"Ucho prezesa": Takiego finału nikt nie przewidział. Prezes padł ofiarą perfidnej intrygi!
Na platformie Showmax ukazał się drugi z odcinków specjalnych "Ucha Prezesa". Finał pierwszego sezonu serialu przeszedł wszelkie oczekiwania, łącznie z oczekiwaniami ekranowego prezesa. Gdy dzwoni amerykański prezydent, na Nowogrodzkiej wszyscy stają na baczność! Co z tego, że nie wie, gdzie jest Polska, a do tego wszędzie szuka tylko złych Meksykanów?
18.05.2017 | aktual.: 18.05.2017 13:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zacznijmy jednak od tego, co wydarzyło się poprzednio. Prezes dowiedział się, że jego najbliższy współpracownik, okazał się podwójnym szpiegiem, który donosi o działaniach Polski Rosjanom. Przytłoczony sytuacją, która potwierdza sensacyjne doniesienia, wpada w szał i… strzela do Mariusza z pistoletu. W gabinecie leje się krew.
W ostatnim odcinku widzimy Mariusza z bandażem na głowie i prezesa, który wciąż nie może otrząsnąć się z szoku. Jakież jest jego zdziwienie, gdy po całym zajściu wszyscy mówią mu, że akcja ze szpiegiem była… ustawioną intrygą. Szef partii nie może uwierzyć, że w podstępie brali udział wszyscy jego zaufani, a on sam tak dał się nabrać. Oczywiście prowokacja, zdaniem pracowników gabinetu, została przeprowadzona w dobrej wierze – by uwolnić złe emocje prezesa.
W międzyczasie, pod gabinetem pojawia się nasz prezydent, wprost z podróży na Słowację, z nowym magnesem do kolekcji i słowacką wódką dla pani Basi. Od razu sugeruje, żeby wypić "po maluchu", a finał jest taki, że trzeba go odprowadzić do domu.
Tymczasem rewelacje, jakie usłyszał szef, nie pomagają mu się uspokoić i przygotować do prawdziwego spotkania na szczycie. O co chodzi?* W międzyczasie w gabinecie pojawił się syn pani Basi, Tomasz. Wraz z ekipą ma stworzyć scenografię tajnego bunkra. Wszystko wygląda imponująco – grube betonowe ściany, monitory, ostre światło jarzeniówek… Wszystko po to, by mieć dobre tło do telekonferencji z amerykańskim prezydentem, Donaldem Trumpem.*
Doradcy prezesa sugerują mu, by był podejrzliwy, ale i pewny siebie. Ma wykazać, że jesteśmy wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o obronność, a za przykład podać zaaranżowany bunkier (z pięciometrowymi ścianami ze zbrojonego betonu). Ma poprosić Trumpa o przysłanie więcej żołnierzy, pomoc w razie napadu na Polskę, a także raz na zawsze załatwić sprawę wiz. Wyzwanie nie jest łatwe, ale rozmowa ma być tłumaczona – w planach wszystko miało pójść jak po maśle.
Jednak na wstępie już nie brakuje wpadek. Trump wita go imieniem Aleksander. Oczywiście szybko się reflektuje, że jednak nie dodzwonił się do Białorusi. Mało tego. Według Trumpa prezes Kaczyński jest… panem Putińskim. Na dodatek przypomina sobie o Wałęsie, jedynym, który kojarzy mu się z Polską i każe go pozdrowić. Tego już za wiele, chciałoby się powiedzieć. Prezes jednak trzyma nerwy na wodzy, w końcu ma za wiele do stracenia.
Wszystko idzie gładko, bunkier robi wrażenie, Trump przyznaje, że jest sojusznikiem… Ale nie chce wysyłać do nas wojsk. Bardziej zajęty jest "Meksykańcami". Co więcej, od tematów obronności bardziej interesują go koty. Gdy chwali się swoim pupilem, Kaczyński nie chce być gorszy i też chce pokazać swojego ulubieńca. Prosi Mariusza, by przyniósł kota, ale… niechcący przebija nogą zbrojoną ścianę bunkra. Trump jest w szoku. Kaczyński jednak ratuje sytuację, robiąc z Mariusza niesamowitego żołnierza, który potrafi przebijać ściany. Rozochocony Trump chce wysłać żołnierzy na szkolenie, by nauczyli się odpierać Meksykańców przy ich murze.
Wszystko wygląda świetnie, Polska górą. Wtem Trump przerywa rozmowę i odbiera telefon, a z Polską się rozłącza. Kto dzwoni? Władimir Putin, jak mówi amerykański prezydent, jego przyjaciel. Tym razem to prezes jest w szoku. Niezadowolone jest też biuro szefa partii - nie był podejrzliwy, nie zorientował się, że prezydent USA był "podstawionym słupem", aktorem, a prawdziwe spotkanie ma dojść do skutku później. Prezes nie wytrzymuje - kolejna intryga! Wielkie rzeczy dopiero mają nadejść.