RozrywkaW "MasterChef" singapurskie smaki i najbardziej śmierdzący owoc na świecie

W "MasterChef" singapurskie smaki i najbardziej śmierdzący owoc na świecie

Pięcioro uczestników pojechało do Singapuru, aby w mieście przyszłości zawalczyć o swoje kulinarne marzenia. Do walki stanęli: Martyna Chomacka, Mateusz Krojenka, Krzysiek Bigus, Olga Nguyenm i Laurentiu "Lorek" Zediu. Kto na dłużej zostanie w Singapurze?

W "MasterChef" singapurskie smaki i najbardziej śmierdzący owoc na świecie
Źródło zdjęć: © kadr z programu

26.11.2018 | aktual.: 26.11.2018 09:26

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Tu jest szaleństwo, tu jest wolność, dla wszystkich kucharzy - Magda Gessler zachwalała miasto. W tym miejscu spotykała się kuchnia z całego świata. W końcu nadszedł czas na pierwszą konkurencję podzieloną na dwa etapy: odkrywanie lokalnych smaków i gotowanie. Pierwszym miejscem do odwiedzenia był street food z gwiazdką Michelin.

- Miejsce było piękne, dużo ludzi, totalny chaos - zachwycała się Martyna. - To jest to miejsce na świecie, gdzie zjem kurczaka z gwiazdkami - dodała. Uczestnicy zaczęli smakować i przeżyli pierwszy szok ostrości. - Poczekajcie, po "MasterChefie" otworzę taki street food w Warszawie i będą dwie gwiazdki - obiecywała Ola. O wiele bardziej sceptycznie do kurczaka podszedł Krzysiek. - Średnie. Gwiazdka za takie coś?

Ola zachwalała ekipie najbardziej śmierdzący owoc świata i wszyscy bez szemrania spróbowali duriana. - To było coś okropnego. Nawet nie mogłem go połknąć - Mateusz przeżuwał ze łzami w oczach. Potem uczestnicy samotnie poznawali singapurskie smaki. Ola trafiła do restauracji, w której szef Kai serwuje ryby z lokalnej farmy. Dziewczyna spróbowała sił w połowie, a Kai pokazał jej jak szybko i bezboleśnie zabić rybę. Potem Ola trafiła do ekskluzywnej restauracji "Labirynt". Szef ukończył London School of Economy, ale postanowił oddać się swojej pasji. - Jest jakaś szansa dla mnie - cieszyła się Ola.

Krzysiek zawędrował do hinduskiej dzielnicy. Trafił do miejsca pełnego jedzenia. - Wyglądała tak, że mogę się struć. Ale pomyślałem, co tam, raz się żyje. (…) Nagle, nie ma sztućców. Widzę, że dookoła mają ręce uwalone ryżem. Jak to jeść w ogóle? Jak się za to zabrać? - komentował. Pan, który siedział obok Krzyśka pokazał mu, jak jeść. Po cudownym doświadczeniu na targu Krzysiek trafił do luksusowej restauracji, gdzie uczył się, jak piec hinduski chleb w tradycyjnym piecu.

Lorek zjadł w rodzinnej restauracji z chińską kuchnią. Przywitanie było pełne uścisków i radości. - Razem z mamą chciałem otworzyć coś podobnego. Oczywiście mama była by mózgiem całej operacji. Podane musi być pyszne i na koniec… przytulanie. Ja wiem, że mama lubi przytulać ludzi. Jeśli uda mi się to otworzyć, to będzie najlepsza restauracja z przytulaniem w Polsce - zapowiadał. Kucharz nauczył go przyrządzać głowę ryby – popisowe danie restauracji. Wkrótce okazało się, że Lorek musiał zjeść oko ryby. - Bardzo dobre, ale bardzo szok!

Naszedł czas na konkurencję eliminacyjną. Uczestnicy czuli prawdziwą presję, oprócz Krzyśka, który "niczym się nie przejmuje". Podczas gotowania pojawiła się trzecia jurorka – słynna kucharka Odra, która w Australii wygrała Masterchefa, a w Singapurze była jurorem tego programu. - Poczułam bratnią duszę. Ona wie, jak to jest być po drugiej stronie. Wie, jak my się czujemy - Martyna była nieco bardziej spokojna. - Pokażcie polską krew w jedzeniu, ale nie dosłownie! - żartowała jurorka, zanim wszyscy ruszyli do gotowania.

Wszyscy dostali 60 minut. Mateusz zabrał się za obieranie pietruszki i wydarzyło się coś strasznego… - Poczułem straszny ból. Pomyślałem, twardy jesteś i jedziesz dalej - pomimo uderzenia w oko nie przerwał pracy. Martyna zwariowała na punkcie smaków. - Ja nie jestem stąd, więc nie czuję takiej presji, że coś może iść z czym, a coś nie może. Krzysiek zainspirował się garam masalą. - Odkryłem, że indyjska kuchnia jest nawet smaczna. Kiedyś zraziłem się. Nie czułem potencjału w przyprawach carry, garam masala. Byłem u szefa kuchni i bardzo mi posmakowało.

Podczas ostatnich 15 minut uczestnicy musieli podkręcić tempo. - To jest sake, może się napiję, bo bardzo się stresuję - powiedziała Ola. - Wszystkie pomysły, które miałam, dziś się rozchrzaniły. Nie wiem, o co chodzi z tym. Pogubiłam się organizacyjnie z tym, co chcę, a co jest możliwe - narzekała Martyna. W końcu ręce powędrowały do góry, a gotowe dania trafiły do jurorów.

Na pierwszy ogień poszła Martyna. - Zjeść dobrego dorsza, to bardzo trudna rzecz. To jest cud - zachwycała się Magda. Ola była zestresowana, ponieważ chciała więcej zaprezentować ze względu na swoje pochodzenie. - Chyba troszkę przesadziłaś z przyprawami - usłyszała od jurorki. - Mimo staranności w tym daniu, dobrze przygotowanego ryżu i bardzo dobrych muli, to ten zwiędły i przegotowany szpinak, który się ciągnie, zabił ci danie.

Lorek nie wszystkich przekonał swoim dorszem. - Dla mnie ten ryż to jest jakaś porażka. W ogóle nie łączy się z dorszem. Mówi innym językiem. Tu jest język dobrego szefa kuchni, a tu 12-letniego chłopca, który udaje, że coś robi z ryżu, a o przyprawach nie wspomnę, bo ten zabiłyby moje dobre zdanie o tym daniu - skrytykowała go Gessler. Mateusz otrzymał pozytywną recenzję od Odry i pozostałych jurorów. - Jesteś tutaj nieprzypadkowo! Jako ostatni swoje danie zaprezentował Krzysiek. Jego jagnięcina nie zrobiła dobrego wrażenia. - Trzeba było zrobić coś prostszego. To jest obok kuchni indyjskiej - podsumowano.

Największe wrażenie zrobiły dania Martyny i Mateusza. Wygrała Martyna. Z programu odpadł Krzysiek. Oglądaliście ten odcinek?

Komentarze (2)