To była udana rewolucja. Tapas Rybka znów staje przed trudnym wyzwaniem
Tapas Rybka to restauracja, która jest jednym z przykładów udanych "Kuchennych rewolucji". Efekt programu służy funkcjonującemu z powodzeniem lokalowi do dzisiaj. Jak wiele innych staje jednak ponownie przed widmem zamknięcia i innego trybu funkcjonowania. - Jesteśmy lokalem stworzonym do czego innego – mówi WP szef restauracji.
23.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:17
Pandemia koronawirusa wymusza ponowne radykalne kroki. W związku ze wciąż rosnącą liczbą zakażeń i objęciem kraju czerwoną strefą rząd wprowadza w życie kolejne obostrzenia. Jedną z branż, którą szczególnie mocno dotkną restrykcje, jest branża gastronomiczna. Podczas pandemii lokale funkcjonują w ograniczonym trybie, a teraz – jak wiosną, nie będą mogły działać stacjonarnie.
Jak reagują na tę sytuację restauratorzy? Postanowiliśmy zapytać o to właścicieli gdańskiego lokalu Tapas Rybka. Wybór nieprzypadkowy, gdyż to jeden lokal, który pozytywnie przeszedł "Kuchenne rewolucje". Magda Gessler odmieniła lokal w 2013 r. Ze smażalni ryb ze zróżnicowanym menu stworzyła restaurację serwującą wyłącznie dania i przekąski.
Za sprawą restauratorki lokal przemienił się w Tapas Rybka. I tu decyzja też nie dziwi. To restauracja położona w gdańskim Brzeźnie, nieopodal plaży, a więc w miejscu, w którym turyści często poszukują rybnego menu. Jak przyznaje właściciel, pozytywny efekt rewolucji służy do dzisiaj – gości jak dotąd nie brakowało.
Niemniej, muszą przygotować się na trudny czas ponownego gastronomicznego lockdownu. Jak podkreśla szef restauracji, sprawy nie ułatwia tempo, w jakim muszą się dostosować do zaostrzonych przez rząd wytycznych.
– Właściwie zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Więc wyrzucamy kilka tysięcy złotych, bo jesteśmy przygotowani weekendowo. Gdybyśmy mieli choć dwa dni na zredukowanie towaru, wyglądałoby to inaczej - mówi pan Darek Błaszek, szef Tapas Rybka.
Jednak od soboty, jak wszystkie inne lokale gastronomiczne, Tapas Rybka będzie mogła sprzedawać dania wyłącznie na wynos.
- Ćwiczyliśmy to w pierwszej fazie lockdownu. Jesteśmy lokalem stworzonym do czegoś zupełnie innego, do przyjmowania gości, goszczenia ich na miejscu, dopieszczania ich - dodaj szef lokalu, komentując przejście w tryb wydawania posiłków na wynos.
Niemniej, jak czytamy na profilu restauracji, ekipa nie składa broni i informuje o możliwości zamawiania dań na wynos i dowóz.
Szef restauracji dodaje, że przed nimi trudny okres. Listopad i grudzień to i tak miesiące trudniejsze dla nich niż inne, a pandemia ten stan pogłębia. Nie są jednak wyjątkiem. Przy poprzednim zamknięciu gastronomii wielu przedsiębiorców stanęło przed widmem tymczasowego lub całkowitego zamknięcia.
- Pracujemy cały rok, nie zamykając się na gości. Teraz jednak jesteśmy z góry do tego przymuszeni. Pozostaje nam tylko śledzić sytuację - mówi nam szef Tapas Rybka.