"Talianka": Joanna Moro tłumaczy się z występów w Rosji
Joanna Moro czuje się za wschodnią granicą jak ryba w wodzie i nie zamierza przejmować się kolejnymi nieprzychylnymi komentarzami na temat swoich występów u Rosjan. A tych nie brakuje.
Jak odpowiada na krytykę?
Joanna Moro przez długi czas próbowała przebić się na ekranie, by dorównać popularnością takim serialowym gwiazdom jak choćby Katarzyna Zielińska czy Katarzyna Glinka. Po rolach m.in. w "Barwach szczęścia" i "Na Wspólnej" w końcu otrzymała propozycję, która zupełnie zmieniła jej karierę. Występ w serialu "Anna German. Tajemnica Białego Anioła" przyniósł jej sławę, o której marzyła. Aktorka zdeklasowała konkurencję i niemal z dnia na dzień podbiła serca widzów. Z nikomu nieznanej dziewczyny przeistoczyła się w artystkę z prawdziwego zdarzenia. Czar prysnął po występie aktorki podczas festiwalu w Opolu. Piosenka "Człowieczy los", którą wykonała Moro, nie przypadła widzom do gustu. W efekcie jej kariera w Polsce załamała się. Na aktorkę spadła lawina krytyki, a główna "bohaterka skandalu" wyjechała do pracy Rosji. Wszystko wskazuje jednak na to, że rodacy nieprędko zobaczą ją na swoich ekranach. Joanna czuje się za wschodnią granicą jak ryba w wodzie i nie zamierza przejmować się kolejnymi nieprzychylnymi
komentarzami na temat swoich występów u Rosjan. A tych nie brakuje. AR/KJ
Uciekła do Rosji
Aby uniknąć medialnego szumu i rozgłosu, jaki powstał po jej występie w Opolu, Moro zaszyła się na planie filmowym w Rosji. Propozycja zagrania w tamtejszej produkcji była dla niej wielkim wyróżnieniem i sposobem na przeczekanie "burzy", jaka rozpętała się w Polsce. Nic więc dziwnego, że bez zastanowienia przyjęła rolę w "Taliance".
Jednak wszystko, co dobre, szybko się kończy. Serial został nakręcony, a Moro wróciła do kraju i... musiała poradzić sobie z odtrąceniem środowiska.
Wciąż była głodna wyzwań
Nie pomagały nawet takie "sztuczki" jak pozowanie z plastikowym pistoletem i bez stanika podczas jednego z pokazów mody. Dopiero współpraca ze specjalistami od kreowania wizerunku przyniosła oczekiwane rezultaty. W końcu pojawiła się propozycja wzięcia udziału w "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami" i główna rola w serialu "Blondynka". Jednak żadna z tych produkcji nie zaspokoiła ambicji Moro.
Rosjanie uważają ją za gwiazdę
Zaniepokojona swoją coraz słabszą pozycją w rodzimym show-biznesie aktorka ponownie spakowała walizki i spróbowała sił za wschodnią granicą. Na szczęście nie musiała długo przekonywać do siebie potencjalnych pracodawców, bowiem w Rosji uchodzi za prawdziwą gwiazdę.
Okazało się, że tamtejsi producenci przyjęli ją z otwartymi ramionami i zaproponowali kolejną rolę. Tym sposobem Moro rozpoczęła zdjęcia do filmu "Rudy pies", który fabułą przypomina przygody "Czterech pancernych i psa".
- Moja rola jest nieduża, ale przełomowa. Zagram nieprzystępną i chłodną panią konduktor. Jeszcze nigdy nie grałam złej postaci w mundurze, więc to nowe wyzwanie - powiedziała w rozmowie z "Rewią".
Co ciekawe, nie wszyscy cieszą się z sukcesu Polki.
Skąd ta zażyłość?
Z decyzji aktorki z pewnością nie cieszą się jej dzieci i mąż, bowiem znów czeka ich długa rozłąka. Na szczęście Moro przed każdym wyjazdem do Rosji zabiera rodzinę na wspólne wakacje, które choć trochę wynagrodzą im rozstanie.
Ale nie tylko najbliżsi gwiazdy mają wątpliwości w kwestii jej występów u wschodnich sąsiadów. Jak podaje tygodnik "Rewia", przez obecną napiętą sytuację polityczną Joanna często musi się innym tłumaczyć, dlaczego tak chętnie współpracuje z Rosjanami.
Trzyma się z dala od polityki
Aktorka nie widzi w swoim zachowaniu niczego nieodpowiedniego i nie chce łączyć spraw zawodowych z prywatnymi poglądami.
- Nigdy nie zagrałabym w filmie, który byłby antypolski i obrażał uczucia moich rodaków. Po roli Anny German otrzymałam nawet dyplom za wybitne zasługi w dziele wzajemnego zbliżenia i porozumienia Polaków i Rosjan. (...) Swego czasu powiedziałam jedynie, że akurat nie mam nowych projektów w Rosji, ale nigdy nie twierdziłam, że nie będę tam grała. Doceniam wspaniałą rosyjską kulturę oraz wybitnych reżyserów - powiedziała stanowczo w jednym z wywiadów.
Nie chce podzielić losu Olbrychskiego
Wychodzi na to, że Moro nie zamierza iść w ślady Daniela Olbrychskiego, który po niedawnych działaniach Rosji (wkroczenie wojsk na teren Ukrainy), zrezygnował z roli w Teatrze Polskim w Moskwie.
- Piękny język Puszkina, Tołstoja, Czechowa i moich przyjaciół Okudżawy i Wysockiego, w którym próbowałem Twoją świetną sztukę, zaczyna się w chwili obecnej kojarzyć z agresywną wojenną retoryką Pana Putina - wyjaśnił powody odejścia w liście otwartym do dyrektora placówki (zachowano oryginalną pisownię).
Można być niemal pewnym, że aktorka nie porzuci pracy w rosyjskich produkcjach, bowiem jej kariera w Polsce gwałtownie wyhamowała i w najbliższym czasie nic nie wskazuje na to, aby ta sytuacja uległa zmianie. Tylko czy udział w kolejnym projekcie naszych sąsiadów zamiast pomóc, nie przysporzy jej wrogów?