Uciekła od ortodoksyjnych Żydów. Zbudowała imperium warte miliony

Kilka lat temu Julia Haart nie mogła, jak inne kobiety w jej społeczności, nosić spodni. Teraz wydaje na nie za jednym razem po kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Bohaterka "Mojego nieortodoksyjnego życia" budzi oburzenie wśród społeczności, którą zdecydowała się opuścić.

Julia Haart uciekła ze społeczności ortodoksyjnych Żydów. Dziś jest gwiazdą na Manhattanie
Julia Haart uciekła ze społeczności ortodoksyjnych Żydów. Dziś jest gwiazdą na Manhattanie
Źródło zdjęć: © Netflix
Magdalena Drozdek

29.07.2021 13:45

Nowe show Netfliksa zaczyna się od rozmowy o seksie. Julia rozmawia ze swoją córką Batshevą i jej mężem, Benjaminem. - Pamiętasz, jak tuż przed ślubem przyszliśmy do ciebie po poradę. W naszej społeczności seks to wielkie tabu. Na naukach przedślubnych naszemu nauczycielowi nie przechodziło przez gardło słowo seks. A my nic nie wiedzieliśmy – przyznaje Batsheva, a matka od razu zaczyna jej doradzać, jak może wzniecić płomienne uczucia w sypialni.

- Spróbujcie odgrywania ról. Wiecie, zabawcie się w niegrzeczną pielęgniarkę. Spróbujcie innych pozycji, np. 69. Nie? Może seksowne buty? Obiad jako gra wstępna to zły pomysł. Ja jak dobrze zjem, to potem nie mam na nic ochoty, a co dopiero na seks – wylicza Julia. A to dopiero pierwsza minuta "Mojego nieortodoksyjnego życia", która prezentuje teraz Netflix.

Zamiast skromnej spódnicy, suknie od Diora

Julia Haart, jak sama przyznaje, żyła w "ekstremalnie ultraortodoksyjnej społeczności Żydów nazywanej yeshivishe heimishe". Urodziła się w żydowskiej rodzinie, w dawnym ZSRR. W 1974 r. przenieśli się do USA, a konkretnie do Teksasu, by po kilku latach zamieszkać w Monsey w stanie Nowy Jork – w społeczności ultraortodoksyjnych Żydów.

Miała zaledwie 19 lat, gdy poślubiła swojego męża. Był od niej pięć lat starszy, w ogóle się nie znali, co jest znamienne dla ultraortodoksów. Julia doczekała się 4 dzieci (Batsheva, Shlomo, Miriam i Aaron). W wieku 40 lat zdecydowała się uciec ze społeczności ortodoksów.

screen z odcinka
screen z odcinka© Netflix

Żeby to było możliwe, miesiącami ukrywała przed mężem, że pracuje jako sprzedawczyni ubezpieczeń. Dwa dni po ślubie i wyjeździe córki do Izraela, spakowała w końcu walizki i bez planu zaczęła totalnie nowe życie.

I gdy piszę "totalnie nowe", to mam na myśli rzucenie się w zupełnie inny świat, gdzie praktycznie nie ma tematów tabu, dolary płyną strumieniami, a o skromności nie ma mowy. Julia z pokornej żony, która dawała wykłady młodym Żydówkom o tym, jak mają spełniać się w swoich rolach, stała się lwicą biznesu na nowojorskim Manhattanie.

screen z odcinka
screen z odcinka© Netflix

W 2013 r. Julia stworzyła własną firmę, która sprzedawała projektowane przez nią buty. Trzy lata później zaczęła współpracę z gigantem na rynku modowym – z La Perla. Jeszcze w 2016 r. kobieta objęła stanowisko dyrektor kreatywnej tej luksusowej marki. W współtworzonych przez nią pokazach brały udział m.in. Naomi Campbell czy Kendall Jenner. W 2019 r. Haart została dyrektor największej agencji modelek i talentów Elite World Group.

Znajdźcie bardziej skrajny przykład życiowej rewolucji. Nic dziwnego, że Julią i jej historią zainteresował się Netflix. Tym bardziej, że inna historia ucieczki, co prawda od chasydów, Debory Feldman – stała się światowym hitem (zarówno serial, jak i książka odbiły się szerokim echem). A Julia nie gryzie się w język, opisując świat, w którym żyła do czterdziestki.

Uczy się nas, że kobieta jest nikim

"Moje nieortodoksyjne życie" śledzi losy Julii i jej dzieci, które razem z nią zerwały z ortodoksyjną społecznością, w której dorastały. Córka Batsheva walczy o swoje małżeństwo, które nie musi już poddawać się surowym regułom. Miriam może odkrywać swoją seksualność, podobnie jak jej brat Shlomo, który w wieku 24 lat dopiero może pozwolić sobie na pierwsze kontakty z kobietami. Jedynym ortodoksem w rodzinie pozostaje najmłodszy Aaron, któremu – jak twierdzi w jednym z odcinków jego mama – wyprano mózg fundamentalistycznymi kazaniami.

screen
screen© Netflix

Kobiety w naszej społeczności są obywatelami drugiej kategorii. Egzystujemy tylko jako dodatek do mężczyzny. Kobieta nie może śpiewać, bo mężczyzna może przez to czuć do niej pociąg. Nie może jeździć na rowerze, bo może odsłonić się jej kolano i mężczyźni mogą mieć przez to nieczyste myśli. Kobiety w naszej społeczności zakrywają całe swoje ciało i obowiązkiem każdej matki, jest nauczyć swoje córki skromności – opowiada Julia widzom.

