"The Mandalorian": najlepsze "Gwiezdne wojny", jakie powstały od lat [RECENZJA]

Kosmiczny western, klimat pierwszej trylogii, humor, akcja i wyjątkowy zestaw zupełnie nowych postaci. "The Mandalorian" zapowiadał się świetnie, ale pierwszy odcinek przerósł moje najśmielsze oczekiwania.

"The Mandalorian": najlepsze "Gwiezdne wojny", jakie powstały od lat [RECENZJA]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

12 listopada w USA i w innych wybranych regionach (niestety nie w Polsce) wystartował Disney+. Nowa platforma streamingowa, która na start udostępniła premierowy odcinek "The Mandalorian". Pierwszego aktorskiego serialu w uniwersum "Gwiezdnych wojen" i – jak się okazało po seansie – jednej z najlepszych rzeczy, jaka przydarzyła się tej marce od wielu lat.

Piszę to jako oddany fan "Star Wars", który zjadł zęby na starej trylogii, z nostalgią wspomina prequele, uwielbia seriale animowane "Wojny klonów" i "Rebeliantów". Ostatnie cztery filmy sygnowane przez Disneya wzbudzają we mnie mieszane uczucia i mogę długo rozmawiać o tym, dlaczego Rian Johnson nie jest mesjaszem "Gwiezdnych wojen", a "Ostatni Jedi" to zły film. Wszystko to, co się działo wokół "Star Wars" przez ostatnie lata, wzbudziło moją podejrzliwość w odniesieniu do "The Mandalorian". Serialu, który zapowiadał się zbyt dobrze. A jednak Jon Favreau (scenarzysta) i Dave Filoni (reżyser) przekonali mnie pierwszym odcinkiem, że to naprawdę może się udać.

"The Mandalorian" to historia tytułowego łowcy nagród (Pedro Pascal), który swoją aparycją, tajemniczością i umiejętnościami od razu przywodzi na myśl Bobę Fetta. I tak jak on jest samotnikiem przemierzającym galaktykę w poszukiwaniu dobrze płatnych zleceń. Pierwszy odcinek zaczyna się od relatywnie prostej roboty, ale wkrótce Mandalorianin bierze się za poważne zlecenie, o którym tak naprawdę niewiele wiadomo. I choć zaskakujący finał pierwszego odcinka odkrywa kilka kart, to rozpoczęty wątek z pewnością będzie się przewijał w kolejnych epizodach (pierwszy sezon ma się składać z ośmiu odcinków emitowanych co tydzień).

Obraz
© Materiały prasowe

Już po pierwszych pokazach obszernych fragmentów słychać było zachwyty, że "The Mandalorian" to "Gwiezdne wojny", na które wielu z nas czekało od lat. I rzeczywiście. Serial korzysta z ukochanego i dobrze znanego uniwersum, powtarza znane motywy i tropy, ale jest przy tym szalenie oryginalny i zaskakujący. Zupełnie nowy zestaw bohaterów, w tym granych przez takie sławy jak Werner Herzog, Carl Weathers, Nick Nolte czy Taika Waititi (tych dwóch ostatnich z pewnością nie rozpoznacie). Nieznane zakątki wszechświata, nowe rasy obcych, pojazdy, droidy – fani będą w siódmym niebie, obserwując to nowe wcielenie starej galaktyki.

Twórcy "The Mandalorian" nie wymyślają jednak wszystkiego na nowo – w pierwszym odcinku roi się od nawiązań do poprzednich filmów (głównie pierwszej trylogii), easter eggów i hołdów złożonych wyobraźni George'a Lucasa. Ale najpiękniejsze jest to, że serial nie stara się być kolejnym epizodem sagi rozpisanym na osiem odcinków. To autonomiczna (tak się przynajmniej zapowiada) opowieść o łowcy nagród podejmującym zagadkowe zadanie. Kosmiczny western z dużą dawką humoru, widowiskową akcją i przygodami.

Obraz
© Materiały prasowe

Czuć ducha pierwszych "Gwiezdnych wojen", ale twórcy zrobili wszystko, by było w tym coś znacznie więcej niż siła nostalgii. Stąd zupełnie inne pomysły na kadrowanie, prowadzenie kamery, tempo akcji. W ścieżce dźwiękowej nie ma miejsca na podniosłe motywy Johna Williamsa, ale to żadna wada. Dzięki wszystkim tym zabiegom i oryginalnym rozwiązaniom "The Mandalorian" tylko zyskuje na wartości. Jedyna wada – na polską premierę trzeba będzie poczekać najprawdopodobniej do pierwszego kwartału 2020 r. (o ile nie dłużej). A już teraz czekanie na drugi odcinek to prawdziwa katorga.

Źródło artykułu:WP Teleshow
the mandalorianrecenzjastar wars
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)