W "M jak miłość" nie zobaczymy wojny. Adriana Kalska wyjaśnia, dlaczego
Najchętniej oglądany serial TVP nie raczy widzów aktualnymi obrazami polskiej rzeczywistości. Twórcy nie planują też w następnych odcinkach nawiązywać do tematu wojny w Ukrainie.
Już od ponad 20 lat serial "M jak miłość" nie znika z anteny TVP. Choć szczyt popularności produkcja dawno ma za sobą, wciąż pozostaje bezkonkurencyjna - zbiera najwięcej, bo ponad 3 mln widzów przed telewizorami.
Za sukcesem serialu z pewnością stoi uniwersalność poruszanych tematów. Jego fabuła skupia się na wątkach obyczajowych, relacjach rodzinnych i miłosnych. Niektórym widzom takie oderwanie od drugiej strony rzeczywistości, czyli np. aktualnie sytuacji w Ukrainie, może wydawać się nieuczciwe. Jednak "M jak miłość" jako produkcja rozrywkowa nie chce też przygnębiać odbiorców, wolą zapewnić im choć chwilę oddechu od trudnej codzienności.
Adriana Kalska, która w serialu wciela się w postać Izabeli Chodakowskiej, żony Marcina granego przez Mikołaja Roznerskiego, wyjaśniła zamiary twórców. W rozmowie z Jastrząb Post aktorka podkreśliła, że produkcja TVP stara się być z dala od polityki.
- Serial nie angażuje się w jakieś sprawy polityczne, aktualne wydarzenia w Polsce i na świecie, a opowiada o takim normalnym, zwykłym życiu - mówi Kalska.
Choć w obliczu wojny w Ukrainie prezes TVP Jacek Kurski zapowiedział szereg zmian ramówkowych m.in. wstrzymanie emisji rosyjskich produkcji, nie należy spodziewać się zmian treści polskich seriali, w tym "M jak miłość".
- Scenarzyści i producenci mają inny pomysł na ten serial i być może w tym tkwi jego popularność - oceniła aktorka.