Tajemnice Prigożyna. Hakerzy wykradli kilka tysięcy dokumentów
Śledztwo dziennikarskie oparte na tajnych dokumentach pokazuje, że Jewgienij Prigożyn, szef militarnej Grupy Wagnera, prowadzi także własną agencję prasową, farmę troli oraz prywatną służbę bezpieczeństwa do uciszania wrogów. Podporządkowuje sobie także kolejne afrykańskie kraje wraz z ich bogactwem. Tylko z Ukrainą mu nie idzie.
24.06.2023 11:32
Wieczorem 23 czerwca Prigożyn wezwał Rosjan do walki przeciwko moskiewskiemu reżimowi. Stało się to tuż po tym, jak Ministerstwo Sprawiedliwości uznało go za agenta obcego wywiadu, który stanowi zagrożenie dla stabilności kraju. Lider grupy Wagnera zareagował stanowczo: - Putin dokonał złego wyboru. Tym gorzej dla niego. Wkrótce będziemy mieli nowego prezydenta.
Agencja Reutera informuje, że w rękach najemników Prigożyna znajduje się Rostow nad Donem, ale także i położony 500 km na południe od Moskwy Woroneż.
Wagnerowcy zmierzają w kierunku Moskwy. Stolica Rosji jest postawiona w stan pełnej gotowości. Ustawiono blokady drogowe, zamknięto autostradę A4 prowadzącą z Rostowa do Moskwy. Więcej szczegółów na temat bieżących wydarzeń w Rosji przeczytacie w liveblogu Wirtualnej Polski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
A kim jest mężczyzna stojący na wojskowym puczem? Prigożyn pod koniec lat 80. był zwykłym bandytą i złodziejaszkiem, np. napadającym na kobiety i okradającym je z biżuterii. Gdy w 1990 roku odsiedział swoje, zaczął od sprzedawania hot dogów na ulicach Petersburga. Zarobione pieniądze zainwestował w restaurację. Jako menadżera zatrudnił Anglika, Tony Gear’a, który wcześniej pracował w stolicy Wielkiej Brytanii w hotelu Savoy.
Restauracja Staraja Tamożna (ros. stary dom celny - red.) stała się drogim, eleganckim i chętnie odwiedzanym miejscem na mapie Petersburga. Do tego stopnia, że pochodzący z Petersburga Putin zaczął zamawiać u Prigożyna catering. Restaurator zaczął dostawać od swojego zleceniodawcy z Kremla coraz większe kontrakty, już nie tylko na catering, ale też prowadzenie stołówek szkolnych w Moskwie i żywienie rosyjskiej armii.
Progożyn był ambitny. Kiedy Putin zaczął wspierać separatystów w Donbasie i szykował się do aneksji Krymu, potrzebował "zielonych ludzików", których nie będzie można oficjalnie połączyć z armią. Stąd pomysł armii prywatnej. Prigożyn wyczuł swoją szansę: już nie tylko steki, ale też broń i prywatne wojsko. Z kuchni trafił prosto na kremlowskie salony. Były złodziejaszek stał się jedną z najważniejszych postaci w mafijnej Rosji.
Jego żołnierze z prywatnej Grupy Wagnera pojawili się nie tylko w Ukrainie, ale też w Syrii w 2015 roku. Dali się poznać jako bezwzględni mordercy, torturujący, gwałcący i zabijający cywilów, używając do tego np. ciężkich młotów kowalskich.
Dziś Grupa Wagnera może liczyć nawet kilkadziesiąt tysięcy kontraktowych najemników, służących na froncie w Ukrainie, ale także w Afryce, m.in w Mali, Libii i Republice Środkowoafrykańskiej.
