"Taniec z gwiazdami" od lat nie budził takich emocji. Wszyscy chcą zobaczyć porażkę Kreta i zapłakaną Tadlę

Najnowsza edycja "Tańca z gwiazdami" tym się różni od poprzednich, że faktycznie budzi jakieś emocje. W poprzednich dwóch występowali raczej celebryci klasy B niż gwiazdy, ale w tym roku nadrobili z nawiązką. W piątek wieczorem wszystkie oczy będą skupione na Polsacie, a konkretnie na Beacie Tadli i Jarosławie Krecie, których miłosną porażką żyje pół Polski.

"Taniec z gwiazdami" od lat nie budził takich emocji. Wszyscy chcą zobaczyć porażkę Kreta i zapłakaną Tadlę
Źródło zdjęć: © ONS.pl
Aleksandra Pajewska

02.03.2018 | aktual.: 13.03.2018 09:12

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ostatnie dwie edycje flagowego show Polsatu niestety były, dyplomatycznie mówiąc, nudnawe. Wielokrotnie w parze to tancerz był bardziej znany niż gwiazda, a to przekładało się na oglądalności i zainteresowanie mediów, które malało z odcinka na odcinek. Mimo to Polsat postanowił dać sobie jeszcze jedną szansę i - wygląda na to - że wygrali los na loterii.

Początkowo największe emocje budzili powszechnie znienawidzeni celebryci - Popek i Renata Kaczoruk. Ostatnim rzutem na taśmę jednak okazało się, że zeszli na dalszy plan. Dziś wszyscy mówią o jednym - jak Kret zniszczył psychicznie Tadlę. Muszę powiedzieć, że wiele już w polskim show biznesie widziałam, ale zapłakana Beata Tadla na imprezie ramówkowej Polsatu sprawiła, że nawet moje zimne serce drgnęło ze współczucia. Dziennikarka bowiem podczas konferencji dowiedziała się, że jej ukochany powiedział "Faktowi", że prowadzą oddzielne życia i nie mieszkają już razem. To jest cios.

Polsat więc z początkowej super koncepcji - rywalizacji popularnej pary w show - przeszedł do ultra koncepcji - zraniona, zapłakana Tadla której wszyscy współczują rywalizuje z Kretem, którego wszyscy nienawidzą. I to jest to, co może przynieść rekordowe wyniki oglądalności. Zwłaszcza, że już wiemy, że dziennikarka podczas próby generalnej robiła dobrą minę do złej gry, ale po zejściu z parkietu była załamana, zapłakana i - co tu kryć - zniszczona sytuacją. Beata Tadla na parkiet podczas pierwszego odcinka 21 edycji "Tańca z gwiazdami" wyjdzie jako pierwsza i to również będzie znamienny początek. Za to jako ostatni zatańczy znany powszechnie seksista, rasista i ex-przestępca, Popek, czyli Paweł Mikołajuw, którego Polsat usiłuje lansować na "nawróconego" bandytę o wielkim sercu.

Udało nam się zdobyć informacje z zaplecza najpopularniejszej produkcji w kraju - wiemy między innymi, że Polsat chyba kompletnie przerosły ich własne pomysły. Nie radzą sobie z bandziorem Popkiem i jego wizerunkiem, a zamiast składać ręce w podzięce do nieba za dramat z Tadlą i Kretem, biegają jak spanikowane dzieci od Tadli do Kreta i z powrotem, żeby jakimś cudem spiąć ten wieczór. A przecież każdy producent programów rozrywkowych marzy o takiej promocji i zainteresowaniu, jakie spadło im z nieba. Jedno jest pewne - oglądalność będzie zjawiskowa, a ta edycja przejdzie do historii jak te z najlepszych czasów - gdy Polska żyła romansem Maseraka z Foremniak, Cichopek z Hakielem czy Kaczorowskiej z Kadziewiczem. A to dopiero początek!

Źródło artykułu:WP Gwiazdy
Komentarze (202)