Weronika Marczuk apeluje o pomoc w "Dzień dobry TVN"
Weronika Marczuk była gościem "Dzień dobry TVN". Towarzyszyły jej trzy kobiety, które uciekły przed wojną z Ukrainy. W programie polały się łzy.
06.03.2022 13:19
Weronika Marczuk od 30 lat mieszka w Polsce, ale urodziła się w Ukrainie i do dziś czuje silną więź ze swoją ojczyzną. Zwłaszcza teraz, kiedy tak wielu Ukraińców potrzebuje pomocy. Jeszcze kilka dni przed wybuchem wojny trudno było jej uwierzyć, że do niej dojdzie i wciąż miała nadzieję, że konfliktu nie będzie. Gdy jednak do niego doszło, zakasała rękawy i ruszyła na pomoc tym, którzy jej potrzebują.
Teraz Marczuk pojawiła się w "Dzień Dobry TVN" z grupą kobiet, którym pomaga. Obok niej na kanapie siedziały dwie matki i jedna babcia. – Bardzo sprawnie pracują służby ewakuujące Kijów i okolice - mówiła Marczuk. - Na południu jest dużo trudniej, stamtąd już nie można wyjechać, więc to jest tragedia. Dziewczyny jechały chyba 11 godzin, najpierw pociągami do Lwowa, potem musiały spędzić tam noc niestety, bo nie można wychodzić wieczorem. Potem przyjaciele przywieźli je na granicę i jeszcze chyba 8 godzin stały w kolejce […]. Na razie nie było sytuacji, żeby ostrzeliwali pociągi. Mam nadzieję, że nie dojdą do tego.
Prowadzące zapytały jedną z Ukrainek, Natalię, jak wytłumaczyła 3-letniej córce, że muszą uciekać: - Zostawiłam w Ukrainie męża. Powiedziałam córce, że w tej chwili jest niebezpiecznie w Ukrainie, ponieważ tam są źli wujkowie i czołgi. My teraz będziemy podróżować do innego kraju, ale jak tylko to się zakończy, to wrócimy do tatusia - mówiła, płacząc.
Kobieta powiedziała też, że jej mąż nie ma broni. Nie ma nawet hełmu i kamizelki kuloodpornej.
Z kolei Anna opowiedziała o tym, jak ukrywała się z synem w schronie:
- Przez siedem dni siedzieliśmy w bunkrze. Mieliśmy cały czas włączony telewizor. To było straszne, nikomu nie życzę takiego przeżycia. A kiedy niedaleko nas był wybuch, wiedzieliśmy, że musimy uciekać.
Wszyscy w studio byli głęboko poruszeni. Zaproszone kobiety ocierały łzy.
Pod koniec Marczuk zaapelowała o pomoc dla Ukraińców walczących z armią Putina: - Ludzie w kapciach i kurtkach nie wygrają. Chłopcy chcą walczyć, wszyscy pójdą, dziewczyny też. Wyślijmy im chociaż kamizelki. Niech usłyszą nas ci, co rządzą. Nie może to być regulowane pięćdziesięcioma licencjami. Przecież my nie kupujemy broni czy amunicji. My chcemy kupić kaski i kamizelki, żeby naszych ludzi uratować. Kamizelki powinny iść tam tonami.
Gdy gospodynie "Dzień dobry TVN" zapytały Marczuk, czego potrzeba, by pomóc Ukrainie, odpowiedziała: - My potrzebujemy mądrych funduszy, mądrych i dużych firm. Oczywiście zwykli ludzie też dają datki i za to jest ogromna wdzięczność, ale ja uważam, że jest mnóstwo bogatych firm i ludzi, którzy jednym posunięciem mogliby sprawić, że kupimy 10 tysięcy tych kamizelek…