Szulim przerywa milczenie: "Doda złapała mnie za głowę i rzuciła na podłogę!"
None
Co tak naprawdę się wydarzyło?
O tym mówią wszyscy. Nic dziwnego, niecodziennie dochodzi do tak skrajnych sytuacji w show biznesie. Przypomnijmy, że podczas bankietu po gali "Niegrzeczni 2014" Doda zaatakowała Agnieszkę Szulim. Wszystko działo się w zabarykadowanej toalecie. W wyniku szarpaniny ucierpiała zarówno wokalistka jak i dziennikarka. Na miejscu musiała interweniować policja. Dziś każda z pań walczy na słowa, udzielając obszernych wyjaśnień w mediach. Powodem bójki miał być jeden z odcinków "Na językach", w którym prezenterka szydziła i drwiła z wypadku muzycznej gwiazdy. Jak się okazało, powód zajścia był zupełnie inny. Doda uważa, że jej zachowanie było jedynie wynikiem obrony na to, co Szulim opowiadała w swoim programie o jej rodzinie, a szczególnie o przyrodniej siostrze.
- Nigdy nie podam ręki Agnieszce Szulim. Mam nadzieję, że kiedyś jej rodzice będą obrażani i naprawdę szczerze jej tego życzę. Dlaczego? Jej program miał spaść z anteny i z tego, co wiem, to miał fatalną oglądalność przez pierwsze dwa odcinki i właśnie wtedy zdecydowała, że przez kolejne trzy będzie mowa tylko i wyłącznie o mnie i moich rodzicach. Robiła to z premedytacją i uśmiechem na twarzy, doprowadzając moją babcię i mamę do naprawdę niemiłych odczuć. Szczerze, to naprawdę mam gdzieś, co ona myśli. Myślę, że wszystko to do niej wróci, a jeśli nie, to ja przyśpieszę ten proces- powiedziała Doda w rozmowie z "Kobiecym okiem".
Prowadząca "Na językach" również postanowiła odnieść się do głośnego incydentu i publicznie przedstawić swoją wersję wydarzeń. W studiu "Dzień Dobry TVN" roztrzęsiona opowiedziała, co tak naprawdę wydarzyło się tego feralnego wieczoru.
- Strasznie zależy mi, żeby nie traktować tej sytuacji jako żartu. Żarty się skończyły, kiedy w grę weszła przemoc. Nie zgadzam się na przemoc wobec nikogo, a to była regularna napaść- podkreśliła już na początku rozmowy.
AR/AOS
Od początku iskrzyło
Szulim, gdy tylko zaczęła przypominać sobie, jak wyglądało całe zajście, nie kryła zdenerwowania. Nie potrafiła wprost nazwać tego, co czuła. Mówiła chaotycznie i łamiącym się głosem.
- Dla mnie najważniejsze jest to, że pojechaliśmy na galę, żeby odebrać nagrodę. Jak słyszę, że to było sprowokowane przeze mnie, żeby podlansować program, bo startuje nowa ramówka, to ogarnia mnie pusty śmiech, ponieważ wolałabym lansować program tą nagrodą, a teraz nikt o niej nie mówi, bo wszyscy mówią o aferze- zaczęła.
- Jakimś cudownym zbiegiem okoliczności dzień później była premiera nowego teledysku pani Doroty Rabczewskiej. Wyszłam na scenę i wtedy już się zaczęło, bo z ust pani Doroty Rabczewskiej poleciało kilka epitetów, ja mam na to świadków. Mówię na nią pani Dorota R., bo jedyne miejsce gdzie się jeszcze spotkamy to będzie sąd. Podczas finału, weszliśmy na scenę i wtedy zostałam po raz pierwszy popchnięta przez panią Dorotę Rabczewską. Jest nagrany film, na którym doskonale to widać co się wydarzyło. Pomyślałam wtedy, że to głupi wyskok i postanowiłam nie reagować. Antek Królikowski odprowadził mnie na drugą stronę sceny. Mnie i producentowi programu "Na językach" bardzo zależało, by uniknąć kłótni z panią Dorotą Rabczewską. Spodziewałam, że ona może prowokować, ale nie przypuszczałam, że może zrobić coś takiego. Ja nie wierzę w to do dzisiaj, że to się stało. Nikt z nas nie przypuszczał, że może się stać coś takiego. Ja zostałam napadnięta, to była regularna napaść w toalecie, zablokowanej od zewnątrz przez
dwie dziewczyny - dodała prezenterka.
Niespodziewany atak w toalecie
Prawdziwe piekło dopiero miało nadejść.
