Takie piękne samobójstwo
Urodzony w 1881 roku w Wiedniu, Zweig był dzieckiem swej epoki. Pochodził z bogatej żydowskiej rodziny, zrobił doktorat z filozofii na Uniwersytecie Wiedeńskim i należał do grupy artystycznej Młody Wiedeń, próbującej obalić stary porządek w literaturze. Obracał się wśród największych umysłów pokolenia. Był przyjacielem (i uczniem) Zygmunta Freuda, słynnego dramaturga Arthura Schnitzlera, a nawet Romaine'a Rollande'a, wyróżnionego Nagrodą Nobla w 1915 roku. Współpracował też z Ryszardem Straussem, jednym z najwybitniejszych niemieckich kompozytorów. Sam Zweig zresztą także uznawany był za geniusza - jego książki sprzedawały się rewelacyjnie i zapewniały mu status ówczesnego celebryty.
14.03.2013 | aktual.: 29.10.2013 17:20
Dziś twórczość austriackiego pisarza nazwalibyśmy konserwatywną, jednak w swoich czasach postrzegany był jako twórca nowatorski. Był autorem przede wszystkim popularnych powieści obyczajowych, w których zgłębiał psychikę swoich bohaterów zgodnie z naukami mistrzów psychoanalizy, i beletryzowanych biografii, przybliżających czytelnikom słynne postacie historyczne (między innymi Balzaka, Nietzschego czy Marię Antoninę)
. Zamiłowanie do stawiania w centrum postaci kobiecych przyniosło mu sławę, jako "wielkiemu znawcy kobiecej psychiki". Bardzo szanowano też jego pacyfistyczne poglądy.
To właśnie one stały za decyzją o samobójstwie. Zweig nie był specjalnie religijny, o swoich rodzicach powiedział nawet, że byli Żydami tylko dlatego, iż przypadkowo Żydami się urodzili. Ale dla rosnących w siłę wyznawców Hitlera nie miało to wielkiego znaczenia - słynny pisarz, żydowski pacyfista i intelektualista, utożsamiał wszystko, czego nienawidzili. Sprawiło to, że w 1934 roku Stefan Zweig opuścił Austrię i rozpoczął tułaczkę po świecie. Długo mieszkał w Wielkiej Brytanii, ale po wybuchu II wojny światowej stał się tam niemile widzianym intruzem Następną przystanią miał być Nowy Jork, jednak pisarz nie potrafił znaleźć w nim swojego miejsca. W końcu osiadł w miasteczku Petrópolis pod Rio de Janeiro. I tu nie odnalazł jednak szczęścia. Zrezygnowany, nie potrafiąc pokonać melancholii, przybity kolejnymi złymi wieściami z frontu (przerażającym losem europejskich Żydów i upadkiem Singapuru) popełnił samobójstwo.
Niezwykły w tej śmierci był fakt, że nie umarł samotnie. Towarzyszyła mu żona Lotte. Młodsza o 30 lat, była całkowicie oddana mężowi. Jak wszyscy uważała, że to jeden z największych umysłów swoich czasów, z radością przyjmowała więc rolę jego asystentki. Gdy Zweig podjął decyzję o zakończeniu życia, piękna Lotte postanowiła mu towarzyszyć. Małżonkowie zażyli śmiertelną dawkę barbituranów (substancji wykorzystywanych w lekach nasennych i znieczulających), a następnie zasnęli trzymając się za ręce.
Czytanka o mistrzu
"Ostatnie dni Stefana Zweiga" skupiają się na tym epizodzie. Zweiga i Lottę poznajemy, gdy podróżują już do Brazylii. Są ze sobą szczęśliwi, ale krążące nad światem widmo Holocaustu nie pozwala im z tego szczęścia korzystać (co ciekawe małżonkowie do śmierci nie poznali rozmiarów hitlerowskich zbrodni). Komiks Sorela i Seksika przesiąknięty jest tęsknotą za światem sprzed wojny, w każdym kadrze czuć, że nie ma już do niego powrotu, że to naprawdę "ostatnie dni". Sam Zweig ukazany został jako smutny geniusz, otaczający się emocjonalnym murem i doskonale zdający sobie sprawę z bezwzględności otaczającego go świata. Lotte, choć młodsza i radośniejsza, łatwo przejmuje humory męża i również pogrąża się w smutku.
Doskonałą pracę wykonał rysownik, francuski artysta Guillaume Sorel. Stosując malarskie techniki i stonowane barwy trafnie oddaje nastroje towarzyszące głównym bohaterom. Nie ma tu gwałtownych emocji, ani eksperymentów w kadrowaniu. Jest za to spokojna, snująca się opowieść o dwojgu ludzi, którzy zmierzają ku śmierci.
Pracom Sorela nie dorównuje niestety scenariusz Laurenta Seksika. Pisarz z Nicei podchodzi do swojego bohatera na klęczkach, ustami postaci drugoplanowych wciąż powtarzając, jaki z niego geniusz. Banały o wielkości austriackiego prozaika powtarzają się niemal na każdej stronie i nie omijają nawet rozmów pomiędzy małżonkami. Może to zresztą lepiej, gdyż za każdym razem, gdy temat schodzi na uczucia, Seksik sięga po banały, każąc swojemu bohaterowi, jednemu z najwybitniejszych pisarzy XX wieku, wygłaszać kwestie jakby wprost z Harlequina.
Lektura "Ostatnich dni Stefana Zweiga" wzbudza emocje podobne do tych towarzyszących podziwianiu pomników wielkich przywódców. Łatwo zachwycić się maestrią artysty i poczuć respekt do uwiecznianej postaci. Ale to wszystko. Z albumu Sorela i Seksika nie dowiemy się, jakim człowiekiem był Zweig, gdyż na 88 stronach ani razu nie przebywamy naprawdę blisko niego. To zachowawcza czytanka, oddająca hołd wielkiemu artyście. Szkoda, bo austriacki geniusz zasłużył na więcej.
Martwi Stefan i Lotte Zweigowie