"Szpilki na Giewoncie": Natalia Rybicka - "Góry i dołki są co chwilę"
27.03.2012 14:38
- Nie dość, że Mateusz nosi twoje prywatne nazwisko - Rybicki, to wszystko wskazuje na to, że scenariusz "Szpilek na Giewoncie" połączy was na dobre?
Miałam przyjemność grać z Jankiem Wieczorkowskim w horrorze "Pora mroku". Wtedy on był moim oprawcą. Przyjmując rolę w "Szpilkach" liczyłam na to, że tym razem to ja przejmę kontrolę i będę "panią sytuacji". W naszym wątku jest dużo niewiadomych i to mi się bardzo podoba.
- Stare przysłowie mówi: "Kto się czubi ten się lubi"...
Na szczęście nic w naszej relacji nie jest czarno-białe. Oczywiście, że Agnieszka nie przestała wierzyć w romantyczną miłość. Otrząsnęła się po porażce i dziś znów gotowa jest na nowe wyzwania i nową miłość.
- Losy Agnieszki nie potoczyły się szczęśliwie na zakończenie trzeciej transzy. Zaskoczył cię scenariusz nowej serii?
Podoba mi się w tej serii to, że historia nie buduje się na jednej postaci. Mamy wiele wątków, wyrazistych bohaterek, których losy się przeplatają. Tworzymy bardzo silną grupę fajnych dziewczyn!
- Co jest wizytówką Agnieszki? Ostre pazurki?
Agnieszka pozostała grzeczną, naiwną dziewczynką, która wierzy w miłość, w ludzi i w mężczyzn. Mimo tego jest także osobą, która wie czego chce, sięga po swoje i dąży do wyznaczonych przez siebie celów. Z dnia na dzień zrezygnowała z pracy w korporacji, przyjechała do Zakopanego. Tu zakochała się w ludziach, w Tatrach i zaczęła tworzyć swoje życie od zera. Chylę przed nią czoła, że podjęła takie wyzwanie, bo wielu ludzi żyje tak, jak nie chce.
- Podoba ci się życie w Zakopanem?
Bardzo ucieszył mnie ten projekt. Zakopane jest dla mnie odskocznią od życia, które prowadzę w Warszawie. Świeże powietrze, cudowne widoki, klimat i pyszne jedzenie. Przyznam, że czasem było ciężko, gdyż miałam w tym samym czasie zobowiązania w stolicy i jeździłam tam i z powrotem, ale czas ten wspominam bardzo przyjemnie.
- Co cię wyrywało do Warszawy?
Próby i spektakle w Teatrze Współczesnym. Gram w "Moralności pani Dulskiej" w reżyserii Agnieszki Glińskiej i jestem w próbach do "Hamleta" w reżyserii Macieja Englerta. Ale spokojnie, od dziecka musiałam łączyć wiele obowiązków, więc to dla mnie norma. Jeden projekt mi nie wystarcza (śmiech). Praca mnie napędza. Uważam, że człowiek funkcjonuje lepiej, gdy ma dużo obowiązków.
- Nie ma cię na okładkach, w tabloidach i na portalach. Jesteś widziana na zupełnie innej półce. Twój wizerunek medialny jest zgodny z twoim ja?
Absolutnie tak. Wiem na pewno kim być nie chcę. I to, że jestem w tym, a nie w innym miejscu zawdzięczam ludziom, którym zaufałam. Wywiady i sesje zdjęciowe to oczywiście część mojej pracy, gdyż wymaga tego produkcja, jednak ważna jest dla mnie prywatność.
- Panuje powszechne przekonanie, że ilość okładek przekłada się na popularność. A ty radzisz sobie świetnie bez tego!
Zdaję sobie sprawę, jak to działa. Producenci patrzą na rankingi, oglądalność i zdjęcia w prasie. Za tym idzie obsada. Ciężko jest walczyć i o siebie, i o siebie w tym świecie.
- Nie czujesz oddechu paparazzich na plecach?
Nigdy nie zwracałam uwagi na to, jak i co o mnie piszą. Wydaje mi się, że pomimo pracy jaką wykonuję pozostałam zwykłą dziewczyną. Zdarza mi się wyjść do sklepu w dresie i bez makijażu.
- Sama ogarniasz swoje życie, czy masz sztab ludzi i nie podejmujesz decyzji bez konsultacji z agentem?
Chciałabym tyle pracować, żeby nie ogarniać tego, co dzieje się w moim życiu zawodowym. Umiem sama czytać swój kalendarz, który również sama wypełniam (śmiech).
- Śledząc twoją karierę można zaryzykować stwierdzenie, że świadomie i konsekwentnie dobierasz propozycje. To trudna sztuka dla młodego aktora?
Chcę wciąż się rozwijać. Rzeczywiście propozycje, w których biorę udział są interesujące, przynajmniej dla mnie. We wszystkim staram się widzieć plusy, a nie minusy. Nie mogę powiedzieć, że czegoś żałuję. Bardzo doceniam szanse jakie dostaję. Mam szczęście do ludzi i do produkcji, które wiele mnie nauczyły.
- Będąc na studiach nakręciłaś serial "Londyńczycy", film "Pora mroku", wzięłaś także udział w innych produkcjach. Nie brałaś urlopu dziekańskiego?
Nigdy nie szłam na łatwiznę, a szkoła pomagała mi w łączeniu obowiązków. Praca i studia wymagały ode mnie wewnętrznej dyscypliny, ale warto było. Udało mi się. Kiedy masz zajęcia od rana do wieczora, siedem dni w tygodniu, plus jeszcze plan filmowy i nagle to wszystko się kończy, nie wiesz co ze sobą zrobić. Miałam szczęście, że po studiach od razu weszłam w kolejne projekty, ale i tak przeżyłam lekki szok związany z nadmiarem wolnego czasu. Może właśnie dlatego, że od dziecka żyłam w dyscyplinie i miałam wypełnione zajęciami całe dnie.
- Zaliczyłaś już doła zawodowego?
Góry i dołki są co chwilę, prawda? Każdy ma chwile zwątpienia.
- "Szpilki na Giewoncie" to serial, ale reżyserowany przez Radosława Piwowarskiego, fabularzystę.
Na planie spotkałam fantastycznych ludzi, od których mogę wiele się uczyć. I za to jestem losowi wdzięczna. Radosław Piwowarski parę lat temu polecił mnie do roli Iwonki w "Żurku", dlatego szczególnie miło mi się teraz z nim spotkać przy wspólnym projekcie.
- Ale nie samą pracą człowiek żyje?
Pewnie! Mam fantastycznych przyjaciół, którzy są ze mną zawsze, mam rodzinę, która mnie kocha i wspiera. I w końcu odkryłam, że są inne wartości w życiu niż praca. Wiem, co mówię, bo potrafię zatracić się w tym, co robię.
- Dziękuję za rozmowę.