Teresa Szmigielówna: jej mąż okazał się szpiegiem. Ten skandal wiele ją kosztował
Kamera ją kochała, a mimo to na ekranie grała przede wszystkim role drugoplanowe. Nie z własnej winy znalazła się w samym środku międzynarodowej afery. To, co się stało, na zawsze ją zmieniło. Poznajcie losy Teresy Szmigielówny. Jej wnuki są dziś znanymi aktorami.
Trudno było jej się z tym wszystkim pogodzić
Na przekór najbliższym
Ojciec ostrzegał ją, że nie powinna wiązać przyszłości z aktorstwem. Twierdził, że jest zbyt delikatna, nerwowa i za mało pewna siebie, więc w tym zawodzie trudno będzie się jej przebić.
Za namową Teresa wybrała liceum medyczne. Najbliżsi marzyli, by została lekarką. W niej drzemała jednak artystyczna dusza, która w końcu doszła do głosu.
Po maturze Szmigielówna postanowiła ostatecznie zdawać do łódzkiej filmówki. Rodzice nie byli zadowoleni z tej decyzji, nie chcieli jednak stawać córce na drodze.
Na ekranie zadebiutowała jeszcze będąc studentką. W 1950 roku wystąpiła w epizodycznej roli w filmie "Warszawska premiera". Mimo że jej nazwisko nie zostało wymienione w czołówce, nie przejmowała się tym. Wiedziała, że to dopiero początek jej drogi na szczyt.
Pierwsze kroki w zawodzie
Tuż po ukończeniu szkoły w 1953 roku wyjechała do Rzeszowa, gdzie podziwiać ją można było na deskach tamtejszego teatru. Pełna energii, z zapałem podchodziła do pracy - nie zniechęciła jej nawet niska pensja i nie najlepsze warunki mieszkaniowe.
W przerwach między spektaklami otrzymuje szansę ponownego pojawienia się na planie filmowym. By dostać główną rolę żeńską w "Celulozie" Jerzego Kawalerowicza, pokonała podobno ponad czterdzieści kandydatek.
Z czasem na stałe przeniosła się do Warszawy. Gościła na najbardziej znanych stołecznych scenach. W kolejnych latach regularnie występowała też na dużym ekranie. Zagrała m.in. w "Podhalu w ogniu", "Pętli", "Eroice", "Niewinnych czarodziejach", "Pociągu", "Szczęściarzu Antonim" i "Zbrodniarzu, który ukradł zbrodnię".
W końcu, po blisko dwudziestu latach od aktorskiego debiutu, pojawiła się też w telewizji.
Serialowe role
W 1971 roku wystąpiła w serialu "Podróż za jeden uśmiech". Zagrała w nim matkę jednego z głównych bohaterów - Poldka. Dwa lata później ponownie spotkała się ze swoim serialowym synem, w którego wcielał się Filip Łobodziński. Znów została jego ekranową rodzicielką, tym razem na planie młodzieżowego hitu - "Stawiam na Tolka Banana".
Niedługo później zobaczyć ją można było w innej telewizyjnej serii, która podbiła serca widzów. Jako Krawczyńska, matka Joli, pojawiła się w 4. odcinku "Drogi". Nie można też zapomnieć o jej epizodach w serialach "Dom" i "Alternatywy 4". Oba przeszły jednak bez echa.
Aż trudno dokładnie zliczyć wszystkie ekranowe kreacje Szmigielówny. Gdyby jednak zebrać filmowe i telewizyjne produkcje, w których wzięła udział, byłoby ich ponad sto.
– Najczęściej powierzano mi role smutne, tragiczne, choć zdarzało mi się grać kobiety silne i groźne. Może wynika to z aktorskiej reguły, że osoby łagodne, do jakich się zaliczam, potrafią dobrze zagrać czarne charaktery? – wyznała na łamach "Tele Tygodnia".
Piękność jakich mało
Nie tylko talent pozwolił jej zaistnieć na wizji. Śliczna aktorka kusiła na ekranie. Daleko jej jednak było do epatowania seksualnością, obecnie tak popularnego wśród młodych aktorek. Miała w sobie urok i wdzięk, które sprawiały, że trudno było oderwać od niej wzrok.
Koledzy po fachu twierdzili, że od samego początku wybijała się wyjątkową urodą i czarującym sposobem bycia. Wielu mężczyzn było nią zafascynowanych i traciło dla niej głowę.
Serce Szmigielówny było już jednak zajęte. Dla niej liczyła się tylko jedna osoba. Szaleńczo zakochana, nie przypuszczała, że miłość jej życia zrani ją do cna...
Burzliwe życie osobiste
Aktorka poślubiła Jerzego Pawłowskiego - znanego szermierza, który w ciągu kariery zdobył w sumie siedem tytułów mistrza świata i pięć medali olimpijskich.
Mimo kolejnych sukcesów ukochanego, Szmigielówna bała się o jego przyszłość. Zdawała sobie sprawę, że zawodowa droga sportowca była kręta i krótka. Próbowała więc znaleźć dla męża inne zajęcie. Liczyła, że zostanie operatorem. Jak twierdziła, zawsze robił dobre zdjęcia.
On miał jednak inne plany. I to nie tylko te związane z wykonywaną profesją. Pawłowski zdecydował się na duże życiowe zmiany. Rozstał się z aktorką, zostawiając ją z ich kilkuletnim synem - Piotrem. Sam ponownie stanął na ślubnym kobiercu. Jego była żona z nikim się już jednak nie związała.
