Seriale zagraniczneTwórcy pokazali to, co zakazane. Królowa w pościeli i podczas porodu? "The Crown" wrócił w wielkim stylu [RECENZJA]

Twórcy pokazali to, co zakazane. Królowa w pościeli i podczas porodu? "The Crown" wrócił w wielkim stylu [RECENZJA]

Czy może być coś lepszego od pierwszego sezonu „The Crown”? Tak, druga odsłona serialu Netflixa o życiu młodej królowej Elżbiety II.

Twórcy pokazali to, co zakazane. Królowa w pościeli i podczas porodu? "The Crown" wrócił w wielkim stylu [RECENZJA]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Karolina Grabińska

18.12.2017 | aktual.: 18.12.2017 15:42

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Rok czekania na kolejny odcinek został w pełni wynagrodzony. „The Crown” wrócił w świetnym stylu. Powiedzieć o tym serialu, że jest genialny w każdym detalu, to powiedzieć tyle co nic.

Akcja drugiego sezonu zaczyna się mniej więcej w połowie lat 50 XX wieku, czyli w trakcie kryzysu sueskiego. O ile pierwsza odsłona w dużej mierze skupiała się na zawodowej stronie życia królowej, tak w drugiej twórcy dali nam to, na co czekaliśmy – sekrety z życia prywatnego.

Królowa Elżbieta II, mimo iż jest najdłużej panującą żyjącą głową państwa, to śmiało można powiedzieć, że również najbardziej tajemniczą. O jej życiu krążą legendy, większość oparta jest na domysłach, anegdotach i opowieściach „osób z bliskiego otoczenia”. Twórcy serialu dokonali więc w zasadzie niemożliwego. Opowiedzieli losy Elżbiety w taki sposób, że widz ma wrażenie, iż udało mu się wejść w świat królowej, jej rodziny i dworu, a przy tym nie przekroczyli granicy i delikatne kwestie zostawili lekko niedopowiedziane, a w zasadzie pozwolili odbiorcy na własną interpretację.

Zadanie mieli niezwykle trudne. Wszak chodzi o osobę, która nadal żyje i panuje w Wielkiej Brytanii, a w jej życiu nie brakowało skandali, zdrad i sytuacji, które z pewnością wolałaby zostawić tylko dla siebie.

Drugi sezon „wciąga” od pierwszego odcinka. Trzyma w napięciu i wzbudza mnóstwo emocji. Zaczyna się bowiem od kryzysu w małżeństwie królowej. Dopiero kolejne epizody wyjaśniają, co naprawdę wydarzyło się za murami Pałacu Buckingham oraz… (uwaga) w sypialniach królewskiej pary! Królową widzimy nie tylko w pościeli, ale nawet w trakcie porodu, który znacznie różni się od tego, co przeżywa „normalna” kobieta.

Twórcy pokusili się także o przybliżenie postaci siostry Elżbiety, księżniczki Małgorzaty oraz męża królowej, księcia Filipa. I co zabawne, odcinki poświęcone im, są najciekawszymi z serii, bo o ile o królowej Elżbiecie wiemy niewiele, to o jej bliskich jeszcze mniej.

„The Crown” nie jest serialem tylko dla fanów rodziny królewskiej i monarchii. To uniwersalna opowieść o ludzkich wyborach, dylematach, o tym, co ważne i ważniejsze. Fakt, że dotyczy odległego dla zwykłego człowieka świata, gdzie bohaterowie mają na głowach diademy i korony, a na sobie suknie balowe i mundury zamiast zwykłej pary jeansów, jest tylko dodatkowym atutem. Ale czy to oznacza, że liczą się dla nich inne wartości? Królowa także musi często wybierać między pracą a rodziną. Miewa gorsze dni, kłóci się z mężem o wychowanie dzieci, chce być kochana i doceniana. A trudność polega na tym, że każdy jej ruch ocenia cały świat.

Najgorsza wiadomość jest taka, że na kolejną serię przyjdzie nam czekać zapewne rok. Już teraz uprzedzam, że warto!

Komentarze (0)