PublicystykaTylko u nas! Ekskluzywny wywiad z Beatą Tadlą i cała prawda o "przegryzaniu aorty"

Tylko u nas! Ekskluzywny wywiad z Beatą Tadlą i cała prawda o "przegryzaniu aorty"

Beata Tadla, która niedawno dołączyła do zespołu Wiadomości, w wywiadzie dla Teleshow.pl zdradza przyczyny swojego odejścia z TVN, dementuje plotki o "przegryzaniu aorty", zdradza, swoje najbliższe zawodowe plany i ujawnia, kogo nigdy nie zaprosi do swojego porgramu. Jesteście ciekawi tych odpowiedzi? Koniecznie przeczytacie nasz wywiad!

Tylko u nas! Ekskluzywny wywiad z Beatą Tadlą i cała prawda o "przegryzaniu aorty"
Źródło zdjęć: © AKPA

23.11.2012 | aktual.: 25.11.2013 13:45

Teleshow: Do *Wiadomości dołączyła Pani po wieloletniej współpracy ze stacją TVN. Niewiele osób pamięta, że już kiedyś pracowała Pani na Woronicza. W przeszłości prowadziła Pani program "Sejmograf". Dlaczego tamta współpraca trwała tak krótko i jak wspomina Pani tamten czas, o którym w wywiadach wspomina Pani dość rzadko?*

Beata Tadla: Nie prowadziłam tego programu, zrobiłam kilka wywiadów o sejmowych nowościach. To było kilkanaście lat temu! Koleżanka, która współpracowała z Sejmografem musiała wyjechać i to było po prostu zastępstwo. Tak to potraktowałam, na tym się skończyło. Dla mnie zaledwie epizod. Miałam 21 lat i byłam bardziej zaangażowana w pracę radiową, to ona "kręciła" mnie wtedy najbardziej.

Jak wyznała Pani w jednym z wywiadów, "w tej chwili panuje taka tendencja, że sprzedawanie informacji jest pewnym rodzajem show, ale ja się pod tym nie podpisuję. Infotainment? Kompletnie w to nie gram". Czy odeszła Pani z "Faktów", bo w tym programie coraz większy nacisk kładziono na rozrywkę, a mniejszy na informację? Przeszkadzało Pani coraz większe show jakim w ostatnim czasie stają się "Fakty" ?

Beata Tadla: Fakty były i są programem informacyjnym. Z poważnym przekazem i profesjonalnym opakowaniem. Mówiłam o programach, w których trudno byłoby mi się odnaleźć, ponieważ nie mam odpowiednich cech, a moje usposobienie zupełnie by nie pasowało do takiej formuły. Coś, co tworzy sobą np. Jarek Kuźniar to pewna spójna kreacja. Jest osobowością nieprzezroczystą, a to ogromna wartość dla dziennikarza telewizyjnego. Doskonale czuje się w czymś, co z pewnością można nazwać "infotainment", a ponieważ znajduje zwolenników, to tylko na plus dla niego. Jest jedyny. Ale jego program to tempo, krótkie, dynamiczne rozmowy, polityka miesza się z rozrywką, kulturą, sportem... A ja jestem refleksyjna, lubię wysłuchać człowieka, dać mu się wypowiedzieć, pozwolić westchnąć, nie cierpię pośpiechu, wolę spokojny przekaz. Rano mogłoby to uśpić widza, a przecież wtedy on się musi budzić. Dlatego szukam dla siebie miejsca o innej porze, na inną formułę. Bardziej niż szybka opinia o bieżących sprawach, czyli ten hot news,
interesuje mnie człowiek, jego decyzje, sytuacje, które tworzy i ich możliwe konsekwencje. Teraźniejszość i przyszłość. Ocena trwających procesów i kierunek, w którym zmierzamy. A do tego potrzeba spokoju i czasu...

"Program „na żywo" ma tę zaletę, że od razu wiadomo, czy się udało, czy nie. Sukces albo porażka” – powiedziała Pani kiedyś w wywiadzie. Czy zatem Pani debiut w „Wiadomościach” się udał? Obyło się bez wpadek?

Beata Tadla: Bardziej miałam tu na myśli programy, które są nagrywane i czekają na emisję. Kiedy jesteśmy na żywo, możemy na bieżąco wiedzieć, czy cokolwiek nam wyszło. Oczywiście ocena zawsze należy do widzów, a my możemy jedynie pomyśleć: kurczę, dlaczego nie wpadła mi do głowy ta czy inna pointa, dlaczego nie zadałam takiego albo siakiego pytania. W pracy na żywo nie ma czasu na refleksję, dystans... W dniu mojego debiutu w TVP byłam pełna emocji: stresu, ciekawości, radości. Trochę tremy też było. Czy się udało? Nigdy nie jestem z siebie do końca zadowolona.

Obraz
© (fot. facebook)

Jak wiemy, ekipa "Wiadomości" przyjęła Panią ciepło. A jaka był reakcja widzów? Nie było zarzutów, że zmieniła Pani telewizyjny szyld? Telewizja publiczna nie ma w ostatnim czasie najlepszej prasy.

