To cud, że żyje. Porażony prądem uczestnik programu "Tylko taniec. Got to dance" wraca do zdrowia
None
Przyjaciele opowiedzieli o stanie "Cetowego" w "Dzień Dobry TVN"
Za swoją nieuwagę zapłacił niemal życiem
Wiosną 2012 roku widzowie Polsatu mogli oglądać Bartosza w pełni sił i sprawności, gdy wraz z kolegami z formacji Catch The Flava wystąpił w pierwszej edycji "Tylko taniec. Got to dance". Choć grupa doszła do finału talent-show, pierwsze miejsce przypadło w udziale Dawidowi Ignaczakowi. Dla jednych porażka w programie oznaczałaby koniec kariery. Dla niego i jego przyjaciół - dopiero początek.
Zespół nie poddał się i wciąż doskonalił swoje umiejętności. Zimą następnego roku członkowie ekipy postanowili stworzyć teledysk. To właśnie podczas jego nagrania doszło do feralnego wypadku. "Cetowy" wskoczył na dach pociągu, pośliznął się i chwycił o sieć trakcyjną o stałym napięciu 3 kV.
- Na miejsce przyjechała policja, która po odłączeniu sieci przystąpiła do akcji reanimacyjnej - mówiła w rozmowie z portalem trójmiasto.pl Lucyna Rekowska z gdańskiej policji.
To, że chłopak przeżył, lekarze określali mianem prawdziwego cudu. Niestety, nie udało mu się powrócić do pełnej sprawności. Przez długie miesiące przebywał w śpiączce farmakologicznej. Nie było z nim żadnego kontaktu.
Lekarze nie dawali mu żadnych szans
Bartosz Turzyński do domu trafił w stanie wegetatywnym. Wymagał nieustannej opieki i pomocy.
- Są zachowane reakcje z pnia mózgu, takie jak otwieranie oczu, ruchy językiem. (...) Najważniejsze jest, aby Bartek cały czas był stymulowany. (...) Cały czas do niego mówimy, dotykamy go, masujemy, ćwiczymy - mówił dwa lata temu w rozmowie z reporterem "Dzień dobry TVN" fizjoterapeuta tancerza, Bartosz Tomczyk.
Rodzina pacjenta nie mogła jednak liczyć na publiczną służbę zdrowia. Ta zaoferowała chłopakowi zaledwie 10 dni rehabilitacji, na które trzeba było czekać kilka miesięcy.
- Pobyt Bartka w domu wiąże się z ogromnymi kosztami. Na dzień dzisiejszy potrzebujemy wsparcia finansowego, bo to - wiadomo - zawsze opiera się na pieniądzach. Także wsparcia ludzi, którzy byliby chętni pomóc w Bartka rehabilitacji albo po prostu usiąść przy nim, trzymać go za rękę i mówić do niego - mówiła siostra Bartosza, Aleksandra Turzyńska.
Bliscy tancerza wzięli więc sprawy w swoje ręce. Dzięki ich determinacji znalazły się fundusze na terapię dla b-boya z Gdańska. Od czasu wypadku organizowane są najróżniejsze akcje i imprezy, podczas których zbierane są pieniądze na dalsze leczenie Turzyńskiego (roczny koszt rehabilitacji wynosi aż 120 tysięcy złotych). I choć od tragicznego wypadku minęły już dwa lata, potrzebne środki finansowe wciąż napływają do rodziny Bartosza. Dzięki temu "Cetowy" ćwiczy z fizjoterapeutami codziennie minimum sześć godzin. Efekty są naprawdę imponujące.
Bartosz stawia pierwsze kroki i znów chce tańczyć
Największą zmianą od czasu wypadku jest fakt, że 29-letni Bartosz wstał z łóżka. Z pomocą rodziny, najbliższych przyjaciół i fizjoterapeutów uczy się wszystkich codziennych czynności od nowa. Wciąż jednak nie odzyskał świadomości tego, kim był przed wypadkiem.
- Cały czas idziemy bardzo mocno do przodu. W tej chwili Bartek stoi na nogach, nie ma żadnych napięć w łydkach. To jest naprawdę ogromny postęp - powiedział Marat Nalbandian, rehabilitant tancerza.
- Wstał, zacząć mówić i... tańczyć! Było to dla nas niezwykłe. Jak to zobaczyliśmy, to był taki niesamowity szał w domu. Po tym widać, że Bartek wraca, że to wszystko mu się przypomina, te ruchy! (...) Czasami, jak mówimy do niego, rapujemy, to Bartek się śmieje. Nasze próby wyglądają komicznie, ale myślę, że to też pobudza jego mózg do tego, żeby coś sobie przypominać - cieszyła się Aleksandra Turzyńska w najnowszym materiale "Dzień Dobry TVN".
Przyjaciele i rodzina Bartosza nie mają wątpliwości, że tancerz jeszcze wszystkim samodzielnie podziękuje za okazaną pomoc i znów stanie na scenie.
AR