Rozwód był dla niej ciosem. Jak się potem okazało, nie ostatnim. W połowie lat 70. wybuchł skandal, który rykoszetem odbił się na gwieździe i jej synu. Wyszło wówczas na jaw, że Pawłowski przez długi czas prowadził podwójne życie. Olimpijczyk został aresztowany i skazany na 25 lat więzienia za szpiegowanie na rzecz CIA. To była jedna z najgłośniejszych afer czasów PRL.
Nie mogła pozbierać się po aferze
Chociaż Szmigielówna była od dawna rozwiedziona z Pawłowskim, skandal wokół byłego męża miał także dla niej przykre konsekwencje. Aktorka wpadła w poważne kłopoty finansowe. Znajomi z przerażeniem obserwowali, jak dzieje się z nią coś złego.
- Rzadko spotyka się tak szlachetnych ludzi: myśmy ją uwielbiali. Ale wydawała się strzępem człowieka. Znerwicowana, miała problemy z koncentracją. Sprawiała wrażenie osoby zaszczutej. Nigdy się nie uśmiechała - wspominał na łamach Gazety Wyborczej" reżyser Paweł Nowicki.
Afera negatywnie odbiła się nie tylko na życiu aktorki.
– Nasz syn świetnie rysował, chciał studiować na Akademii Sztuk Pięknych. Nazwisko Pawłowski od razu go jednak dyskwalifikowało. W stanie wojennym Piotrek trafił do karnej kompanii Ludowego Wojska Polskiego. To było koszmarne przeżycie, ale nie ma co rozpamiętywać i rozdrapywać starych ran. Najważniejsze, że poradził sobie w życiu, pomagał niepełnosprawnym maluchom, z powodzeniem trenował szermierkę, a dziś jest wziętym grafikiem – wspominała w "Życiu na Gorąco".
Wróciła odmieniona
Osobiste problemy stopniowo wyłączyły aktorkę z pracy. Pod koniec lat 80. przestała pojawiać się na ekranie. Żyła ze skromnej emerytury. Czuła żal, że nie była zbyt silna, by walczyć o siebie i swoją karierę. Z drugiej strony, możliwość występów była dla niej wartością samą w sobie.
- Nie mam żalu do nikogo, mogę mieć pretensje jedynie do siebie, że nie potrafiłam wykłócać się o wysokość stawek. Zarabiałam o wiele mniej niż większość koleżanek. Ważniejsza od pieniędzy była moja praca, kochałam swój zawód. Grałam wyraziste bohaterki, nawet w epizodach. Czy może być coś piękniejszego i bardziej satysfakcjonującego dla aktora? Po za tym los nie każdego obdziela po równo i sprawiedliwie - wyznała na łamach "Życia na Gorąco".
Na swój powrót kazała czekać ponad dekadę. Pojawiła się wówczas w serialu "Na dobre i na złe". Nie wszyscy ją rozpoznali. Od czasu, gdy osiągała największe sukcesy, bardzo zmieniła się z wyglądu. Jak wspominali jej koledzy z planu, wciąż była jednak pełna ciepła, uroku i klasy, z którą zawsze się kojarzyła.
Życiowe problemy negatywnie odbiły się na jej zdrowiu
Artystka na dobre zagościła na małym ekranie. Oglądać ją można było w najpopularniejszych telewizyjnych hitach, takich jak "Plebania", "Kryminalni", "Na Wspólnej" czy "M jak miłość". Zagrała też w kilku filmach, m.in. "Warszawie", "Kto nigdy nie żył" i "Przedwiośniu".
Mimo że powróciła do zawodowej aktywności, wciąż czuła się niespełniona. Zarzucała sobie nawet, że mogłaby o wiele więcej występować.
- Myślę, że stać mnie było na więcej. Miałam wiele okresów niżów, a nawet przestojów. Wiązało się to z osobistymi kłopotami i wtedy uświadamiałam sobie najbardziej potrzebę grania, że jeśli nie gram, to nie żyję - mówiła w jednym z wywiadów.
Ostatnią produkcją z jej udziałem był "Mój rower", w którym pojawiła się u boku Artura Żmijewskiego i Anny Nehrebeckiej. Po zakończeniu zdjęć do filmu, zrezygnowała z dalszych ról.
Jak czytamy w tygodniku "Rewia", stres, z którym przez lata się mierzyła, odbił się na jej zdrowiu. Pod koniec życia była rezydentką Domu Aktora w Skolimowie. Zmarła 24 września 2013 roku. Odeszła otoczona najbliższymi.
Aktorskie tradycje
Nie wszyscy wiedzą, że w ślady Szmigielówny poszły jej wnuki. Józef (na zdjęciu po lewej) i Stefan Pawłowscy są obecnie jedynymi z najbardziej rozchwytywanych aktorów. Pierwszego z nich w ciągu ostatnich miesięcy mogliśmy oglądać w "Mieście 44" oraz serialu "Lekarze". Natomiast starszy z braci podbił serca widzów kreacjami w "Czasie honoru" i nowej serii TVP - "O mnie się nie martw".
Obaj wystąpili także w "Jacku Strongu", w którym wcielili się w Waldemara, syna Hanny i Ryszarda Kuklińskich. Rola w kinowym hicie była dla młodych aktorów szczególna ze względu na rodzinne doświadczenia związane z aferą szpiegowską sprzed lat.
- Dziadek działał na tej samej zasadzie, co pan Kukliński i dla mnie jest bohaterem. Wiem, co nim powodowało i dlaczego się tego podjął. Wiem, że nie robił tego dla prywatnego interesu, ale m.in. dla swoich dzieci i wnuków, których miał mieć w przyszłości - wyznał w jednym z wywiadów Józef Pawłowski.
Warto bacznie przyglądać się kolejnym poczynaniom braci. O nich już jest głośno!