Po co wagnerowcy są w Afryce? Rosyjskie firmy zajmują się tam wydobyciem złota i diamentów, a najemnicy z grupy Wagnera trudnią się ochroną kopalni na tych terenach. Jak jednak podaje portal Deutsche Welle, wagnerowcy nie tylko ochraniają te kopalne, ale wręcz je prowadzą. Spółki zależne Prigożyna mają po prostu koncesje na prowadzenie tam wydobycia. Grupa Wagnera zarabia także na na cennym drewnie. Rząd w Bangi w Republice Środkowoafrykańskiej przyznał spółce zależnej Prigożyna nieograniczone prawo do eksploatacji lasów na obszarze 187 tysięcy hektarów. Wchodzą w handel cukrem i alkoholem.
Wagnerowcy coraz częściej wspierają lokalne rządy, będąc ich ramieniem zbrojnym, zastępując lokalną policję czy oddziały ONZ. Podporządkowują sobie już nie tylko kopalnie, ale całe kraje i ich przywódców, sądy, media.
Deutsche Welle pisze, że w Republice Środkowoafrykańskiej około 1890 tzw. "rosyjskich instruktorów" wspiera wojska rządowe w wojnie domowej. Z kolei dziennik "The Wall Street Journal" podał, powołując się na amerykańskie źródła wywiadowcze, że Grupa Wagnera w Czadzie planowała zamach stanu wspólnie z lokalnymi rebeliantami. W Mali prorosyjska i antyzachodnia junta wojskowa również sprowadziła, według obserwatorów, setki najemników Wagnera.
Tuszowanie zbrodni, łapówki, kłamstwa
Śledztwo dziennikarskie niemieckiej gazety "Welt Am Sonntag", portalu "Business Insider", gazety "Paris Match" i telewizji Arte pokazuje jak działa ten krwiożerczy mafioso. Dziennikarze przeanalizowali ponad 2500 dokumentów, które zostały przechwycone przez hackerów. Pokazują one mechanizmy stojące za Grupą Wagnera.
Rezultat tego śledztwa pokazuje w Polsce telewizja Arte (film "Rosyjscy najemnicy: Wagner i system Prigożyna" zamieszczamy poniżej). Dokument rzuca nowe światło na postać Prigożyna. Pokazuje zaangażowanie jego żołnierzy (często rekrutowanych z więzień) w Ukrainie i Afryce. Ale nie tylko. Dokument pokazuje jeszcze dwie - poza militarną - odnogi działalności "kucharza Putina".
Pierwsza to dezinformacja: Prigożyn nie tylko prowadzi swoją "farmę trolli" (zwaną Internet Research Agency), ale ma także swoją agencję prasową, tzw. Federalną Agencję Newsową (FAN), która zajmuje się sławieniem i propagowaniem "ruskiego miru" i "rosyjskich wartości". Finansowana przez Prigożyna Operacja "Magadan" ma za zadanie rozsiewać dezinformację na Facebooku i innych mediach społecznościowych. Z kolei w Republice Środkowoafrykańskiej wagnerowcy zakładają prorosyjskie media, opłacają redaktorów i dziennikarzy, finansują "spontaniczne" protesty uliczne uderzające w Zachód, Francję i ONZ.
Kolejny aspekt działalności Prigożyna to prywatna służba bezpieczeństwa, która na terenie Rosji ma nękać przeciwników reżimu. W Rosji ludzie Prigożyna śledzą, infiltrują i niszczą opozycję; natomiast w Afryce zajmują się tuszowaniem zbrodni wojennych popełnianych przez rosyjskich najemników. Jak to działa? Na przykład w Republice Środkowoafrykańskiej miejscowa prokuratura dostaje wysokie łapówki, żeby tuszować gwałty na Afrykankach popełniane przez Rosjan. Takich przykładów jest w filmie więcej. Dziennikarze docierają do świadków, w tym byłych wagnerowców.
Tymczasem raporty amerykańskie i ukraińskie podają, że w czasie konfliktu w Ukrainie (zwłaszcza pod Bachmutem) wagnerowcy mogli już stracić jedną trzecią swoich oddziałów, które liczyły kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy.
Dokument ARTE obejrzycie w całości poniżej:
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski