W "Kuchennych rewolucjach" jak w trupiarni. Zero temperamentu i fantazji

W bielańskim ratuszu kręci się "Karuzela Smaku", gdzie rządzi dwóch mężczyzn. Zbyszek zna się na kuchni, a Andrzej na zarządzaniu. Obaj nie mieli doświadczenia w prowadzeniu lokalu gastronomicznego, a lokalizacja nie ułatwia im zadania. Czy stołówka stanie się elegancką restauracją?

W "Kuchennych rewolucjach" jak w trupiarni. Zero temperamentu i fantazji
Źródło zdjęć: © stopklatka/TVN
Redakcja WP Popkultura

02.11.2018 | aktual.: 02.11.2018 08:36

W "Karuzeli Smaku" najlepiej sprzedają się dania na wynos. Na miejscu wieje pustkami i powierzchownym menu. Klasyczne propozycje powinny zachwycić czymś genialnym. Tymczasem tatar nie wywołuje zachwytu, a barszcz nie jest czerwony: "W Polsce takiego się nie podaje. Jest żaden". Po chwili dochodzi do konfrontacji dań podawanych w restauracji z tymi przygotowywanymi na wynos. Posiłki w plastikowych opakowaniach były o wiele, wiele gorsze. "To jest niejadalne" - podsumowała.

"Po to jest tutaj pani Magda, żeby podpowiedziała dziewczynom na kuchni, co trzeba zrobić, żeby tą du…ę urwało" - z wizytą Gessler duże nadzieje wiązał Piotrek, jeden z kelnerów. Na dywaniku wylądowali właściciele: "Te ziemniaki są zdębiałe. Ch…j wie co" - Magda nie przebierała w słowach. Inżynier elektryk i ekonomista byli przerażeni opinią restauratorki, która jeszcze do końca nie wiedziała, w jaki sposób im pomóc.

Obraz
© stopklatka/TVN

"Jedzenie stołówkowe, a wnętrze jak w pałacu ślubów" - podsumowała Magda i postanowiła wziąć się do pracy. Restauratorka zawitała do kuchni. Kucharki przygotowały specjalnie dla niej królika, co niestety nie przykryło złego wrażenia. "Sama koncepcja kuchni jest kompletnie absurdalna" - skwitowała. Zbyszek był gotowy do prowadzenia dyskusji na temat menu: "Tutaj nie jest tak, że przychodzą ludzie, rozsiadają się. Oni mają po 15 minut przerwy i przychodzą coś złapać jeść. Nie możemy się tak rozłożyć". Kompletnie nie potrafił się zgodzić z opinią restauratorki, która wybuchnęła: "Chodzi mi o to, żeby był tutaj jakiś power, trochę temperamentu. A jest, ku…wa, jak w trupiarni".

"Czemu uważacie, że na złym jedzeniu zarobicie pieniądze?" - to było kluczowe pytanie, które wciąż pojawiało się podczas rewolucji. Andrzej podchodził do restauracji jak do równania ekonomicznego. "Zaraz się rozpłaczesz, kolego w czerwonym" - rzucała do Zbyszka, próbując go nieco obudzić.

Obraz
© stopklatka/TVN

Pierwszym krokiem, jaki podjęła Magda, było wzbudzenie miłości właścicieli i kuchni do Bielan. Jej pomysłem było stworzenie przedszkola dla dzieci. To innowacyjny pomysł – restauracja dla dzieci. Właściciele podeszli do tego bardzo sceptycznie. "Na pewno bym się na to nie zgodził" - powiedział Zbyszek. Na szczęście pomysł Magdy okazał się żartem. Finalnie opowiedziała o tradycyjnych daniach przedwojennej Warszawy. Na kolację zaplanowała: galantyna lub studzienina z kurczaka z piklami, waza z rosołem z kaszką krakowską, sztuka mięsa i warzywa, a na deser kisiel z lodami z marcepanu. Wnętrze pełne kolorów, a nazwa "Bielany Bielany".

W restauracji zrobiło się kolorowo, ale Zbyszkowi nie podobała się nowa nazwa. "Według mnie wystrój pasuje idealnie do starej nazwy". Magda się z nim nie zgodziła. Szybko zabrali się do przygotowania dań na promocję i wieczorną kolację. Restaurację zapełnili goście spragnieni dobrych smaków. A menu wywołało wiele zachwytów. "To bardzo pozytywne zaskoczenie".

Magda Gessler powróciła do restauracji po trzech tygodniach z nadzieją, że Zbyszkowi i Andrzejowi nie udało się "schrzanić całej roboty". Już na wejściu zwróciła uwagę na pognieciony "szmaty" wiszące w oknach i pustkę panującą w lokalu. Po pierwszych zachwytach kuchnią, Magda poprosiła właścicieli. "Tamte dania były rzeczywiście pyszne. Nie jest bardzo źle, ale trójka z plusem". Sztuka mięsa zasługiwała na sporą poprawę, a w deserze znalazła się pestka. Zbyszek nie pałał optymizmem. "Bielany Bielany" wciąż niosą nadzieje, że będzie lepiej.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)