- Jeśli jakaś część twojego ciała zostanie odsłonięta, jest specjalna część piekła zarezerwowana dla takich jak ty i rodzicielek, które do tego dopuściły. W tym piekle twoja matka musi zanurzać twoje ubrania w kwasie, zakładać je na twoje ciało, które będzie się rozkładać powoli przez cały dzień. I następnego dnia cały ten proces się powtórzy – obrazuje.

Julia ma ostre poglądy na życie w ultraortodoksyjnej społeczności Monsey. Momentami w show maluje obraz piekła kobiet, którego tam doświadczyła. - Uczy się nas, że kobieta jest nikim. Mężczyzna może rozwieść się z żoną, bo ta przypala obiad, ale żona nie może już zdecydować o rozwodzie z mężem, nawet jeśli ten ją bije. Dla mnie małżeństwo było więzieniem. Nienawidziłam bycia mężatką - mówi i nie raz zaznacza, że zastanawiała się nad popełnieniem samobójstwa, ale wiedziała, że naznaczy tym jej dzieci, które spotkają się z ostracyzmem ze strony społeczności.

Budzi kontrowersje

"Moje ortodoksyjne życie" to show budzące skrajne emocje. Z jednej strony to jak wejść z kamerami do domu Kardashianów. Haart i jej rodzina są milionerami, którzy mogą sobie na wszystko pozwolić. Ubrania luksusowych marek? Normalka. Impreza na jachcie? Codzienność. Wynajęcie całego zamku pod Paryżem, żeby spotkać się z rodziną przed pokazami Tygodnia Mody? Drobny wydatek.

Jest sporo o tym, jak długą (czyżby?) drogę musiała przejść Julia, by zbudować swoje imperium. Dzięki któremu teraz może pomagać innym kobietom – m.in. modelkom, które w branży modowej narażone są na seksistowskie zachowania, nie wspominając o molestowaniu. Julia walczy z eksploatowaniem tych dziewczyn, za co można jej tylko bić brawo.

Ale z drugiej strony maluje czarny obraz życia bardzo religijnych Żydów. Za to i ona, i produkcja show krytykowana jest w sieci. Bo choć Haart podkreśla wiele razy, że kocha bycie Żydówką, nie ma nic do judaizmu, a jedynie walczy z fundamentalizmem, to jej relacja o życiu w Monsey jest wyjątkowo dramatyczna. A Netflix uwielbia dramatyzować.

Oglądając "Moje ortodoksyjne życie" szybko można wyczuć, gdzie produkcja ściemnia i za bardzo reżyseruje. I co gorsza, zapomina o tym, że nie opowiada o społeczności ortodoksów z kosmosu, tylko z Nowego Jorku, która ma głos i nie zawaha się z niego skorzystać. W sieci mnożą się głosy, że show krzywdzi społeczność Żydów z Monsey, sprowadzając tamtejszych mężczyzn do potworów, którzy biorą sobie żony tylko po to, by rodziły im dzieci. A kobiety do pozbawionych jakichkolwiek postaci, które są więźniami religijnych fundamentalistów.

screen
screen© Netflix

Rivkie Feiner, Żydówka z Monsey, która chodziła do tej samej szkoły co Julia Haart, pisze dla USA Today: "choć podaje się, że to ‘seria dokumentalna’, większość historyjek Haart to czysta fikcja, pogłębiająca stereotypy o ortodoksyjnych Żydach. Ani nie pokazuje prawdy o ortodoksyjnych kobietach, ani o życiu w Monsey". Feiner, sama będąca dyrektorką jednej z firm, punktuje, że Haart zapomina o setkach ortodoksyjnych Żydówek, które są lekarkami, prawniczkami, pielęgniarkami, właścicielkami biznesów, wykładowczyniami na uczelniach itd.

"Kobiety w Monsey nie są zakute w kajdany i nie żyją tak, jak w XVIII wieku. Same decydują, czy chcą być bardzo religijne, czy chcą się skromnie ubierać i mieć duże rodziny (…) Decydujemy się żyć z tymi nakazami, bo wierzymy, że dzięki temu zyskujemy my same, nasze rodziny i cała społeczność" – pisze.

Tymczasem Julia Haart czerpie profity z popularności show na Netfliksie. Niedługo ma zostać opublikowana jej biograficzna książka, w której opisze, jak wyglądało dokładnie jej życie w ortodoksyjnej społeczności i jak możliwe było zbudowanie jej imperium, które dziś - według różnych źródeł - może być warte nawet 600 mln dolarów.

Zobacz także
Komentarze (2)