To była trzecia minuta programu. Oburzony widz dodzwonił się do studia

Afera wokół "Szkła kontaktowego" trwa dłużej, niż ktokolwiek by sądził. - Wszyscy zdają sobie sprawę z nastrojów wokół programu i boją się telefonów. Najbliższe dni będą najcięższe - mówiła ostatnio osoba związana z produkcją programu. Było się czego obawiać?

"Szkło kontaktowe" nie zapomni długo o aferze
"Szkło kontaktowe" nie zapomni długo o aferze
Źródło zdjęć: © screen z programu

Cała afera zaczęła się od niesmacznej uwagi Krzysztofa Daukszewicza, gdy podczas jednego z wydań "Szkła kontaktowego" on i Tomasz Sianecki mieli połączyć się z Piotrem Jaconiem. Dauszkewicz rzucił wtedy: "A jakiej on jest teraz płci?" i szybko przyznał się, co usłyszeli widzowie, że "chyba pie...nął głupotę". Nie mylił się, bo po jego słowach wokół "Szkła kontaktowego" wybuchła niemała afera. Daukszewicz został odsunięty od programu, a niedługo później w geście solidarności ze "Szkłem..." pożegnali się Artur Andrus i Robert Górski.

Daukszewicz i Jacoń ponoć wszystko sobie wyjaśnili, ale potem Dauszkiewicz twierdził, że kolega ze stacji jest odpowiedzialny za nagonkę na niego i odsunięcie go od programu. Sytuacja wokół "Szkła..." pozostaje napięta. Jak ostatnio pisaliśmy, redakcja programu mierzy się z ostrymi komentarzami i najbardziej ponoć obawia się telefonów od widzów. - Najbliższe dni będą najcięższe. Osoby, które pracują przy programie, zazdroszczą tym, których nie ma teraz w grafiku - twierdził informator Plotka ze stacji TVN24. Nie pomylił się.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

19 czerwca 2023 r. w studiu "Szkła kontaktowego" zasiedli Tomasz Jachimek i Tomasz Sianecki. Panowie zaczęli komentować Joachima Brudzińskiego, który został szefem sztabu PiS. Szybko połączono się z pierwszym widzem. Była trzecia minuta programu, gdy do studia dodzwonił się rozżalony pan Stanisław.

- 3 sierpnia 2020 r. jako 13-latek pierwszy raz dzwoniłem do "Szkła kontaktowego". Program prowadzili wtedy pan Sianecki i pan Daukszewicz. Tych wspaniałych wspomnień nikt mi nie zabierze, dlatego właśnie dzisiaj chciałbym pozdrowić wszystkich przygnębionych "szkiełkowiczów" i przypomnieć niestety wciąż aktualny tekst piosenki: "1999" Artura Andrusa: "Czasem bez trudu, czasem z mozołem. Raczej dla żartu niż na złość. Piosenki wolę pisać wesołe. Bo smutku ludzie mają dość" - mówił łamiącym głosem.

Sianecki po chwili przyznał: - Tak jak zawsze jestem katem stojącym ze stoperem, to teraz nawet chciałem, żeby ta chwila trwała.

Panowie wrócili do rozmowy o Brudzińskim, potem komentowali spotkanie Andrzeja Dudy z polskimi ambasadorami, ale widzowie nie bardzo chcieli komentować wydarzenia polityczne, a to, co działo się w "Szkle". - W tym przypadku mam wrażenie, że tej tolerancji zabrakło w państwa stacji, ponieważ rozbawiony satyryk palnął sobie żart i okazuje się, że nie ma tolerancji wśród tych, którzy apelują o tę tolerancję. Chyba coś tutaj się nie zgadza - stwierdził jeden z kolejnych widzów.

- Rozumiem, że każdego los doświadcza inaczej, czy pana Piotra, czy pana Daukszewicza, czy mnie. Wiele lat temu zmarł mi wnuczek — proszę mi wierzyć, było mi bardzo przykro. Też nie byłem zadowolony, że inni mają wnuczków, zazdrościłem im tego. Nawet nie chciałem, by mówiono przy mnie, że mam wnuczka, bo mnie to dotykało, ale potem mówię: chłopie, zastanów się, to spotkało cię, inni mają prawo się śmiać, cieszyć i po prostu żyć. Nie możemy komuś zabronić zażartować, bo nas spotkało to, czy coś innego - komentował dalej.

- Jeżeli chodzi o tolerancję, to chyba nie można przekroczyć granic tolerancji. Tolerancja musi być tolerancją, a nie jakąś tam półtolerancją, ćwierćtolerancją - skwitował Sianecki.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" masakrujemy szokującego i rozseksualizowanego "Idola" od HBO, znęcamy się nad Arnoldem Schwarzeneggerem i jego Netfliksowym "FUBAR-em" i, dla równowagi, polecamy najlepsze seriale wszech czasów. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (546)