"To była fajna praca"
Tomasz Pstrągowski: Rozmawiamy w szczególnym momencie. Właśnie ukazał się ostatni, 10 numer "Kolektywu". Zamykacie magazyn po 6 latach pracy. Zacznijmy jednak od początku. Jak narodził się "Kolektyw"? Kim byliście, gdy podjęliście decyzję o wydawaniu magazynu?
Robert Sienicki: Byliśmy nikim i na dobrą sprawę nadal jesteśmy. Byliśmy grupą twórców internetowych, których nikt nie znał. Ja tworzyłem The Movie, gdy Dem postanowił stworzyć tajne, zamknięte forum autorów webkomiksów, na którym moglibyśmy wymieniać się pomysłami i dzielić konstruktywną krytyką. To tam padła propozycja, byśmy założyli zina. Padło hasło, zaczęliśmy robić i narodził się "Kolektyw". W pierwszym numerze każdy z nas zaklepał po kilka stron, wyciągnął z szuflady to, co miał i dostarczył je do numeru.
Ze strony finansowej każdy dorzucił tyle, ile mógł, jakoś uzbieraliśmy na druk. Numer wyszedł na WSK 2007. Na okładce ostatniego numeru jest data 2006, to przekręt, który wziął się stąd, że wszystkie komiksy powstały w 2006 roku.
18.05.2012 | aktual.: 29.10.2013 17:12
Jak sobie poradził ten pierwszy numer?
Zaskakująco dobrze. Spodobało się zarówno czytelnikom, jak i recenzentom. To dało nam pozytywnego kopa, przekonało, że jesteśmy w stanie przejść z Internetu na papier. Dla mnie to było coś zupełnie innego, wcześniej nie wiedziałem w ogóle, że istnieje taka opcja, żebym wydawał komiksy na papierze. Wiedziałem oczywiście, że komiksy wychodzą na papierze - nie byłem może wielkim fanem, ale jak każdy znałem "Kajka i Kokosza", "Hugo", i inne takie - ale nie wyobrażałem sobie, że ja też mógłbym zostać wydrukowany, a ktoś mógłby za to zapłacić.
Zrobiliśmy więc drugi numer, który był beznadziejny...
Czemu?
Wydaje mi się, że ludzie dali nam zbyt duży kredyt zaufania. Klepali nas po plecach, mówili, że się staramy. A w drugim numerze mieliśmy zbyt duży przemiał. Nie odrzucaliśmy nic, braliśmy jak leci, bez żadnej redakcji. To zostało fatalnie przyjęte. W odpowiedzi postanowiliśmy wprowadzić numery tematyczne i powołać do życia Dolną Półkę.
Dolną Półkę?
W moich oczach było to wrogie przejęcie. Mieliśmy z Jankiem Mazurem pomysł by powołać do życia wydawnictwo, które będzie promowało prace chłopaków, wydawało prawdziwe albumy. Zaczęliśmy się tym interesować i okazało się, że także Bartek Biedrzycki o tym myśli. Wtedy powstał pomysł by powołać wydawnictwo i jednocześnie stałą redakcję w "Kolektywie". Znaleźliśmy się w niej ja, Janek, Bartek, a także Daniel Gizicki i Robert Wyrzykowski. Z początku obecność Daniela była tajemnicą, ponieważ niektórzy w "Kolektywie" za nim nie przepadali.
A dlaczego związaliście się z wydawnictwem timof i cisi wspólnicy?
Chcieliśmy pójść w legalną stronę, założyć wydawnictwo i rozliczać się ze wszystkiego. Ale w ogóle nam się to nie opłacało - wydajemy 2 "Kolektywy" rocznie i przy dobrych wiatrach 2 albumy. 4 tytuły to trochę za mało, by płacić comiesięczne podatki. Zwróciliśmy się więc do Pawła Timofiejuka i zostaliśmy wcieleni do wydawnictwa timof i cisi wspólnicy jako imprint. Mamy swoją redakcję, swój budżet, ale w kwestiach podatków rozliczamy się z timofem.
Ile kosztuje wydawanie "Kolektywu"?
Finansami zajmuje się Bartek, więc mogę się mylić, ale wydaje mi się, że to około 1500 złotych. Raz włożyliśmy pieniądze i od tamtej pory one są w obrocie. Ja osobiście włożyłem około 500 złotych, wydaje mi się, że Bartek i Janek włożyli podobną kwotę. Dorzucili się także Daniel i Robert.
Ile egzemplarzy numeru schodzi?
Praktycznie cały nakład. Mamy jeszcze kilka sztuk czwartego numeru, znalazło się ostatnio kilka ukrytych sztuk pierwszego, i być może kilka egzemplarzy ostatnich dwóch. Ale to wszystko.
