Tak!

Misję tym trudniejszą, że jednocześnie Whedon osiągnąć musiał dwa cele - jednym strzałem trafić w gust szerszej publiczności głodnej rozrywki oraz komiksowych zapaleńców, skłonnych do podnoszenia krzyku przy każdej modyfikacji materiału źródłowego. To nie mogło się udać. A jednak, "Avengers" to jeden z najlepszych filmów akcji ostatnich 10 lat.

Tak!
Źródło zdjęć: © Marvel

15.05.2012 | aktual.: 29.10.2013 17:11

Wielkie niebezpieczeństwo zagraża Ziemi. Nie poradzą sobie z nim armie, na nic dyplomacja. Jedynym sposobem jest zebranie w jednym miejscu najpotężniejszych bohaterów i skierowanie ich gniewu w odpowiednią stronę. To tyle, jeśli chodzi o fabułę "Avengers", której podstawową funkcją jest uzasadnienie, dlaczego Iron Man, Thor, Hulk i Kapitan Ameryka przebywają w jednym pomieszczeniu. Whedon rozpisuje dynamikę tej grupy zręcznie, z ogromną dozą poczucia humoru. Downey Jr jako Tony Stark jest jak zwykle rozbrajający i zabawny, ale reszta aktorów nie zostaje daleko w tyle. Solidnie swoje role herosów odrobinę oderwanych od naszej rzeczywistości grają Chris Hemsworth (Thor) i Chris Evans (Kapitan Ameryka). Świetnie sprawdza się Mark Ruffalo, zastępujący Edwarda Nortona w roli doktora Bruce'a Bannera.

Dodatki, czyli Scarlett Johansson (Czarna wdowa), Jeremy Renner (Hawkeye) i Samuel L. Jackson (Nick Fury), na całe szczęście, a wbrew moim wcześniejszym obawom, nie są przesunięte na plan pierwszy. To ludzie bez supermocy, którzy wspierają główną drużynę, nie zabierając im zbyt wiele czasu na ekranie. Każdy aktor wydaje się rozumieć swoją rolę i głównie dzięki temu "Avengers" stanowią popisową mieszankę talentów aktorskich, akcji i efektów specjalnych.Widać, że w każdej konfiguracji aktorskiej gwiazdy czują się dobrze, jest pomiędzy nimi chemia tak potrzebna filmowi bazującemu w głównej mierze na relacjach między członkami drużyny.

Whedonowi udało się wymieszać chemię załogi ze świetnie wyreżyserowanymi scenami akcji. Zbyt dużo aktorstwa i film mógł zamienić się w teatrzyk przedrzeźniających się nawzajem ludzi w kolorowych kostiumach. W 143 minutach seansu mieści się ogromna ilość pojedynków, bo głównie z nich składa się tutaj walka.W końcu "Avengers" to nie tylko nagromadzenie nadludzkich umiejętności i mięśni w jednym miejscu, ale także rozrośniętych ego, a więc i walk pomiędzy samymi głównymi bohaterami nie brakuje. Tym bardziej świadczy to o umiejętnościach reżysera, że widz chłonie tę strukturę - najpierw walka między sobą, następnie zjednoczenie w obliczu wspólnego wroga. To, co w innej produkcji mogłoby być wyświechtane, tu jest naturalne i zrozumiałe.

Marvel Studios w ciągu 4 lat od premiery pierwszego ,,Iron Mana" stworzyło swój własny, superbohaterski podgatunek filmowy. Przenosząc zasady obowiązujące w świecie komiksu, pełnego "cross-overów", "rebootów", uniwersów i alternatywnych wymiarów, firma wyrąbała sobie niszę na rynku, którą wypełniać może przez lata. Pobiła pod tym względem "Władcę Pierścieni" i serię o Harrym Potterze, ze swojej natury marki z jasnym zakończeniem. Świat Marvela przypomina pod tym względem "Gwiezdne wojny" (ale bez George'a Lucasa), z tą przewagą, że posiada bogate zaplecze bohaterów i fabuł, rozwijane od kilkudziesięciu lat.* I jeśli studio kręcić będzie więcej produkcji takich jak "Avengers", to prawdopodobnie uda się wychować nowe pokolenie wielbicieli superbohaterów*, tym razem nie na komiksach, ale na filmach.

To jednak przyszłość, a "Avengers" w kinach lecą w tej chwili. Jeśli wciąż zastanawiacie się nad tym, czy wesprzeć swoim portfelem twórców filmu, to odpowiedź jest krótka: tak.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)