- Poszłam do toalety, na szczęście z koleżanką, bo się trochę bałam. Kiedy wychodziłyśmy, okazało się, że toaleta jest zablokowana, od zewnątrz, na co są świadkowie, od środka blokował drzwi albo pani Doroty brat, albo menedżer. Ona była w środku, była z nią koleżanka, która nagrywała wszystko na telefon. Najpierw zaatakowała mnie jakimś pistoletem na wodę, który miała przygotowany, wykrzykując tam różne rzeczy. Ponieważ ja byłam spokojna i nie reagowałam, prawdopodobnie chciała mnie sprowokować, bo kiedy skończyła, to powiedziałam: "Dobrze, skończyłaś, to ja teraz pójdę się wysuszyć" i wróciłam do tej toalety - bo to się działo w korytarzu - a ona poszła za mną i tam się na mnie rzuciła, brat nie pozwolił mi wyjść z toalety. Zostałam złapana za głowę i przewrócona na podłogę. Na szczęście była ze mną koleżanka, która robiła raban, odciągała ją, krzyczała "co wy robicie, puścicie nas"!
Szulim zapowiada, że zrobi wszystko, aby ukarać Dodę
Marcin Meller próbował nadać całej historii ramy czasowe i usystematyzować nieuporządkowaną opowieść gościa. W końcu zapytał o sińce i zadrapania, które po bójce pokazywała Agnieszka.
- Nie pamiętam, to był kocioł. Tam się tyle działo. Potem przyjechała policja. Zapytała, czy spożywałam alkohol, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że tak. To był początek afterparty, wypiłam pół drinka. Powiedzieli, że w takim razie nie mogę złożyć skargi, mogą tylko zrobić notatkę. Nie kwapili się, żeby zejść i porozmawiać z Dorotą Rabczewską, która siedziała na dole, piła drinki i się świetnie bawiła w towarzystwie. My mamy to zarejestrowane, nie na potrzeby programu, ale na potrzeby sądu, żeby mieć ewentualny materiał dowodowy. Kiedy policja przyjechała menedżer albo brat krzyczał: "Pani Agnieszka rzuciła się na Dodę!", co było absurdem - wyznała.
- Pani Dorota czuje się tak bezkarna i tak uważa, że wszystko jej wolno, że ja jestem w szoku. To nie była pierwsza napaść Doroty Rabczewskiej i prawdopodobnie nie ostatnia, jeżeli nadal będziemy traktować ją tak, jak do tej pory. To jest promocja osoby, która naprawdę nie waha się używać przemocy wobec innych, ja nie jestem pierwszą osobą (...) Program "Na językach" można obejrzeć w internecie, wszystkie odcinki. Jeżeli Dorota Rabczewska miała podstawę, mogła skierować sprawę do sądu. Nie zrobiła tego. Nie ma zgody na przemoc wobec nikogo. Stanę na rzęsach, żeby ona została ukarana. Składam akt oskarżenia z powództwa prywatnego, mam świadków, mam dowody, mam też zdjęcia z obrażeniami. To jest tak potwornie dziwne, po raz pierwszy w życiu ktoś mnie napadł, podniósł na mnie rękę, ja co innego wyniosłam z domu - powiedziała Szulim.
Sprawa będzie miała swój finał w sądzie
Dziennikarka odniosła się także do tego, że nie próbowała się bronić. Przez cały wywiad powtarzała, że ma świadków, którzy potwierdzą jej słowa.
- Ludzie widzieli, w jakim stanie wyszłam z toalety i w jak nienaruszonym stanie wyszła pani Dorota Rabczewska. Myślałam na tyle przytomnie, żeby nie tknąć jej nawet palcem, uderzyć, nic nie mogę zrobić, żeby ona nie miała pretekstu, że ja jej coś zrobiłam. Tam się stało coś bardzo złego, to była napaść. (...) Masz taką słabość, bezsilność czujesz. Jednocześnie oglądam te relacje z pokazu Dawida Wolińskiego, gdzie widzę jak ona bryluje na ściance i śmieje się ze zdjęć prosto w twarz. To jest patologia, narasta we mnie motywacja, żeby ktoś w końcu zrobił z tym porządek.
Wówczas Magda Mołek zapytała, czy Szulim nie boi się, że prowadzenie programu o show biznesie w taki sposób, w jaki robiła to dotychczas, nie sprowokuje nikogo do kolejnych awantur.
- Myślę, że takich osób jak Dorota Rabczewska w show biznesie na szczęście nie ma. Rozmawiałam z Moniką Jarosińską, która też została pobita przez Rabczewską. Ona miała ten problem, że jej ludzie też nie wierzyli, mówiła, że przez pół roku walczyła z depresją. (...) Kieruję sprawę do sądu i zamykam medialnie temat. Chciałam poprosić dziennikarzy, żeby już do mnie nie dzwonili i nie pytali mnie o to - zakończyła rozmowę w "Dzień Dobry TVN".
AR/AOS