiński był z początku wymieniany jako producent i jeden z reżyserów serialu. Rozmawiając z dziennikarzami w ruinach polskiego zamku, wyznał jednak, że zrezygnował z tej drugiej roli, bo miał na głowie zbyt wiele obowiązków jako jeden z głównych producentów. – Decyzję podjęliśmy wspólnie z Lauren – mówił Bagiński, który dzięki temu mógł się skupić na całym sezonie, a nie dwóch odcinkach. Oznacza to, że twórca nominowanej do Oscara "Katedry" miał wgląd w całą ewolucję świata, postaci i podejmował decyzje, jak ma to wszystko wyglądać.

Obraz
© Netflix / Tomasz Bagiński pod gradobiciem pytań

Czy żałuje, że nie pojawi się w napisach końcowych "Wiedźmina" jako reżyser? Raczej nie, bo sam postanowił, że zajmie "pozycję strategiczną jako producent, a nie taktyczną jako reżyser".

- Reżyseria jest dostarczaniem ujęć. Szczególnie w serialu tak to wygląda, że trzeba dostarczyć tyle ujęć, by dało się z tego opowiedzieć historię. Czasem udaje się dodać coś od siebie, ale to bardziej zadanie techniczne – tłumaczył Bagiński.

Ekipa "Wiedźmina" kręciła zdjęcia w różnych zakątkach, ale dużo materiału powstało w halach wytwórni filmowej na Węgrzech w okolicach Budapesztu.

- Tam powstają hollywoodzkie filmy od 15 lat. W Polsce nie ma takich przestrzeni halowych i wytrenowanych ekip. Są zdolni ludzie, ale nie działają w takiej skali – mówił Bagiński, dla którego serial Netfliksa to zupełnie inny świat niż to, co robią polscy filmowcy. - Takich produkcji się w Polsce nie robi. W porównaniu z rozmachem i tempem pracy dla Netfliksa, polskie wytwórnie to manufakturki. A na Węgrzech w jednej hali powstawał "Wiedźmin", a obok Denis Villeneuve kręcił ekranizację "Diuny".

Obraz
© Netflix / Andrzej Sapkowski jako konsultant serialu

Bagiński wierzy jednak, że wkrótce (w kwietniu mówił, że najwcześniej za rok) sytuacja może ulec zmianie. – Wcześniej nie było zachęt podatkowych, a teraz, z tego co wiem, kilku biznesmenów myśli o postawieniu wielkich hal filmowych w Polsce. Tak, żebyśmy się stali konkurencją dla Czech, Węgier czy Anglii.

Czy kręcenie "Wiedźmina" w Polsce było brane pod uwagę od samego początku?

- Bardzo chcieliśmy kręcić w Polsce. I to nawet więcej niż się udało, ale produkcja tej skali rządzi się swoimi prawami. Bazy produkcyjne, każde zdjęcie wyjazdowe to ogromne przedsięwzięcie. W tym sezonie robimy relatywnie mało zdjęć w Polsce, ale od samego początku chcieliśmy, żeby Polska się w serialu pojawiła – powiedział Bagiński. I dodał, że w Budapeszcie bardzo brakowało im naturalnych lokacji ("każdą dolinę i las dookoła mamy tam ograne").

Tomasz Bagiński rozmawiając o obsadzie, nazwał Anyę Chalotrę (Yennefer) ich największym odkryciem. Jego zdaniem "Wiedźmin" zrobi z niej gwiazdę (wcześniej pojawiła się tylko w trzech serialach). Dobre zdanie ma też o Henrym Cavillu, który "bardzo mocno angażował się w produkcję i jest świetny w roli Geralta". Bagiński widzi w nim prawdziwego profesjonalistę, który na żadnym etapie nie dał po sobie poznać, że jest gwiazdą.

- Na Węgrzech całymi tygodniami spał w przyczepie przy planie. Nie wracał do hotelu w Budapeszcie, przez co zaoszczędzał godzinę na podróż, ale przede wszystkim cały czas był w tym świecie. To się rzadko zdarza. Henry pracuje, zna się na tym, dostarcza fantastyczny materiał – chwalił serialowego Wiedźmina Bagiński.

Obraz
© Netflix / Henry Cavill jako Geralt z Rivii

W rozmowie o ekranizacji "Wiedźmina" nie mogło także zabraknąć pytania o współpracę z Andrzejem Sapkowskim. Od dawna powtarzano, że autor książkowego pierwowzoru pełni rolę konsultanta i ma wgląd we wszystkie materiały. Ale jak wyznał Tomasz Bagiński, ojciec "Wiedźmina" wcale nie chciał się mieszać do pracy filmowców.

- Andrzej powtarzał, że nie chce oglądać składników, bo nie ocenia zupy po torbie z zakupami. Moim zdaniem to fajne i mądre podejście – mówił Bagiński. Dodał, że bardzo ceni sobie zdanie Sapkowskiego, którego mógł poznać z zupełnie innej strony niż większość ludzi. – To skomplikowany, ciekawy człowiek. Rzadka osobowość, która nie korzysta z Instagrama.