220 sztuk to dużo?
Jak na polskie standardy mało. Nakłady komiksów wahają się w okolicach 1000 sztuk. Ale jak na małą, zinową rzecz, to sporo. Dla nas ważne jest to, że taki nakład schodzi, zwraca się i nie jesteśmy stratni. Były pomysły, by zainteresować jakiś reklamodawców, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Wiem, że "Karton" próbował pójść w tym kierunku, ale oni mieli większy nakład, zdaje się 500 sztuk. I sprzedawali magazyn po 5 złotych. Skandal.
Wiele osób zarzucało wam, że numery tematyczne to zła decyzja, która ogranicza twórców...
Ale wiele osób mówiło też coś odwrotnego. Jeżeli porównasz drugi numer z trzecim zobaczysz, że to był krok w dobrą stronę. Problem w tym, że z czasem zaczęły nam się kończyć pomysły na tematy. Coraz trudniej było nam wymyślać fajne. Na przykład "kontakt". Nam się wydaje to nośny temat. Na tajnym forum robimy sobie listę, jak można do niego podejść, pada mnóstwo pomysłów. A potem dostajemy 20 komiksów o tym, że ktoś wkłada widelec w kontakt naścienny...
Od trzeciego numeru zaczęliście odrzucać prace. Jak wyglądała weryfikacja?
Mieliśmy punktację. Dzięki niej dzieliliśmy prace w tabelce na "tak", "nie" i "może", jeżeli na przykład zostanie kilka wolnych stron. Z początku w głosowaniach brał udział cały Netkolektyw, ale później przejęła to redakcja. Problem w głosowaniu Netkolektywu był taki, że brało w nim udział kilkanaście osób. One się lubiły i nie lubiły, łatwo było przewidzieć, kto będzie głosował na czyj komiks. Kilka razy zdarzyły się sytuacje, że komiks, który dostawał od wszystkich ocenę 4-5 od jednej osoby dostał 1.
Co ciekawe, gdy przejęła to redakcja, nikt nie zgłaszał sprzeciwu. Ja byłem tym nawet zaskoczony. Nikt nie zapytał "dlaczego wy?", wszystko poszło bardzo gładko.
Wasze komiksy wchodziły zawsze?
Nie. Nawet sporo naszych rzeczy poodpadało. Pamiętam, że zrobiłem komiks z Błażejem Kurowskim rozgrywającym się w świecie jego komiksu internetowego "Torugsen". Posapokaliptyczny komiks z pandą. Odpadł. Ale wiem skąd to pytanie i pewnie masz rację. Na sporo rzeczy przymykaliśmy oczy ze względu na znajomość, ale potrafiliśmy być też krytyczni.
Zdarzyło się wam odrzucać prace uznanych artystów?
Tak. Na przykład w ostatnim numerze odrzuciliśmy pracę Piotra Nowackiego i Bartka Sztybora. Nie podobał nam się ten pomysł. On został wydany w oddzielnym albumie jako "Kapitan Mineta", więc każdy może przekonać, czy mieliśmy rację. Podziękowaliśmy chłopakom, gdyż stwierdziliśmy, że jest zbyt słaby.
Daniel Gizicki napisał do "Bicepsa" tekst podsumowujący "Kolektyw". Jeden z jego głównych zarzutów brzmi, że proponowaliście komiksy "miałkie scenariuszowo".
Nigdy nie dobieraliśmy ludzi do numeru. Nie wysyłaliśmy do nikogo zaproszeń, to oni zgłaszali się do nas. A, że jesteśmy otoczeni przez mendy deadline'owe prace spływały na ostatnią chwilę, więc długo nie wiedzieliśmy w ogóle, czy będzie materiał by złożyć numer. To było dość stresujące. I często owocowało publikacją gorszych prac.
Było też coraz mniej odkryć. Ostatnim jest Krystian Garstkowiak, ale poza nim dostawaliśmy masę naprawdę kiepskich prac. Rysowanych długopisem na kartce w kratkę.
Poza tym, nie dostawaliśmy ambitniejszych prac. Nie dostawaliśmy komiksów artystycznych i nowatorskich. Jedynie od Daniela Chmielewskiego, którego prace chętnie braliśmy. Ale ludzie z ASP, którzy studiują grafikę, nie byli zainteresowani.
Gizicki pisze też, że byliście ignorowani przez starszych, bardziej utytułowanych twórców. Zgodzisz się z nim? Czułeś ostracyzm?
