Waldemar Milewicz wierzył, że prawdziwy reporter musi być w centrum wydarzeń. Kula dosięgła go w Iraku
Waldemar Milewicz był jednym z najsłynniejszych reporterów wojennych po 1989 r. Żył z poczuciem, że śmierć może nadejść w każdej chwili. Wyjazd do Iraku w 2004 r. był jego ostatnim.
Waldemar Milewicz wierzył, że prawdziwy reporter musi być w centrum wydarzeń. Kula dosięgła go w Iraku
Milewicz zginął 7 maja od postrzału na drodze, niedaleko za Bagdadem. To była jego kolejna wyprawa do "jądra ciemności". Wcześniej widział piekło m.in. w Kambodży, na Bałkanach, w Somalii, Abchazji i Czeczenii. Strach nie był obcy, ale nie miał wiele zrozumienia dla korespondentów, którzy się boją i redukują swoje relacje do minimum. On wolał iść "na maksa".
Kłótnia z reporterem
Od początku lat 90. Milewicz pracował w Dziale Zagranicznym TAI, który przygotowywał materiały dla "Wiadomości" i "Panoramy". W czasie wojny w byłej Jugosławii stracił nad sobą panowanie.
- Mieliśmy wysłannika w Zagrzebiu. Raz Waldek zaczął na niego krzyczeć, żeby pojechał tam, gdzie strzelają. Nasz wysłannik mu odmówił, po prostu się bał. Oczywiście przygotowywał relacje, ale w innej konwencji: przesyłał korespondencję dźwiękową przez telefon, a my kryliśmy ją obrazkami, które przychodziły z zagranicznych agencji. Doszło między nimi do ostrej wymiany zdań. [...] Wtrąciłam się w tę dyskusję, bo uważałam, że nie może nikogo zmusić do czegoś, co jest niebezpieczne. Ale Waldek był zwolennikiem takiego dziennikarstwa wojennego, w którym reporter jest na miejscu zdarzenia, najlepiej między okopami. Wkrótce sam zaczął wyjeżdżać i tego właśnie szukał - opowiadała w książce "Dziwny jest ten świat. Opowieść o Waldemarze Milewiczu" anonimowa współpracowniczka.
Widmo śmierci
Koledzy reportera wspominali w książce, że szybko uzależnił się od wyjazdów w strefy konfliktów. Kiedy za długo siedział w redakcji, przypominał "chmurę gradową". Odżywał na wiadomość o kolejnym niebezpiecznym zleceniu. Zdawał sobie sprawę z najwyższej stawki, jaką mógł zapłacić.
- Któregoś dnia chodzi po redakcji i opowiada, że śniło mu się, jak gdzieś go powiesili. Przed wyjazdem do Czeczenii powiedział do mnie: "Wiesz, mam wrażenie, że ja stamtąd nie wrócę". Potem okazało się, że miejscowy przewodnik miał zaprowadzić ekipę do bojowników czeczeńskich, lecz zamiast tego wyprowadził ich w góry i tam zostawił w środku zimy. Otarli się o śmierć, więc można powiedzieć, że miał dobre przeczucie - wspominała Barbara Grad.
Na początku tzw. drugiej Intifady, która wybuchła w Autonomii Palestyńskiej w 2000 r., Milewicz zadzwonił do redakcji w stanie bliskim załamania.
- "Jest atak na palestyński komisariat, jestem w środku", powiedział. Po raz pierwszy i ostatni słyszałam, jak drży i załamuje mu się głos. Był przerażony. Musiał czuć, że może z tego nie wyjść. Widzieliśmy wtedy w filmowych materiałach agencyjnych, że były ofiary, ciała wyrzucano przez okno. Gdy zadzwonił po godzinie, był już w formie. Otrzepał się i poszedł dalej – mówiła Milena Kruszniewska.
"Czekam na telefon od taty"
Na swoja ostatnią misję Waldemar Milewicz poleciał w 2004 r. do Iraku. 7 maja razem z ekipą jechał z Bagdadu do Karbali i Nadżafu. Samochód został ostrzelany z broni maszynowej.
- W pierwszej chwili pomyślałem, że gdzieś strzelają. Trzeba to filmować, ale w następnej sekundzie zobaczyłem, że szyba rozpryskuje się przede mną - relacjonował w rozmowie dla "Wiadomości" operator kamery Jerzy Ernst, który został ranny.
Reporter i montażysta Mounir Bouamrane zginęli na miejscu. Waldemar Milewicz osierocił córkę Monikę, która do tej pory nie pogodziła się ze śmiercią ojca.
- Dla mnie on ciągle żyje. Co niedzielę czekam na telefon od taty. [...] Szorstkość na ekranie i twarz, która nie zdradzała emocji, to były w stu procentach maski. W środku był ciepłym, wrażliwym facetem i kochającym ojcem. Potrafił wziąć mnie za rękę i nie wstydził się przy mnie rozpłakać. [...] Wiedział wszystko o moim życiu, podejmował za mnie decyzje. Przez całe życie byłam przyzwyczajona, że zawsze jest obok. Dlatego po jego śmierci nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Kiedyś poszłam do sklepu i przez pół godziny patrzyłam na półkę z papierem toaletowym, bo nie wiedziałam, który wybrać. Ciężko mi było odnaleźć samą siebie - wspominała tatę w "Vogue" Monika Milewicz.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" z jednej strony znęcamy się nad "Bring Back Alice" i "Randką, bez odbioru", a z drugiej - postulujemy o przywrócenie w Polsce zawodu swatki (w "Małżeństwie po indyjsku" działa to całkiem sprawnie). Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.