"Swoi" kontra "obcy"
Jak zgodnie twierdzą informatorzy artykułu "Newsweeka", w rozrywkowych programach zwycięstwo nie przypada ani tym najlepszym, ani najbardziej lubianym. Wygrywa ten, kto może przynieść zyski stacji, a ta delikatnie mu w tym pomaga. W jaki sposób? Zostanie np. zaprezentowany w lepszym świetle dosłownie i w przenośni. Realizatorzy przygotują na jego temat ciekawszy materiał, częściej będzie się pojawiał w śniadaniowej telewizji, styliści dopasują mu korzystniejsze kostiumy czy makijaż. Ba, podsuną nawet taki repertuar, który wzbudzi u widzów pozytywne emocje. Jednym słowem, w telewizyjnej produkcji nic nie jest bez znaczenia.
- Nie da się oczywiście zaplanować, że wygra Maserak i jego partnerka, ale można zrobić tak, że Maserak zatańczy do jakiegoś aktualnego hiciora, który publiczność uwielbia, podczas gdy inni dostaną gorsze melodie. I widzowie zagłosują na Maseraka - wyjaśnia na łamach "Newsweeka" anonimowo producentka jednego z programów.
Nie jest też kwestią przypadku fakt, że w rywalizacji gwiazd prym wiodą głównie te związane ze stacją emitującą show.
- Publiczności wydaje się, że głosuje i wybiera swojego kandydata, ale w rzeczywistości decyzję podejmują właściciele stacji. Bo muszą promować własne gwiazdy, pogodynki i aktorów ze swoich seriali - mówi Robert Leszczyński. Jego opinię potwierdza jeden z producentów. "Swoje" gwiazdy dostają wiele wskazówek, jak prezentować się w programie, by utrzymać się w grze. "Obce" traktowane są po macoszemu.
To może tłumaczyć np. dlaczego w zakończonej niedawno edycji "Tańca z gwiazdami" zaskakująco długo utrzymał się Misiek Koterski, gwiazda serialu Polsatu, a niewiarygodnie szybko odpadła Marta Wierzbicka związana z TVN. Konkretne przykłady zwycięzców na życzenie stacji dotyczą jednak innych programów.