Szymon Bobrowski: Zawsze chciałem zagrać gangstera
- Polubiłeś graną przez siebie postać?
Sz.B.: Absolutnie tak, od pierwszego momentu, jak tylko dostałem propozycję zagrania jej. A to nie nastąpiło od razu. Zdjęcia próbne były dość długie i trwały w moim przypadku prawie półtora miesiąca. Półtora miesiąca ekipa zastanawiała się czy ja mam grać rolę Skalpela. Jak tylko dostałem materiał i propozycję, żeby grać w „Odwróconych”, powiedziałem sobie tak.
06.03.2007 17:05
- I nie miałeś problemu z tym, że będziesz gangsterem?
Sz.B.: Zawsze chciałem zagrać gangstera. Od początku chciałem wystąpić w tej produkcji. Wszystkie role w tym serialu są interesujące. Wszystkie postacie są fantastyczne i kolorowe.
- Dlaczego to był taki fenomenalny materiał?
Sz.B.: Tak jak powiedziałem - wyrazistość i cielistość tych postaci, prawda i niedwuznaczność jest przerażająco dosłowna. W tym serialu, moim zdaniem, prawda osiągnęła szczyt, jesteśmy tak przerażająco wiarygodni. Całe towarzystwo, wszyscy ludzie grający w tym serialu mogę śmiało powiedzieć, że zaangażowali 120 procent swoich możliwości. Materiał był wstrząsający. Pierwszy raz miałem do czynienia z dialogami, których nie trzeba było się uczyć na pamięć. Brało się tekst do ręki, czytało się i to już było w głowie.
- Serial był inspirowany prawdziwymi wydarzeniami i historiami. Czy to pomagało?
Sz.B.: Absolutnie tak. To jest interesujące, jeżeli pracujesz i wiesz, że ktoś kiedyś żył, coś podobnego robił. Wszystko, co jest wiarygodne w życiu prywatnym i później jest przenoszone na taśmę, jest niezwykle inspirujące i ciekawe do zagrania.
- Nie bałeś się, że po tej produkcji twój wizerunek, aktora przystojnego i eleganckiego, zostanie nadszarpnięty? Przecież grasz bandziora.
Sz.B.: Bałem się tylko, że policjanci zapamiętają twarz, która będzie im się kojarzyła z niezbyt pozytywnym bohaterem. Ja zawsze próbuję znaleźć w kimś, kogo gram, coś pozytywnego. Zawsze próbuję mieć pozytywne nastawienie do tego, co gram. A poza tym zawsze wierzę w inteligencję widza. Widz doskonale wie, że to jest taka magia, taka zabawa i gra. Ludzie wiedzą, że jestem aktorem, a prywatnie jestem całkiem miłym Szymkiem, który prowadzi przyzwoite życie.
- O czym jest ten serial?
Sz.B.: Na pewno o przyjaźni, na przykład pomiędzy Skalpelem a Blachą, o lojalności, o poszukiwaniu własnej drogi i o błędach, które każdy z nas w życiu popełnia. Ale też o możliwości wybrnięcia z tych błędów. Absolutnie jest to serial o walce dobra ze złem i zła z dobrem w najbardziej klasycznym wydaniu.
- Lubisz castingi?
Sz.B.: Już do nich przywykłem. Teraz staram się już na nie nie chodzić, bo co mam udowadniać. Pracuję ponad 15 lat w zawodzie. Poza tym mam wrażenie, że Polsce casting nie służy. Zaprasza się 30-40 aktorów i szuka dopiero wizerunków. Nie tak to, moim zdaniem, powinno wyglądać. Reżyser powinien wiedzieć kogo zaprasza, po co zaprasza i jaki efekt chce osiągnąć. W Polsce nie pisze się niestety scenariusza pod aktora. A wydaje mi się, że szkoda. Powinno się pisać pod aktorów, bo prawdziwy, wspaniały film powstaje, moim zdaniem, tylko wtedy, kiedy następuje miłość bezwzględnie absolutna i piękna między operatorem, reżyserem a aktorem.
- Przez casting do „Odwróconych” przewinęła się plejada aktorów. Czy trudno było otrzymać rolę?
Sz.B.: Na szczęście dla mnie casting robiła Małgosia Adamska i Ewa Andrzejewska, które nie widzą we mnie tylko aktora, który już coś zagrał, ale przede wszystkim widzą aktora - wydaje mi się - nieodkrytych i niewyczerpanych jeszcze możliwości. Przede mną wszystko, co najpiękniejsze...
- Powiedz mi jeszcze o atmosferze na planie.
Sz.B.: Absolutnie fantastyczna. Ekipa „Odwróconych” była fenomenalna. Wszystkie ogniwa były dobrane tak perfekcyjnie, od kostiumu po charakteryzację. Aktorzy byli dobrani tak, że uwielbialiśmy spędzać ze sobą czas.