"The Mandalorian": O takie "Gwiezdne wojny" nic nie robiłem [RECENZJA]

Długą drogę przebył "The Mandalorian", by dostać się na szklany ekran. Pierwsze wzmianki o nim pojawiły się już w 2009 r. Kilkadziesiąt wersji scenariusza, różne drogi rozwoju serialu, kolejni showrunnerzy na decyzyjnych stanowiskach. Wydawało się, że nic z tego nie będzie. I wtedy do gry wkroczył Disney. A my dostaliśmy coś zaiste wyjątkowego.

"The Mandalorian": O takie "Gwiezdne wojny" nic nie robiłem [RECENZJA]
Źródło zdjęć: © Disney

13.11.2019 | aktual.: 13.11.2019 17:52

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeszcze w 2014 r. padła informacja, że w serialu może pojawić się Bobba Fett. Fani zadrżeli, obawiając się zbezczeszczenia ich ulubionej postaci. Ostatecznie sprawy potoczyły się nieco inaczej, a prawdziwym krokiem naprzód była informacja o tym, że Disney wchodzi na rynek serwisów streamingowych. Flagowym zaś tytułem debiutującego właśnie za oceanem Disney+ miał zostać właśnie "The Mandalorian", serial osadzony w świecie "Gwiezdnych wojen".

Nie mniejsze spekulacje (w nawiązaniu do tych około produkcyjnych) pojawiały się przy doniesieniach o tym, kto wystąpi w serialu i kto wyreżyseruje pierwszy odcinek. Główną odpowiedzialność za całokształt wziął ostatecznie Jon Favreau, tutaj scenarzysta i producent, od dawna związany z Disneyem (i serią "Iron Man").

The Mandalorian już dostępny. Ale nie dla Polaków

Dzisiaj wiemy już wszystko. Jesteśmy po pierwszym odcinku serialu, który zadebiutował na platformie Disney+. Rozdział pierwszy został wyreżyserowany przez Dave'a Filoniego, a jego akcja przenosi nas w wydarzenia rozgrywające 5 lat po "Powrocie Jedi", czyli 6. filmowym epizodzie z kultowego uniwersum.

Przed seansem obawiałem się swojego stosunku do serialu wyprodukowanego pod skrzydłami Disneya, którego wciąż traktuję jako producenta tytułów rozrywkowych przeznaczonych głównie dla młodszej widowni. W dobie miałkości oferowanej przez popkulturę, rozmiękczonej tematyki, poruszania "na siłę" ważkich tematów, które przecież bledną przy nijakiej formie, bałem się, że odcinkowa produkcja nie zaoferuje niczego więcej niż kolejny produkt z taśmy w ładnym opakowaniu.

Obraz
© Disney

Zaskoczenie przyszło wraz z pierwszymi scenami. A później było tylko lepiej. "To przecież duch starego kina, westernowy sznyt i takież samo wykonanie", pomyślałem. Bo "The Mandolarian" to spokojna, wyważona narracja, otwarcie nawiązująca do niejednego klasyka z akcją na Dzikim Zachodzie.

Western w kosmosie - taki jest "The Mandalorian"

Oto do saloonu (nie ma wahadłowych drzwi, a rzecz jasna rozsuwane) wchodzi tajemnicza postać rozpoznana przez wszystkich jako Mandalorianin, a ci należą do ludu bezwzględnych wojowników. Gdyby szwedzki kompozytor Ludwig Göransson podłożył pod tę scenę dźwięki harmonijki, mielibyśmy western pełną gębą. Po chwili widzimy już, do czego jest zdolny, by osiągnąć cel, i jakie umiejętności posiada legendarny łowca, który nigdy nie ściąga hełmu.

Obraz
© Disney

Pierwszy odcinek zawiązuje intrygę według najlepszych schematów. Główny bohater ma trudną przeszłość, jest wewnętrznie skonfliktowany, trudno go scharakteryzować jednoznacznie jako pozytywną czy negatywną postać. Wiemy jedno: najwyraźniej chce zapomnieć o wydarzeniach z przeszłości. A pomóc mu w tym mogą coraz bardziej wymagające misje, których się podejmuje.

Zupełnie nowe "Gwiezdne wojny"

To wprawdzie dopiero początek całej przygody, ale już on pokazuje, że Jon Favreau stworzył coś nowego. Serial z ogromną klasą, elegancki (występuje tutaj Werner Herzog, więc już bardziej stylowo być nie może), z czystym montażem, bez szarpanej akcji i efekciarstwa.

W bardzo trudnym położeniu był zapewne Pedro Pascal, odtwórca głównej roli. Skryty pod kostiumem i maską, musiał "sprzedać" swoją postać, używając innych środków wyrazu. Gra głosem (niski tembr głosu przywodzi na myśli westernowego Eastwooda z najlepszych lat), a jednak bije od niego aura, która wskazuje na sporą charyzmę. Już po pierwszym jednak odcinku widzimy, że z karkołomnego zadania wywiązuje się wyśmienicie.

Obraz
© Disney

Wspaniale jest zobaczyć opowieść ze świata "Gwiezdnych wojen" daleką od taniej rozrywki. Poważną, wyciszoną i zwiastującą potężne emocje przy kolejnych odcinkach. Na te przyjdzie nam poczekać, bo polityka Disney+ zakłada premierę kolejnych epizodów raz na tydzień.

Sposób na Disney+

W naszym kraju usługa Disney+ jest wciąż niedostępna (wszystkie doniesienia wskazują na jej polską premierę w marcu 2020 roku), chociaż wejście na platformę, zalogowanie się i obejrzenie jest możliwe. Na razie Disney nie poszedł drogą Netfliksa i nie usunął możliwości obchodzenia blokady geolokalizacyjnej za pomocą coraz popularniejszych VPN-ów.

Oferta Disney+, w której znajdziecie wszystkie tytuły wyprodukowane przez istniejącą od 100 lat wytwórnię, to całkiem niemało tytułów. Wszak po ostatnich akwizycjach Disney ma w swojej rodzinie nie tylko Lucasfilm, ale też Marvela, 20th Century Fox, Fox Searchlight Pictures czy National Geographic. Dla dwóch największych (obecnie) graczy na rynku VOD - Netflix i HBO GO, Disney+ stanowi poważną konkurencję.

Najtrudniejszym więc pytaniem pozostaje: czy warto płacić za kolejna usługę? Czy dokładać kolejny abonament? Czy oferta jest na tyle atrakcyjna, że warto nią zastąpić którąś z dotychczasowych? Przy wykupionym Netfliksie, HBO GO i dołożeniu Disney+ koszty dobijają najpewniej do 100 zł (chociaż cena w Polsce nie jest jeszcze znana - w Holandii to koszt 7 Euro). Odpowiedzieć na to pytanie musicie już sobie sami. Osobiście myślę, że dla tej jednej produkcji warto będzie skorzystać choć z darmowego okresu próbnego.

Źródło artykułu:WP Teleshow
the mandalorianrecenzjadisney+
Komentarze (48)