Namawiam do indywidualnej oceny, bez sugerowania się "złą prasą". Po każdym wydaniu dostaję mnóstwo ciepłych listów. Żaden mój występ w TVN nie powodował takiej reakcji, jak ta, z którą stykam się teraz. Bardzo jestem za to wdzięczna, bo dobre słowo mocno podnosi na duchu, dodaje energii, pewności siebie. Razem z falą zachwytu przychodzi też fala gorzkich komentarzy. Ale wiem, że nie spodobam się wszystkim. I dobrze. Mnie też nie wszystko odpowiada. Gdybyśmy myśleli tak samo, świat nie byłby różnorodny, piękny, kolorowy.

* Bardzo obrazowej metafory współczesnego dziennikarstwa jako przegryzania aorty użyła Pani podczas jednego z wywiadów. Powiedziała Pani wtedy, że „TVN, pewnie jak każda telewizja, jest po prostu pojemnym workiem. Pracują w niej najróżniejsze typy dziennikarzy. […] Jedni będą lubić dziennikarza, który jest bardziej agresywny, przegryza aortę swojemu rozmówcy, a inni wolą kogoś, kto jest spokojny i łagodny. Wiele zależy od usposobienia i nastroju widza.” Czy nagle łagodne oblicze dziennikarstwa, jakie Pani reprezentuje przestało odpowiadać widzom? Czy może w tym „pojemnym worku”, jakim jest TVN nagle zabrakło dla Pani miejsca?*

Beata Tadla: Nikt nigdy nie KAZAŁ mi przegryzać aorty rozmówcom. Te słowa włożono mi w usta. Wystarczy taką metaforę obudować emocjonalnie i napisać, że to prawdziwe powody mojego odejścia z TVN. Potem w świat idzie przekaz, że "jadę" po byłym pracodawcy. Nigdy tak nie powiedziałam. Mówiłam jedynie, że na początku swojej pracy usłyszałam, jaki jest typ współczesnego dziennikarstwa, że jest bardziej drapieżne, niż mój sposób wyrażania siebie. Ale nawet nie mówiłam od kogo to usłyszałam, więc skąd wniosek, że ktoś cokolwiek mi narzucał? Może to była tylko koleżeńska rada? Skoro pracowałam tam tyle lat nie zmieniając wizerunku, znaczy, że i ja mieściłam się w tym pojemnym worku. Tu bardziej chodzi o mój charakter, a nie stacji. Przegrywałam ze swoją emocjonalnością. Kilka godzin na antenie wymagało dużej odporności na doniesienia, które spadają na nas nagle, a są przytłaczające i musimy o nich mówić bez refleksji, dystansu, tak, że aż brzuch boli z nerwów. Jedni są odporni, inni mniej. A ja zamiast zbudować
sobie skorupę, miękłam z każdym dniem. Momentem zwrotnym był dyżur w dniu katastrofy smoleńskiej. Czym innym jest program podsumowującej dzień, taki jak Wiadomości. Wtedy zdążymy oswoić wydarzenia, przemyśleć. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w telewizji informacyjnej na żywo, gdy opowiadam na antenie np. o wyścigu psich zaprzęgów na Alasce i nagle dochodzi do wielkiej katastrofy kolejowej, w której ginie wielu ludzi. Wtedy w ciągu sekundy trzeba się przestawić na zupełnie inny, trudny przekaz i przez najbliższych kilkadziesiąt minut, albo dłużej mierzyć się z dramatycznymi doniesieniami i własną emocjonalnością. To stawało się dla mnie coraz trudniejsze.

Obraz
© (fot. ONS.pl)

O transferze do TVP powiedziała Pani m.in., „że ta oferta przyszła w dobrym momencie”, że liczy Pani „na robienie czegoś, na co z pewnością nie miałabym szans w poprzednim miejscu pracy”. Co konkretnie ma Pani na myśli, bo jak do tej pory prowadzenie „Wiadomości” nie wydaje się niczym innym od Pani poprzedniego zajęcia. Czym dokładnie TVP przekonało Panią do siebie?

Beata Tadla: Dziesięć samodzielnych wydań największego programu informacyjnego w TVP to znacznie więcej niż Fakty raz w miesiącu. W piątki w programie Kawa czy Herbata mam swoje przeglądy prasy, które nie są jedynie cytowaniem artykułów, umożliwiają autorski komentarz. Przede mną rozmowy na temat innych działań, które zamierzam podjąć. Mam w głowie mnóstwo pomysłów. Wiem, że mam szansę na ich realizację i bardzo się cieszę, że we mnie uwierzono.

Kogo ze swoich byłych współpracowników w "Faktach" wspomina Pani najmilej i kogo szczególnie będzie Pani brakowało? Mówiła Pani, że w TVN 24 nauczyła się prawdziwej telewizji. Czy ktoś w tamtym czasie był dla Pani szczególnym przewodnikiem, przykładem? Jest Pani komuś szczególnie wdzięczna za wprowadzenie w meandry pracy w telewizji?

