Węgierski dylemat. Co ważniejsze, cena kurczaka czy niepodległość Ukrainy?
Co dalej z Węgrami? Prof. Laszlo Bruszt z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Wiedniu mówi WP: - Kandydat opozycji dostał tylko pięć minut czasu antenowego w całej kampanii wyborczej. Nie miał szans na zwycięstwo, bo nie mamy na Węgrzech wolnych mediów.
05.04.2022 | aktual.: 06.04.2022 07:56
Węgierska opozycja liże rany po porażce z Fideszem Victora Orbana. Co poszło nie tak? Oto jedna ze statystyk: zwycięski Fidesz miał w całym kraju 20 tys. bilbordów, zaś opozycja raptem 2 tys. W oficjalnej telewizji opozycja była nieobecna. Nie było jak się przebić z przekazem do ludzi.
Jak to jednak możliwe, że w kraju, który został najechany w 1956 r. przez Armię Czerwoną, dziś ludzie masowo zagłosowali na człowieka, który nie ukrywa swoich sympatii dla Kremla i Putina?
Po ataku Rosji na Ukrainę w mediach węgierskich powielane są rosyjskie bajki o "specoperacji", dużo miejsca daje się takim postaciom, jak Siergiej Ławrow, Dmitrij Pieskow czy rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa. Media węgierskie dają długie cytaty z przedstawicieli Kremla, którzy opowiadają, że masakra ludności cywilnej w Buczy to jakoby ukraińskie fałszerstwa nieodpowiadające rzeczywistości - spreparowane, kłamliwe i prowokacyjne fejki.
Co dalej z Węgrami? Zapytałem o to socjologa prof. Laszlo Bruszta z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego CEU (Orban wyrzucił ten uniwersytet z Budapesztu do Wiednia, bo jego fundatorem był George Soros).
Sebastian Łupak: Czy Węgrzy nie boją się Putina? Przecież Armia Czerwona zajęła wasz kraj w 1956 r. A teraz głosujecie na człowieka związanego z Kremlem.
Prof. Laszlo Bruszt, CEU: Orban przedstawił Węgrom taką opowieść: "Musimy być grzeczni wobec Moskwy. Jesteśmy małym krajem, więc musimy być potulni. Opozycja zapewne wciągnie was w tę wojnę, a ja jedyny zagwarantuję wam pokój". Orban przedstawił Węgry jako taką Finlandię – kraj, który w swej polityce zagranicznej musiał przez lata uważać na wielkiego sąsiada, jakim był ZSRR. "My też nie będziemy prowokować Putina, a jego wojna z Ukrainą to nie nasza wojna" - mówił Orban.
Ale Orban powiedział węgierskim matkom coś więcej: nie tylko, że ich synowie nie pójdą na wojnę, ale dodatkowo, że ceny gazu ani udek z kurczaka nie wzrosną. Chcesz pokoju i niskich cen? Głosuj na Orbana – tylko on ci to zagwarantuje, bo on nie będzie prowokował Putina do zemsty i podnoszenia cen. To jest jego realpolitik. Niska cena udka kurczaka jest ważniejsza niż poparcie dla suwerennej Ukrainy.
I Węgrzy to kupili…
Każde społeczeństwo potrzebuje gwarancji stabilności i spokoju. Ale w demokratycznych krajach odbywa się debata na temat tego, co jest zagrożeniem, jak realnym, jak się najlepiej przed tym bronić i jak się ustrzec przed wzrostem cen.
A u nas takiej debaty nie ma, bo przekaz jest jeden. Kandydat opozycji Péter Márki-Zay przez cały czas kampanii wyborczej dostał raptem pięć minut czasu antenowego w węgierskich mediach. A Orban? To sprawny gracz. Kiedyś straszył napływem uchodźców, a teraz wojną. Przedstawił się ponownie jako zbawca narodu. Oczywiście jest przy tym obrzydliwy – zwłaszcza kiedy atakuje Zełenskiego, prezydenta kraju, który walczy o przetrwanie.
Czy Węgrzy to inny naród niż Polacy, Litwini czy Estończycy, którzy jednak stawiają się Rosji? Jesteście mentalnie bardziej na Wschód od nas?
W 1985 r. Janos Kadar, przywódca socjalistyczny, cieszył się poparciem 2/3 społeczeństwa węgierskiego. Wtedy mówiło się, że Węgrzy już tacy pewnie są, że kochają Kadara, socjalizm i partię, i że zasługują na to, co mają. Ale już w 1989 r., cztery lata później, poparcie dla Kadara i partii spadło drastycznie o 60 proc. Dlaczego? Bo Węgrzy dostali wybór: różnych mediów, różnych partii i organizacji. W telewizji pojawili się wtedy pierwsi opozycjoniści.
Więc to nie jest tak, że my jesteśmy innym społeczeństwem niż Polacy. U nas po prostu nie ma już wolnych mediów, które przedstawiałyby alternatywne głosy. U was one ciągle są – portale, gazety, telewizja. Przeciętny Polak wciąż może wziąć udział w debacie publicznej. A Węgier z prowincji od rana do nocy, od kilkunastu lat, słyszy jeden i ten sam, prorządowy przekaz.
Ciężko jest pojąć świat w całej jego złożoności, jak mieszkasz na wsi, nie używasz często internetu i masz tylko jedno źródło informacji z rządowej telewizji. Wtedy uwierzysz, że zły Zełenski wraz z węgierską opozycją mogli nas wciągnąć w nie naszą wojnę.
Czy Unia Europejska powinna teraz odciąć Węgrom pieniądze, skoro one i tak przechodzą przez Orbana i trafiają do niego i jego zaufanych ludzi?
Odcięcie nas od funduszy europejskich tylko wzmocni Orbana. Nie chodzi o to, żeby zabierać nam pieniądze, ale o to, by UE kontrolowała sposób ich dystrybucji. Na razie nie trafiają one do firm najbardziej innowacyjnych, nie do tych konkurencyjnych, ale do tych najbardziej lojalnych wobec Orbana i partii Fidesz. Kryterium jest lojalność wobec władzy.
A chodzi o to, żeby trafiały do organizacji pozarządowych i firm niezwiązanych z partyjnymi oligarchami. Im więcej będzie bogatych firm niezależnych od państwa i partii, tym lepiej dla społeczeństwa. Na Węgrzech trzeba wzmocnić oddolne społeczeństwo obywatelskie.
Odcięcie nas od pieniędzy unijnych będzie karą dla społeczeństwa, a ich mądra dystrybucja wzmocni siłę protestu. Opozycja nie ma wyjścia: musi jeszcze raz wyjść poza Budapeszt i przekonać ludzi w miasteczkach i na wsiach, że jest alternatywa dla Orbana. Tę pracę trzeba teraz zacząć od nowa.