- Uwielbiam Andrzeja! Mamy bardzo dobrą relację – powiedziała wprost Lauren Schmidt Hissrich. Showrunnerka "Wiedźmina" w rozmowie z polskimi dziennikarzami również przytoczyła analogię do zupy i składników przyniesionych ze sklepu.

– Andrzej niedawno odwiedził plan w Budapeszcie i miał łzy w oczach – zdradziła Hissrich, która rozumie, że dla pisarza patrzenie na swoje dzieło w innych rękach musi być bardzo trudne. Ale Sapkowski nigdy nie zgłaszał żadnych uwag, a na planie był szczerze poruszony.

Obraz
© Netflix / Andrzej Sapkowski na planie serialu

– Nie rozmiarem całego projektu, ale zaangażowaniem ludzi. Rozmawiał z aktorami, reżyserem. A Henry'ego Cavilla poznał w przerwach kręcenia spektakularnej sceny kaskaderskiej – wspominała Hissrich.

Showrunnerka po raz kolejny zapewniła, że jej "Wiedźmin" nie będzie "radosnym, amerykańskim widowiskiem". I choć cały świat w serialu wydaje się ponury, to nie zabraknie – tak jak u Sapkowskiego – humoru.

- Ten świat to nie tylko wielcy bohaterowie, walki z potworami, rzucanie czarów, ale także masa zwykłych ludzi żyjących z dnia na dzień. To też ich świat. Myśleliśmy o nich, nadając ton opowieści – tłumaczyła Hissrich. Jej zdaniem radzenie sobie z ponurą rzeczywistością nie może się obyć bez humoru.

Showrunnerka zapytana o długie dialogi charakterystyczne dla prozy Sapkowskiego wyznała, że "Wiedźmin" będzie się pod tym względem różnił od innych seriali. Zależało jej, by rozmowy między bohaterami były naturalne ("kocham to u Sapkowskiego"), bardziej dramatyczne i realne. – Będą krótsze niż w książkach, ale nie inne – zapowiedziała główna producentka.

Odniosła się także do kwestii chronologii wydarzeń i sposobu, w jaki połączy sagę "Wiedźmina" z krótszymi opowiadaniami Sapkowskiego. Efekt końcowy poznamy w grudniu i nie mogę teraz zdradzić niektórych szczegółów, ale pewnym jest, że scenarzyści połączyli różne wątki w zależności od potrzeby. Dla Hissrich opowiadania o Geralcie są wprowadzeniem do sagi i traktuje je jako część większej podróży, a nie tylko rozdziały.

Obraz
© Netflix / Lauren Schmidt Hissrich - producentka i showrunnerka serialu

Lauren Schmidt Hissrich to producentka i showrunnerka znana z takich seriali jak "Daredevil", "Defenders", "Umbrella Academy". Skąd jednak znalazła się w "Wiedźminie"? Nie ukrywała, że po przeczytaniu "Ostatniego życzenia" nie uważała się za najlepszą osobę, która może się wziąć za pisanie scenariusza. Praca z gatunkiem fantasy była dla niej czymś nowym. Ale ostatecznie odnalazła w prozie Sapkowskiego "historię o tym, jak ludzie sobie radzą z ludźmi. I potworami". Zobaczyła opowieść o mężczyźnie, jego relacji z kobietą i z córką - tematy jej bliskie i uniwersalne, choć oczywiście powiązane ze specyficzną estetyką.

Pytana o polskie plenery nie ukrywała, że rozważano różne lokacje, gdzie mógłby powstawać "Wiedźmin". I być może w drugim sezonie uda się zrealizować więcej zdjęć nad Wisłą. Zamek w Ogrodzieńcu był jednak jej pierwszym wyborem. Okazuje się, że Hissrich trafiła tam przypadkiem po pierwszym przyjeździe do Polski, gdy Netflix dał jej zielone światło na realizację serialu. Będąc w okolicy Krakowa, usłyszała o fajnym zamku.

- Pojechałam tam, zrobiłam milion zdjęć i zaczęłam je wrzucać na Instagrama – wspominała Hissrich. A kiedy po jakimś czasie zaczęto szukać odpowiedniej lokacji do pewnej sceny, jeden z pracowników pokazał jej… zdjęcia ruin w Ogrodzieńcu.

- To było jak zrządzenie losu. Chociaż mamy do czynienia z "Wiedźminem", więc powinnam powiedzieć – przeznaczenie.

"Wiedźmin" z Henrym Cavillem w roli Geralta pojawi się na Netfliksie 20 grudnia 2019 r. Pierwszy sezon będzie się składał z ośmiu ok. godzinnych odcinków.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (116)
Zobacz także