Beata Tadla: Nikt nigdy nie powiedział mi, na czym polega ta praca. Nikt nie powiedział, jak się zachowywać, czego unikać. I dobrze. Na nikim się nie wzorowałam. Mogłam oddać się swojej intuicji. Doświadczenie radiowe okazało się bezcenne, bo to tam nauczyłam się używać głosu i tam dowiedziałam, czym jest odpowiedzialność za słowo. Reszta to wynik mojego usposobienia. W TVN pracują wspaniali ludzie. Miałam zawsze bardzo dobry kontakt i z redakcją i z ludźmi, którzy pracują na tzw. offie. Bardzo cenię to, co robią operatorzy, realizatorzy, charakteryzatorki. Bez nich nie ma nas - tych, co na wizji. Jeśli chodzi o same Fakty, bardzo dobrze wspominam swoją współpracę z Piotrem Marciniakiem, który jest świetnym dziennikarzem i dobrym kolegą.

Obraz
© (fot. AKPA)

Jest Pani absolwentką kulturoznawstwa, jednak od początku swojej kariery w mediach zajmuje się Pani polityką. Nie ciągnęło Pani nigdy w stronę dziedziny, którą przez lata Pani studiowała?

Beata Tadla: Dziennikarstwo to nie tylko polityka, to przedstawianie obrazu życia w najprzeróżniejszych jego branżach. One się przenikają, a zawsze dotyczą człowieka. I to on jest w centrum zainteresowania nas, dziennikarzy. Wiedzę ze studiów na pewno wykorzystuję w swojej pracy. Zagadnienia kultury zawsze były mi bliskie. Ciekawe zjawiska i procesy, które się w niej toczą też warto ludziom przybliżać, bo uczestnictwo w nich - poza dużymi miastami - jest mocno ograniczone. A przecież potrzebujemy kontaktu z czymś, co nas ubogaca, wpływa na nasze emocje, daje materiał do przemyślenia. Proszę zauważyć ile się dzieje, jakie rozpalają się dyskusje, gdy sztuka dotyka ważnych spraw: trudnej historii, tematów społecznych, polityki.

W swoich wywiadach sporo Pani mówi o dziennikarskiej misji, której poczucie Pani w sobie ma. Czy w mediach komercyjnych nie ma miejsca na misję, a znajdzie ją Pani w TVP?

Beata Tadla: Misja jest w dziennikarzu. Musi w nim być, bo inaczej staje się on tylko rzemieślnikiem. Trudno narzucić rozumienie misji, gdy nie ma w nas przekonania, że to, co robimy musi być po coś, czemuś służyć. Jeśli trafiamy do tego zawodu, to - tak, jak wspomniałam wcześniej - człowiek musi być naszym głównym celem, a jak z kolei powiedział Ryszard Kapuściński "dziennikarz musi być przede wszystkim dobrym człowiekiem". Dlatego informowanie nie może być jedynie sposobem dostarczania taniej i prostej rozrywki, którą niekiedy stają się też jałowe polityczne spory. Jeśli mówimy o kłótniach trzeba wyjaśnić widzowi, co one znaczą dla niego samego, co z nich wynika. Naszą rolą musi też być porządkowanie chaosu, w którym teraz żyjemy, przekonywanie, że media - w tym Internet - to narzędzia do poznawania możliwości, jakie daje nam świat. Pokazywanie dobrych przykładów, inspirujących zjawisk, ludzi, którzy zmieniają nasze otoczenie, używanie odpowiedniego języka, tworzenie pewnych wzorców zachowań wpływających
na lepszą komunikację, dostarczanie wiedzy to nasze cele. Kolejne to piętnowanie tego, co nie służy dobremu i godnego życiu nas wszystkich.

Przyznała Pani kiedyś, że będąc dzieckiem naśladowała Pani przed lustrem Krystynę Loskę. Może ma Pani też swoich antybohaterów z tych niełatwych czasów telewizji doby PRL?

Beata Tadla: Krystyna Loska była moją boginią, symbolem marzeń o magicznym świecie telewizji, który wtedy, w Legnicy, wydawał mi się odległy i niedostępny. Dziś wiem, że po te marzenia można sięgnąć i mieć niebywałą satysfakcję, gdy się spełniają. I oczywiście nigdy nie wolno przestać marzyć! Kiedy byłam dzieckiem nie rozumiałam, że telewizja w tamtych czasach była potężnym narzędziem propagandy systemu opresyjnego, sposobem manipulowania ludźmi. Na szczęście żyłam w rodzinie, która to rozumiała. Pamiętam poruszenie, jakie w moim domu powodowały cotygodniowe, transmitowane przez TVP konferencje prasowe Jerzego Urbana. I choć był przedstawicielem władzy, twarzą systemu, to jednak stał się rozpoznawalną postacią medialną. Propaganda w jego wydaniu była jednym z obrzydliwszych sposobów wmawiania ludziom jedynej, słusznej prawdy, jaką ówczesna władza chciała za jego pośrednictwem wpoić społeczeństwu. Dlatego też kompletnie nie interesuje mnie, co dziś sądzi i ze zwykłego szacunku do widza nigdy nie zaprosiłabym
go do programu.

Obraz
© (fot. AKPA)
Źródło artykułu:WP Kobieta
Zobacz także
Komentarze (0)