U Podolca bez zmian

Podolec na głębokie wody wypłynął dzięki współtworzonemu wraz z Robertem Wyrzykowskim "Kapitanowi Sheerowi", zbiorowi krótkich nowelek o dwóch przeintelektualizowanych szczurach. Uwięzieni na łódce bohaterowie dyskutowali na przeróżne tematy - od miłości, poprzez szczęście, na sensie życia kończąc. Pisałem wtedy, iż młody rysownik (rocznik 1991) operuje "tym samym rodzajem młodocianego, ocierającego się o kicz uroku, jaki posiadają chociażby wczesne prace Craiga Thompsona".* I doceniając sprawność warsztatową, zarzucałem mu naiwność i pretensjonalność*.

U Podolca bez zmian
Źródło zdjęć: © komiks.wp.pl

12.11.2012 | aktual.: 29.10.2013 17:16

Podobne odczucia mam po lekturze "Wszystko zajęte". To kolejny album, w którym prawdziwa refleksja ustąpiła miejsca intelektualnym skrótom i emocjonalnym mieliznom. Tak, jakby autora nic nie nauczyła współpraca z Grzegorzem Januszem przy świetnym "Czasem".

Głównym bohaterem jest tu A. Fiedorczuk (jego imienia nigdy nie poznajemy), krawiec szyjący odzież pogrzebową. To mężczyzna w średnim wieku, samotny, zagubiony, trochę zdesperowany.Mieszka w niewielkim mieszkaniu z kobietą, z którą nie może się dogadać, niespecjalnie układają mu się relacje z bratem (sprzedającym trumny), a jedynym szczęściem w jego życiu jest romans z prostytutką. Przewrotna odmiana losu nadchodzi, gdy w biznesie funeralnym następuje poruszenie, a w miasteczku zaczynają umierać ludzie.

Podolec snuje swą historię jak najbardziej ograniczając ilość wypowiadanych przez bohaterów słów. Częściej się tu milczy niż rozmawia, a nawet, gdy się mówi, dymki z dialogami często uciekają z kadrów lub zapełniane są nieczytelnymi szlaczkami. To ciekawy zabieg, budujący atmosferę zagubienia i osamotnienia. Pomagają też świetnie przemyślane kadry - bohaterowie są na nich zazwyczaj osamotnieni, pozostawieni sami sobie w wielkich pustych przestrzeniach, przytłoczeni jednokolorowym drugim planem.

Jednak poza nastojem, niewiele więcej udaje się Podolcowi osiągnąć. Budowane przez niego postacie są enigmatyczne i pozbawione osobowości. Miotają się pomiędzy kadrami, atakując czytelnika smutnymi minami, ale niewiele z tego wynika. Albumowi brak prawdziwej emocjonalnej głębi, autentyzmu - zamiast nich* autor pozostawia Fiodorczuka samemu sobie, jakby wierzył w magiczną moc ciszy, która nada sens opowieści*. To naiwne przekonanie rzutuje na cały album i sprawia, że czyta się go z narastającą irytacją. W pewnym momencie miałem wręcz wrażenie, że "Wszystko zajęte" zmierza w kierunku parodii. Wszyscy byli tu tak małomówni i tajemniczy, jakby wyśmiewali depresyjne historie o samotności.

Nie pomaga też chaotyczny scenariusz. Podolec niepotrzebnie rozbudowuje epizody, wprowadza nic nieznaczące postacie drugoplanowe, wiele scen przeciąga, sugeruje metafizykę, a tam, gdzie powinien być konkretny pozostawia niedopowiedzenia. Udaje mu się dzięki temu zasugerować tajemnicę, ale i poważnie zirytować czytelnika. Zwrot fabularny (zupełnie niepotrzebny) nie bierze się we "Wszystko zajęte" z dobrze poprowadzonej intrygi, ale z niedopowiedzeń - zaskoczenie polega na tym, że* bohaterowie przez 3/4 albumu nie rozmawiają o oczywistościach*.

Wypadałoby jeszcze wspomnieć, jak zdolnym artystą jest Marcin Podolec. Jak sprawnie posługuje się kolorami i kadrowaniem, jak umiejętnie snuje opowieść. Problem w tym, że to już trzeci album, w którym Podolec nam to udowadnia. I nic w tym temacie się nie zmienia - wciąż jest bardzo dobrze. Być może czas by zaczął pisać dojrzałe scenariusze?

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)