Waldemar Milewicz: mija 10 lat od śmierci korespondenta TVP
None
Waldemar Milewicz
Dokładnie 10 lat temu polskie media straciły jednego z najwybitniejszych dziennikarzy, Waldemara Milewicza.
Ten doświadczony korespondent zginął w Iraku, po tym jak samochód, którym poruszała się ekipa TVP, został ostrzelany przez nieznanych sprawców. Wraz z Milewiczem życie stracił też inny pracownik telewizji, montażysta algierskiego pochodzenia, Mounir Bouamrane, a operator kamery, Jerzy Ernst, został ranny.
Niespodziewana śmierć reportera była ogromnym ciosem nie tylko dla jego rodziny i współpracowników, ale i widzów. Jednak jeszcze większym okazał się cyniczny handel tą tragedią, czym bez wątpienia była publikacja zdjęć martwego korespondenta dokonana przez "Super Express".
Do dziś nie ustają spekulacje dotyczące tego, co dokładnie stało się 7 maja 2004 roku. Jednego wszyscy są pewni: Waldemar Milewicz był wybitnym reporterem.
KŻ/AOS
Jechali na zwykłe spotkanie, spotkała ich śmierć
Ekipa "Wiadomości" wyleciała do Iraku we wtorek 4 maja 2004. Kilka dni później, w piątek, Waldemar Milewicz i jego algierski towarzysz zginęli na miejscu w zasadzce zorganizowanej na drodze pod Bagdadem.
Jak wspominał Jerzy Ernst, któremu udało się ujść z życiem z zamachu, tego feralnego dnia zmierzali na spotkanie ze zwykłą iracką rodziną. Nie dotarli jednak na miejsce, zaatakowani na drodze.
- Wyjechaliśmy o godzinie 8.15, może 8.20, sprzed hotelu Palestyna. Poza Bagdadem okazało się, że autostrada jest zablokowana przez wojsko, więc kierowca, który wcześniej pracował z innymi stacjami, wybrał inną drogę, mówiąc, że jest bezpieczna - relacjonował Ernst w specjalnym wydaniu "Wiadomości".
- W pierwszej chwili pomyślałem, że gdzieś strzelają. Trzeba to filmować, ale w następnej sekundzie zobaczyłem, że szyba rozpryskuje się przede mną.
Kilkadziesiąt sekund później było już jasne, że siedzący za operatorem Milewicz nie przeżył ran postrzałowych, podobnie jak Mounir Bouamrane.
Tragiczne doniesienia z Iraku tuż przed godziną 9:00 potwierdziła Telewizja Polska.
Korespondent z wyboru
- Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy ryzykuję swoje życie. Kiedy coś się dzieje, muszę tam być - Waldemar Milewicz powiedział w jednym z wywiadów.
Igranie ze śmiercią jest wpisane w zawód korespondenta, na który po 10 latach siedzenia za biurkiem Milewicz sam się zdecydował. Pracę na Woronicza rozpoczął w 1981 roku w redakcji Dziennika Telewizyjnego. W 1991 porzucił stanowisko publicysty działu zagranicznego, by po raz pierwszy wyruszyć w teren. Niedaleko, bo do sąsiadującej Litwy, gdzie rozgrywały się wówczas dramatyczne wydarzenia.
- Widocznie dobrze wywiązałem się z zadania, gdyż potem coraz częściej padały propozycje wyjazdów do tzw. punktów zapalnych. Wkrótce spostrzegłem, że ta praca mnie fascynuje - podsumował swój korespondencyjny debiut w jednym z wywiadów.
Od tamtej pory wyjeżdżał we wszystkie niebezpieczne rejony świata. Był korespondentem z takich miejsc jak: Bośnia, Czeczenia, Kosowo, Abchazja, Rwanda, Kambodża, Somalia, Etiopia, Rumunia i Turcja. Popularność i uznanie publiczności zyskał dzięki programowi, który składał się z cyklu reportaży "Dziwny jest ten świat".
Wielokrotnie nagradzany
Przed kamerą Milewicz prawie zawsze występował w charakterystycznej skórzanej kurtce. Kupił ją za namową stylisty, który zapewnił, że w ten sposób będzie łatwiej zapamiętany. Udało się. Był jednym z najbardziej rozpoznawalnych reporterów w kraju, choć z pewnością nie była to wyłącznie zasługa jego wizerunku. Widzowie utożsamiali go przede wszystkim z rzetelnymi relacjami, ale on sam twierdził, że obiektywizm w mediach nie istnieje. "Dziennikarz nigdy nie jest w stu procentach obiektywny, lecz tylko dąży do obiektywizmu" mówił.
Za swoją trudną i wymagającą nerwów ze stali pracę wielokrotnie go doceniano. Był laureatem m.in. prestiżowej nagrody SAIS - Ciba Prize for Excellence in Journalism przyznanej przez Johns Hopkins University w Waszyngtonie za reportaż "Czeczenia - 6 dni wojny".
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich nagrodziło go za cykl materiałów z wojny domowej w Rwandzie. Aż czterokrotnie odbierał wyróżnienie z rąk Prezesa Telewizji Polskiej, który uznał reportaże z Bośni, Czeczenii i Republiki Południowej Afryki za najlepsze w swojej kategorii. Z okazji 50 - lecia TVP został uhonorowany Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Na koncie miał też nagrody Grand Press czy Telekamerę w kategorii publicystyka.
Pogrzeb z honorami
Pogrzeb dziennikarza odbył się 14 maja 2004 roku w Katedrze Polowej Wojska Polskiego. Urna z jego prochami spoczęła na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Na uroczystości pojawiła się nie tylko rodzina dziennikarza i jego współpracownicy, ale też tłumy wiernych widzów jego programu.
Po honorowej salwie odegrano, zgodnie z ostatnią wolą zmarłego, utwór "I Feel You" zespołu Depeche Mode. Waldemar Milewicz pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Medalem "Milito Pro Christo". Odznaczenie jest przyznawane dla podkreślenia zasług osób, które działają zgodnie z wartościami chrześcijańskimi, takimi jak sprawiedliwość i prawda.
KŻ/AOS