Fryzjerzy czekają na reakcję rządu. Klienci domagają się nielegalnych usług
Jeden z prowadzących programu "Ostre cięcie" Tomasz Schmidt w rozmowie z Wirtualną Polską mówi o sytuacji, w jakiej znalazło się jego przedsiębiorstwo. Mimo że klienci nieustannie dzwonią z pytaniami o strzyżenie, salony fryzjerskie nie mogą umawiać wizyt. Choć niektórzy łamią tę zasadę.
08.05.2020 | aktual.: 08.05.2020 18:05
Marta Ossowska, Wirtualna Polska: Zamknięte salony fryzjerskie są coraz większym problemem dla milionów Polaków. Skoro możemy już chodzić do galerii handlowych, to czy dalszy zakaz świadczenia usług fryzjerskich ma sens?
Tomasz Schmidt, współwłaściciel WS Academy WIERZBICKI&SCHMIDT: Wczoraj pierwszy raz od dwóch miesięcy byłem w galerii handlowej i zasady bezpieczeństwa i kontrolowania ilości osób w sklepach wcale nie były przestrzegane. Salony fryzjerskie zwykle są bardzo czystymi miejscami, dlatego dla mnie nakaz wstrzymania działalności fryzjerów jest niezrozumiały.
Głównym argumentem tych, którzy opowiadają się za zasadnością zamknięcia zakładów fryzjerskich, jest bezpośredni kontakt z klientami. Choć dezynfekcja narzędzi, foteli powinna być czymś oczywistym.
Gdy na początku marca dowiedzieliśmy się o pierwszym przypadku koronawirusa w Polsce i jeszcze pracowaliśmy do 13 marca, to zaczęliśmy jeszcze bardziej dbać o dezynfekcję w naszych salonach, mimo że zawsze mieliśmy to na uwadze.
Ale jako jeden z prowadzących programu "Ostre cięcie" nieraz spotkał się pan z zakładami, w których podstawowe zasady higieny nie były przestrzegane.
Tak, ale jako klient mam wybór i nie muszę korzystać z miejsc, które są brudne i niehigieniczne. Ja do tej galerii, w której wczoraj byłem, już nigdy nie wrócę.
Jeśli rząd na dniach ogłosi datę otwarcia usług fryzjerskich, to pana salony są już przygotowane na większy reżim sanitarny?
Jesteśmy przygotowani na stosowanie maseczek, butów foliowych, mamy zapas środków do dezynfekcji. Z naszej perspektywy najistotniejszym problemem jest to, jaka będzie dozwolona liczba osób mogących przebywać w salonach. Mamy akurat spore salony, dużą liczby pracowników, którzy są bardzo oblegani. Więc z niecierpliwością czekamy na informacje o wytycznych w tej sprawie, abyśmy mogli się logistycznie do tych zmian przygotować.
Stali klienci na pewno nie mogą się doczekać wizyt. Pojawiają się z ich strony telefony z prośbą o wykonanie usług mimo zakazu? W telewizji czy w mediach społecznościowych widzimy znanych, ostrzyżonych mężczyzn, panie bez odrostów.
Oczywiście i jest takich kontaktów mnóstwo. Wiem, że fryzjerzy działają w podziemiu, bo sam w centrum Warszawy widziałem salony ze spuszczonymi roletami, które pracują. Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, w naszych salonach nie pracujemy, ale jeśli sytuacja będzie się przeciągać, pewnie będziemy szukali sposobów na obchodzenie tego zakazu.
Po 2 miesiącach zamknięcia salonów jest pan w stanie oszacować straty? Czy ta sytuacja zmusiła pana do np. zwolnienia pracowników?
Pracownicy są największym skarbem naszej firmy i absolutnie nie zostaną zwolnieni. Dalej wypłacamy im pensje, pracownicy mogą też wziąć od nas pożyczki. Staraliśmy się tak prowadzić nasze przedsiębiorstwo, aby rezerwy finansowe wystarczyły na dłuższy okres. Dzięki skutecznemu zarządzaniu nie jesteśmy teraz w dramatycznej sytuacji, tak jak to bywa w innych salonach. Choć ta sytuacja może się jeszcze zmienić.
Skorzystał pan z tarczy antykryzysowej?
Tak. Z racji, że jesteśmy sporym przedsiębiorstwem, działaliśmy z pomocą specjalistów w tej dziedzinie. Póki co, tylko jeden z naszych polskich salonów otrzymał świadczenia, ale nie są to wystarczające kwoty. Prowadzimy też salony w Wielkiej Brytanii, Holandii i mamy porównanie, jak tamtejsze rządy wspomagają przedsiębiorców.
Finansowa pomoc w tych krajach jest stosunkowo większa?
Zdecydowanie i to nie przeliczając dosłownie tych kwot na złotówki. Jest też szybszy obieg informacji. W Holandii już na początku kwietnia ogłoszono, że fryzjerzy będą mogli wznowić działalność od 1 lipca.
Co jest obecnie pana największą obawą?
To, czy klienci wrócą. Być może część z nich straciła pracę, więc to ich sytuacja finansowa będzie rzutować na nasz biznes. Na razie nie umawiamy wizyt, bo nie wiemy, od kiedy będziemy mogli znowu pracować, ale liczymy się z tym, że klientów ubędzie. Początkowa fala zainteresowania pewnie będzie spora, ale czy ten trend się utrzyma? Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć i tego najbardziej się boję.
Wpadł pan jednak na pomysł, jak przyciągnąć do swoich salonów nowych klientów.
Na początku kwietnia wyszliśmy z inicjatywą #FryzjerzyDlaMedyków i zaprosiliśmy zakłady fryzjerskie do przekazywania darmowych voucherów na swoje usługi, które wraz z stowarzyszeniem 100 Kobiet przekażemy pracownikom służby zdrowia. Z jednej strony chcemy odwdzięczyć się lekarzom, pielęgniarkom i wszystkim pracownikom medycznym za ich niezwykłe poświęcenie, ale też mamy nadzieję, że ci nowi klienci zostaną z nami na dłużej. Akcja wciąż trwa, mamy już ponad 1000 voucherów i liczymy na to, że będzie ich jeszcze więcej.
Myśli pan, że medycy, jak i inni klienci niedługo będą mogli skorzystać z usług fryzjerskich?
Optymistycznie wielu fryzjerów zakłada, że wrócimy do pracy 18 maja. Realnie oceniam, że najwcześniej salony otworzą się 24 maja. Oby nie było to później.