TVP pisze swoją historię o stanie wojennym. "Precz z komuną teraz i zawsze"

Koncert w TVP z okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego: bez przywódców Solidarności, bez ikonicznego zdjęcia Chrisa Niedenthala, bez "Murów" Jacka Kaczmarskiego. Ten koncert, wykluczający osoby niewygodne dla władzy, zdecydowanie nie służył budowaniu wspólnoty.

Koncert TVP w 41. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego
Koncert TVP w 41. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego
Źródło zdjęć: © IPN | Mikołaj Bujak
Przemek Gulda

Wieczorem 13 grudnia, w 41. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, tuż po mundialowym meczu na antenie TVP2 można było zobaczyć widowisko "Kryptonim >>Jodła<<" w reżyserii Haliny Przebindy. Wydarzenie zarejestrowano wcześniej na scenie Teatru Polskiego w Warszawie.

Był to koncert, podczas którego artyści różnych pokoleń wykonywali piosenki z tamtych czasów - znane i nieco zapomniane pieśni solidarnościowych bardów. Nie mogło wśród nich oczywiście zabraknąć utworu najważniejszego barda dzisiejszej władzy - Jana Pietrzaka. Nie zabrzmiał za to najważniejszy tekst z tamtych czasów: wymowne, nieoczywiste "Mury" Jacka Kaczmarskiego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Na scenie stanęły m.in.: Krystyna Prońko, Halina Mlynkova, Sebastian Karpiel-Bułecka, Natalia Nykiel czy Roxie Węgiel. Ważnym elementem narracji były także fragmenty wspomnień z czasów stanu wojennego, ilustrowane prostymi animacjami.

Ton wieczorowi nadał występujący na początku prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Karol Nawrocki, który mówił o potrzebie tworzenia "republiki pamięci", a swoje wystąpienie zakończył znamiennym hasłem: "precz z komuną, teraz i zawsze i na wieki wieków, amen", choć nie wyjaśnił niestety, z jaką komuną walczy teraz.

Stan wojenny bez twarzy i bez bohaterów

Jaki obraz stanu wojennego wyłaniał się z tego koncertu? Zwłaszcza dla tych osób, które nie miały o nim wiedzy? Po pierwsze: nie za bardzo było wiadomo, dlaczego "komunistyczna junta", jak często określano tego wieczoru ówczesne polskie władze, go wprowadziła. Owszem, pojawiła się wzmianka o sierpniu 1980 roku, ale nie padło ani jedno słowo o osobach, które odgrywały najważniejszą rolę w odbywającym się wtedy strajku i porozumieniach z rządem: Lechu Wałęsie, Bogdanie Borusewiczu, Annie Walentynowicz.

Po drugie: stan wojenny na koncercie w TVP nie miał twarzy, nie miał bohaterek i bohaterów. Nie padło ani jedno nazwisko aresztowanych i internowanych przywódców związkowych. Nawet fragmenty wspomnień z tamtych czasów, niekiedy mocno osobiste, dramatyczne, emocjonalne, nie były w żaden sposób podpisane.

Wreszcie po trzecie: koncert wydawał się być próbą stworzenia zupełnie nowego wizualnego wymiaru stanu wojennego, odchodzącego od tego, jak wydarzenia z tamtych czasów pokazywane były do tej pory. Wśród zdjęć, które pojawiały się na ekranie, nie było tych, które wryły się w pamięć. A zwłaszcza tego najbardziej ikonicznego, jak żadne inne kojarzącego się ze stanem wojennym: fotografii transportera opancerzonego, stojącego przed warszawskim kinem, na którym widać reklamę filmu z bardzo wieloznacznym w tym kontekście tytułem: "Czas apokalipsy". Może dlatego, że jego autorem jest Chris Niedenthal, twórca, który jest dziś znany z bardzo krytycznego stosunku do PiS-owskiej władzy.

Bohaterowie, dla których nie ma miejsca w TVP

Przypadek sprawił, że zaledwie kilka dni wcześniej, na innej scenie, można było obejrzeć zupełnie inny obraz stanu wojennego: czasu, który miał swoje bohaterki i bohaterów, konkretnych ludzi i ich dramaty. To spektakl "1989", niezwykły musical w reżyserii młodej twórczyni, Katarzyny Szyngiery, pokazywany w krakowskim Teatrze im. Słowackiego i Gdańskim Teatrze Szekspirowskim.

Stan wojenny w tym przedstawieniu to tylko kilka scen. Żywych, wywołujących ogromne emocje, pełnych prawdy. To choćby wywołująca ciarki scena o kobietach internowanych w ośrodku w Gołdapi: o ich strachu, kiedy zrozumiały, że prosto z domów wywożone są na Wschód, może do ZSRR, o ich solidarności podczas odosobnienia, wspólnej nauce, wspólnej pracy, dodawaniu sobie odwagi. Czy też przejmująca scena o tym, jak jedna z kobiet tak podupadła na zdrowiu podczas pobytu w ośrodku, że niedługo po uwolnieniu zmarła. To choćby dynamiczna scena o działaczu Solidarności, do którego drzwi zapukało ZOMO, ale udało mu się uciec i ukrywać przez cały czas stanu wojennego.

To mocne, prawdziwe historie stanu wojennego. Ale tych historii nie można było opowiedzieć w widowisku TVP. Bo w Gołdapi siedziały m.in.: Izabela Cywińska, Halina Mikołajska, Ludwika Wujec. Bo działaczką, która zmarła, była Grażyna Kuroń, a rozpaczającym po niej mężem - Jacek Kuroń. Bo aktywistą, który wodził za nos ZOMO, był Władysław Frasyniuk. Bohaterki i bohaterowie tamtych czasów. Ale jednocześnie - osoby, o których w TVP nie można wspominać w jakimkolwiek dobrym kontekście. Osoby, objęte w publicznej telewizji nieoficjalnymi zapisami cenzorskimi. Osoby, którym podczas koncertu upamiętniającego stan wojenny odmówiono miejsca w "republice pamięci".

Szczególnie fałszywie zabrzmiały w tym kontekście słowa, wypowiedziane ze sceny podczas transmitowanego przez TVP widowiska o stanie wojennym, że "pokonać zły system można tylko razem, działając wspólnie". Ten koncert, wykluczający osoby niewygodne dla władzy, zdecydowanie nie służył budowaniu wspólnoty.

Źródło artykułu:WP Teleshow
tvpstan wojennykoncert
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (264)