Czy ja wiem? Od jakiegoś czasu staraliśmy się namawiać bardziej znanych ludzi do zrobienia czegoś do "Kolektywu". Raz udało nam się ściągnąć Karola Kalinowskiego, Śledziu zrobił nam okładkę. Ci, z którymi się kumplowaliśmy byli namawiani, mówili, że może kiedyś, ale ostatecznie nic nie robili. W ostatnim numerze miał być specjalny dział dla takich bardziej cenionych artystów. Miał być Śledziu, Tomasz Leśniak z Rafałem Skarżyckim, Kalinowski ze swoim Rubino, którego swoją drogą mieliśmy przejąć z "Kartonu"... Ale wyszło jak wyszło.
Zamykając papierowego "Ziniola" Dominik Szcześniak ponarzekał trochę na czytelników i środowisko. Ty też uważasz, że jest to problem?
Nie. Nigdy nie mieliśmy problemu z odzewem i ze sprzedażą. "Kolektyw" zawsze się zwracał. Może dlatego, że wydawaliśmy w bardzo niskim nakładzie. To była świetna rada Pawła Timofiejuka, który powiedział nam kiedyś, że 200 sztuk zawsze zejdzie. Uwierzyliśmy, trzymamy się tego i było dobrze. Nie ma rynku na magazyny komiksowe w większych nakładach.
Dlaczego kończycie wydawanie Kolektywu?
Oficjalny powód jest prosty i zahaczałem o niego już kilka razy. Formuła "Kolektywu" się wyczerpała. Dostajemy coraz mniej materiałów, coraz gorsze prace. Zmęczyło nas namawianie ludzi, żeby cokolwiek narysowali, byśmy uzbierali te 100 stron.
Nieoficjalny powód to spinki w redakcji. Co numer były nerwy, zgrzytanie zębami, rzucanie przekleństwami. I sporo agresji. Ja i Janek mieliśmy inny pomysł na "Kolektyw" niż Bartek. On jest wielkim fanem zinów zszywanych w stylu TM-Semiców. My dążyliśmy raczej do tego, by uczynić z "Kolektywu" coś na kształt antologii - klejonej, z grzbietem, wyglądającej elegancko. Pojawiały się zgrzyty przy akceptacji prac. Ciągnęliśmy w różne strony i zawsze mieliśmy spięcia. Co do nakładu, co do wyglądu i tak dalej. To były straszne drobnostki. Na przykład przepychanka o umieszczenie loga na okładce. Ale jesteśmy już tym zmęczeni.
Nie było wielkiej awantury. Swobodnie, przy składaniu 10 numeru, stwierdziliśmy, że może przy takiej okazji czas zakończyć. Mija 5 lat, może zejść ze sceny, póki jeszcze dobrze idzie.
Ty i Janek Mazur chcecie od razu powołać do życia nowy magazyn...
Tak. Będzie nosił tytuł "ProFanum" i będziemy do niego zapraszali artystów. Nie chcę już polegać na ludziach, którzy przysyłają z własnej woli. Nie oznacza to oczywiście, że będziemy zapraszać tylko znajomych, przeszukujemy sieć w poszukiwaniu nowych talentów, jednego już zresztą znaleźliśmy - w Meksyku. Wydaje mi się, że zaprosiliśmy fajną ekipę, liczę, że uda się to wydać na MFK. Około 150 stron, nakład około 200 egzemplarzy. Liczymy się z Jankiem, że będzie to projekt, do którego trzeba będzie na starcie dołożyć.
A co dalej z Dolną Półką?
Dalej istnieje i nic się nie zmienia. Oprócz "Kolektywu" nie mamy większych problemów w dogadywaniu się. Bartek zajmuje się dalej albumami z Dolnej Półki, a my przejmujemy strefę magazynową.
Nie jest ci szkoda?
I tak i nie. Janek Mazur i tak chciał już porzucić "Kolektyw". Więc gdy Bartek rzucił pomysł, byśmy w takim razie w ogóle zamknęli magazyn, musiałem się odciąć na dwa dni i to przemyśleć. Wciąż miałem nadzieję, że "Kolektyw" będzie z nami nico dłużej. I jest mi trochę żal, to była fajna praca. Dająca dużo satysfakcji.
Ale z drugiej strony cieszę się, że będę zajmował się "ProFanum". Wszystkim w "ProFanum": marketingiem, składem, doborem prac... Co więcej, Bartek wciąż jest w Dolnej Półce i wciąż będzie miał na "ProFanum" jakiś wpływ. Po prostu nie będzie go już w redakcji. To będzie nasza wizja. "Kolektyw" w naszej wersji.
Robert Sienicki - niedoszły nauczyciel angielskiego; kinomaniak i scenarzysta komiksowy z zamiłowania; współtwórca popkulturowego podcastu/audycji Schwing! oraz redaktor magazynu "Kolektyw"; autor komiksu internetowego "The Movie", którego odcinki publikowane są przez serwis Stopklatka.pl; współautor albumu "Scientia Occulta"